Ekstraklasa gra (2) - frajerski remis Lecha, "Jaga", Wisła i Piast nie na słabe nerwy
2013-07-29 20:05:03; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Choć słońce grzało niemiłosiernie, a siedząc przez 90 minut na trybunach (może poza wieczornymi spotkaniami) można było się nieźle opalić, piłkarze dali radę. Na 16 zespołów tylko jeden nie strzelił bramki.
Ogólnie w tej kolejce padło 26 bramek, a żadne spotkanie nie skończyło się bezbramkowym remisem. Jeśli ktoś jednak liczył na jakieś zaskoczenia w tej kolejce - niestety. Dlaczego? No bo to wszystko przecież już było. Lech w ostatnich minutach wypuszcza z rąk zwycięstwo? W poprzedniej kolejce było dokładnie tak samo. Piast odrabia jednobramkową stratę i wygrywa swoje spotkanie? Nic nowego, w zasadzie najgorzej gdy Piast... trafia pierwszy. Śląsk - Jagiellonia? No to musi być dramaturgia i dobrych kilka bramek, tak jak w ubiegłym sezonie. Nawet piękny strzał z dystansu Marcina Malinowskiego to deja vu z poprzedniej kolejki, a przecież jemu bramki zdarzają się niezwykle rzadko.
Wspomniany gol Malinowskiego to jednak nie jedyne niezwykłej urody uderzenie w tej kolejce. Co więcej, to nie był nawet jedyny tak piękny strzał w meczu Ruchu z Lechią Gdańsk, otwierającym drugi weekend z polską Ekstraklasą. Kilkanaście minut przed nim Brazylijczyk Deleu zdobył bramkę, która - z racji też na jego narodowość - od razu przypomina nam gola innego "Canarinho", Daniego Alvesa. Konkretnie - to trafienie:
Szkoda, że po tych dwóch niezwykłej urody golach, spotkanie zrobiło się lekko niestrawne, jednak ze względu na strzały Deleu i Malinowskiego - wybaczamy.
Jeśli chodzi o takie właśnie średnio strawne spotkania, to do worka wrzucilibyśmy także mecz Piasta Gliwice z Zagłębiem Lubin, a konkretnie okres czasu między 10. a 70. minutą. Leniwa, piknikowa atmosfera, słabiutka - nawet jak na Piasta - frekwencja i piłkarze, nie chcący przerywać sielanki. "Piastunki" pokazały jednak raz jeszcze, że gdy tracą jako pierwsze gola, zwykle po ostatnim gwizdku dają sporo powodów do radości swoim kibicom. Tak było z Cracovią, tak było po 90. minutach z Karabachem, na comeback Piasta nadziało się także w niedzielne popołudnie Zagłębie. Kamil Wilczek i Ruben Jurado zepsuli swoimi golami mecz Miłoszowi Przybeckiemu, który pewnie zostałby zawodnikiem meczu. Wyglądał znacznie lepiej, niż w pierwszej kolejce z Pogonią, imponował szybkością, no i zdobył debiutanckiego gola w nowych barwach, wykorzystując fatalną dyspozycję linii obrony Piasta. Jeśli ta nie zostanie wzmocniona, nie zapowiada się na wiele czystych kont zespołu z Gliwic.
Piast po tej kolejce to jeden z trzech zespołów, które mogą się pochwalić kompletem punktów. Rozdziela tym samym w ligowej tabeli Legię (1. miejsce, bilans bramkowy 8:1) i Jagiellonię (3. miejsce, bilans 4:2). Zarówno podopieczni Jana Urbana, jak i Piotra Stokowca strzelili w tej kolejce po trzy bramki, jednak spotkań jednych i drugich nie ma nawet co porównywać. Legia tak jak z Widzewem, tak i z Pogonią zatańczyła jak na mistrza przystało, nie dając złudzeń rywalom, "Jaga" natomiast musiała bronić trzybramkowej zaliczki do ostatnich sekund, ponieważ dwa z goli zostały roztrwonione po indywidualnych błędach zawodników białostockiego zespołu w meczu ze Śląskiem (przy golu na 1:3 Piątkowski przegrał pojedynek powietrzny z Paixao, bramka na 2:3 wpadła po ewidentnym błędzie Słowika, któremu piłka po rękawicach wślizgnęła się do siatki). Interwencję meczu po dośrodkowaniu wrocławian, konkretnie Dudu i strzale Paixao zanotował w 88. minucie... właśnie winowajca przy drugim golu, Jakub Słowik, tym samym ratując komplet punktów dla przyjezdnych (sytuacja do obejrzenia TUTAJ od 3:10).
Tak jak Jagiellonia w pierwszej, tak i Widzew w drugiej kolejce pozbawił jakichkolwiek punktów bydgoskiego Zawiszę, którego start w Ekstraklasie daleki jest na razie od wymarzonego. Najpierw wydawało się mecz na 0:0 z zespołem Stokowca przegrany po głupiej czerwonej kartce Hermesa i bramce Bekima Balaja, później długimi momentami tłamszenie Widzewa i mimo to porażka 1:2 po piorunującym debiucie Eduardsa Visnakovsa, brata znanego z gry w Cracovii Aleksiejsa. Eduards trafił dwukrotnie i już tylko dwóch goli brakuje mu do wyrównania strzeleckich wyczynów brata. Z tym że Aleksiejs na zdobycie czterech bramek potrzebował 37 meczów w Ekstraklasie, nowy piłkarz Widzewa ma na koncie jedno.
To nie był jednak jedyny gol debiutanta - trafił także 18-letni Łukasz Żegleń z Podbeskidzia Bielsko-Biała. Wydaje się, że ten młody chłopak, wychowanek Gwarka Zabrze lepiej wylądować nie mógł - Podbeskidzie siłą rzeczy musi stawiać na piłkarzy młodych i bez głośnych nazwisk i jak na razie - pomimo tylko jednego punktu w dwóch rozegranych meczach - tego nie żałuje. Wypożyczeni z Legii Dawid Kurowski i Aleksander Jagiełło rozumieją się na boisku świetnie i może się to odbywać tylko z pożytkiem dla bielszczan, dlaczego więc przy młodych "Legionistach" nie miałby się wybić Żegleń? Co ciekawe, urodzony w Zabrzu chłopak gola numer jeden w Ekstraklasie zdobył przeciw zespołowi ze swojego miasta, Górnikowi. Bramka nic jednak nie dała, Górnik grał na tyle pewnie, by nie dać sobie odebrać prowadzenia, a były momenty, kiedy ten zespół wyglądał po tysiąckroć lepiej niż wiosną, kiedy przegrywał praktycznie z każdym. Nakoulma wreszcie gra na miarę możliwości, Olkowski widocznie się rozwinął, z Małkowskiego będzie jeszcze wiele pożytku, a Mariusz Przybylski - pod nieobecność Kwieka zmuszony do bycia rozgrywającym numer jeden - zagrał w sobotę chyba jeden z najlepszych meczów w karierze.
Tego na pewno nie może o sobie powiedzieć Krzysztof Kotorowski, którego interwencja - a raczej jej brak - sprawiła, że od początku sezonu Lech musi ostro gonić czołówkę. Do prowadzącego trio już ma cztery punkty straty, a za nami dopiero dwie kolejki. Jak to często ostatnio bywa, dla "Kolejorza" strzelił Ubiparip, którego w Poznaniu miało nie być i który był pierwszym do sprzedania, a który póki co jest najlepszym strzelcem Lecha. Największe szczęście w związku ze strzałem Serba miał... wspomniany Kotorowski. Bo nie tylko on popełnił wielbłąda, Krzysztof Pilarz, bramkarz Cracovii, także swoje za uszami ma, bo przepuścił strzał praktycznie w sam środek bramki.
Pod błąd moglibyśmy też podciągnąć interwencję Michała Miśkiewicza z dzisiejszego spotkania Wisły z Koroną. Przy strzale Pawła Golańskiego podnosił się dopiero po wcześniejszym uderzeniu, jednak jego obrona wyglądała wyjątkowo niezdarnie, jakby sam sobie wturlał piłkę do siatki. Odpowiedź była błyskawiczna. Garguła, pięta Stano i piłka zatrzepotała w siatce Zbigniewa Małkowskiego. Rozgrywającemu Wisły tak dobrze się grało (i strzelało), że spróbował raz jeszcze po zmianie stron. Piłka od słupka wpadła do siatki, jednak przy uderzeniu Garguła naciągnął sobie mięsień i na boisko już nie wrócił. Tym razem to Korona zaliczyła comeback - po podaniu rozgrywającego świetne zawody Pawła Golańskiego piłkę do siatki skierował Paweł Sobolewski. A to wciąż nie był koniec. Ostatnie minuty to była dla Korony droga sprzed bram nieba, aż do najgłębszych czeluści piekielnych. W doliczonym czasie gry oko w oko z Miśkiewiczem stanął Trytko, strzelił prosto w golkipera Wisły, krakowski zespół wyprowadził kontrę i wywalczył rzut karny, z zimną krwią wykorzystany przez Michała Chrapka.
NA PLUS:
+ Marcin Malinowski - 401 meczów w Ekstraklasie i 11 bramek - oto bilans zawodnika Ruchu Chorzów. Bilans nieaktualny, bo sprzed sezonu, który "Malina" zaczął piorunująco. Z Lechem strzelił - mimo wszystko dość szczęśliwego - gola z dystansu, z Lechią już tylko sobie zawdzięcza to, że zdobył 13. bramkę w Ekstraklasie. Na pewno nie pechową, bo takich bramek nie strzela się codziennie, Malinowski może nawet powiedzieć, że to taki jeden strzał na całe życie.
+ Eduards Visnakovs - taki debiut w Ekstraklasie to marzenie - dwa gole, które dały Widzewowi zwycięstwo, które wydawało się że na sto procent musi być Zawiszy. Jeżeli do skutku dojdzie transfer Bartłomieja Pawłowskiego do Malagi, do Visnakovs będzie musiał ciągnąć łódzki Widzew od spotkania do spotkania, swoimi bramkami zapewniając punkty zespołowi Radosława Mroczkowskiego.
+ ofensywa Legii - osiem goli w dwóch meczach, z Widzewem i z Pogonią Legia była bezlitosna. Stworzyła sobie mnóstwo okazji, z których bramki paść musiały. Jeśli podopieczni Jana Urbana utrzymają taką skuteczność, mogą być spokojni o obronę mistrzostwa Polski.
+ Łukasz Garguła - nie będziemy umniejszać osiągnięć Garguły w tej kolejce twierdząc, że gdyby nie pięta Pavola Stano, to pierwszego z dwóch goli by nie strzelił. Garguła grał efektywnie - to przede wszystkim. Dwie bardzo ładne bramki (druga palce lizać - do obejrzenia TUTAJ), do tego otwierające podanie do Patryka Małeckiego, który nie zdołał zamienić go na bramkę i - niestety - odnowiona kontuzja przy strzale na 2:1. Mamy nadzieję, że to nic poważnego, bo takiego Gargułę bardzo chcielibyśmy oglądać jak najczęściej.
NA MINUS:
- obrona Piasta Gliwice - banda nieodpowiedzialnych ludzi, momentami zagubionych, momentami bezradnych, na pewno o ograniczonych umiejętnościach piłkarskich. Poza Damianem Zbozieniem, któremu trener Brosz dał odpocząć po dwóch bardzo intensywnych meczach z Cracovią i Karabachem, każdy defensor wystawiany przez trenera gliwiczan to potencjalna mina. W niedzielę wybuchł Polak - przy golu na 0:1 nie zorientowany w tym, że znajduje się na boisku piłkarskim, a nie na parkiecie zakręcił piruet i tylko powiódł wzrokiem za Miłoszem Przybeckim. Mało brakowało, a dołączyłby do niego Horvath, przez nieodpowiedzialną zabawę z piłką w środku boiska.
- bramkarze w meczu Lech - Cracovia - Kotorowski i Pilarz - chyba nawet Roman Kołtoń po meczu Lecha z Cracovią nie zdobyłby się na słynne "nie winiłbym tutaj Kotorowskiego". Bramkarz Lecha stanął jak wryty przy wrzutce Ntibazonkizy i zapewnił Cracovii punkt przy Bułgarskiej. Pilarz natomiast dał się zaskoczyć mało grożnym - wydawało się - strzałem Ubiparipa, a kilka razy mógł mieć na sumieniu kibiców "Pasów" o słabszym sercu, interweniując na granicy błędu.
- Pavel Hapal - jeśli za tydzień z Lechem nie wygra, wyleci z hukiem z Lubina. Trudno się spodziewać, by piłkarze chcieli za niego umierać, dlatego też za tydzień po raz ostatni możemy zobaczyć Czecha na ławce "Miedziowych" (choć, jak donosi Fakt, Hapal będzie zwolniony już w tym tygodniu). Wymowne było to, co przez kilka długich minut po meczu skandowali kibice Zagłębia obecni w Gliwiacach: "Pavel Hapal, wypier*****".
JEDENASTKA KOLEJKI: Słowik - Olkowski, Rzeźniczak, Pazdan, Golański - Quintana, Przybylski, M. Chrapek, Garguła, Przybecki - Visnakovs
ZAWODNIK KOLEJKI: Łukasz Garguła
NIEUDACZNIK KOLEJKI: Krzysztof Kotorowski
MECZ KOLEJKI: Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 2:3, ex aequo z Korona Kielce - Wisła Kraków 2:3
BRAMKA KOLEJKI: Marcin Malinowski (Ruch Chorzów) - zobacz TUTAJ - ex aequo z Deleu (Lechia Gdańsk) - zobacz TUTAJ
WYNIKI:
Ruch Chorzów - Lechia Gdańsk 1:1 (Malinowski 17. - Deleu 3.)
Widzew Łódź - Zawisza Bydgoszcz 2:1 (Visnakovs 36., 83. - Wójcicki 18.)
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Górnik Zabrze 1:2 (Żegleń 71. - Nakoulma 3., Przybylski 28.)
Pogoń Szczecin - Legia Warszawa 0:3 (Vrdoljak 37., Radović 63., Dwaliszwili 84.)
Piast Gliwice - Zagłębie Lubin 2:1 (Wilczek 80., Ruben Jurado 83. - Przybecki 9.)
Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 2:3 (Paixao 73., Dudu 81. - R. Grzyb 22., Baran 45., Balaj 53.)
Lech Poznań - Cracovia 1:1 (Ubiparip 83. - Ntibazonkiza 89.)
Korona Kielce - Wisła Kraków 2:3 (Golański 33., Sobolewski 80. - Garguła 35., 58., Chrapek 90.+4.)