Emocje do samego końca: 29. kolejka Ekstraklasy
2016-04-05 15:37:09; Aktualizacja: 8 lat temuChaos, wirówka i sztorm – te słowa zdecydowanie najlepiej opisują zawirowania w ligowej tabeli. Na próżno wypatrywać racjonalizmu, a ostateczny układ „ósemki” wciąż pozostaje nieznany.
Grali, jakby punktów nie potrzebowali
Nieporywający, typowo ekstraklasowy mecz. Górnik wyraźnie walczy o I ligę, a Pogoń niestety ostro wyhamowała. Mały przebłysk umiejętności Patryka Zwolińskiego i wieczna forma Rafała Murawskiego to za mało, by „Portowcy” mogli zdobyć cenne trzy punkty. Bardziej razi jednak ciągła nieskuteczność Jose Kante i brak u trenera Żurka innych pomysłów na stworzenie dobrej taktyki ofensywnej.Popularne
Górnik potrzebuje punktów i gra tak jakby potrzebował. Pogoni punkty nie są niezbędne i widać to na boisku.
— Adam Lisiecki (@adamlisiecki) 1 kwietnia 2016
Poznańska tragikomedia
Ciemność, ciemność widzę. Wielkopolska pogrąża się w coraz większym marazmie i… znikąd nie widać pomocy. Poznaniacy nie dali z siebie nic dobrego: na próżno wypatrywać pasji, zaangażowania, czy pomysłu. Zwłaszcza, w konfrontacji z podopiecznymi Rumaka, którzy wracają na właściwe tory. Jak w ogóle do tego doszło, że nagle Śląsk okazał się być stroną nadrzędną?
Źródła problemu można było upatrywać już przed meczem, gdy na szerokie wody Internetu kraulem wypłynął skład „Kolejorza” i jego ławka z… bramkarzem, trzema bocznymi obrońcami i stoperem. To nie był nieśmieszny żart na Prima Aprilis. Podczas gdy w rezerwach szaleją Sanocki, Kurbiel i Zulciak, w pierwszym zespole Lecha na próżno szukać pozytywów. Bowiem Hateley nie kłamał. Wrocławianie rzeczywiście ostro przyłożyli się do stałych fragmentów gry w czasie przerwy reprezentacyjnej. Ba, nie tylko. Oni rozłożyli Lecha na czynniki pierwsze i odkryli, który trybik trzeba nacisnąć, by cały mechanizm rozpadł się w drobny mak. Od pierwszych minut widoczna była ciężka praca wykonywana przez Mervo, a tych „dobrych prób” Śląsk miał naprawdę sporo. Sposób na wywołanie chaosu w szeregach „Kolejorza”? Ruchliwość. Wystarczyło jedynie wrzucić wyższy bieg, dać z siebie więcej niż zwykle oraz pozwolić Morioce odpalić tryb Tsubasy. Akcja nie należała do jakichś wybitnych, ale obrona Lecha totalnie się pogubiła. To wystarczyło.
Komentarz dotyczący gry Lecha w pierwszej połowie. #LPOŚLA #lech pic.twitter.com/Ujrqb1QHUI
— Prezes Lecha (@PiotrRutkowskii) 1 kwietnia 2016
Wulgarnie, ale… serio, „Kolejorzu”, dokąd zmierzasz? Podopieczni Urbana zaprezentowali kawał bezjajecznego futbolu. Ni zęba, ni pasji, nie wspominając już o jakichś konkretach. Druga połowa choć zawałowa dla kibiców Śląska, również należała do drużyny przyjezdnych. Niby czegoś tam próbował Jevtić, ale co on może uczynić w pojedynkę. Okej, podopieczni Urbana starali się coś zdziałać po 80. minucie, gdy przypuścili prawdziwy szturm na bramkę Abramowicza, ale… rywal naprawdę dobrze czytał ich grę. Najbliżej strzelenia gola był Nicki Bille, gdy tylko cud nie pozwolił mu wpakować futbolówki do siatki. Zresztą, Lech nie zasłużył na remis, nie wspominając o zwycięstwie. Jego gra wzbudzała politowanie, a brak jakiejkolwiek pasji (w zestawieniu z tak dysponowanym Śląskiem) doprowadzał do rozpaczy.
Złoty gol przedłużył marzenia Korony
Przed rozpoczęciem spotkania Termaliki z Koroną spodziewaliśmy się, że obie ekipy zaprezentują nam ciekawy futbol. Niestety ciężar gatunkowy tego meczu spowodował, że gospodarze i goście nie podejmowali zbyt dużego ryzyka. Więcej na tym fakcie mogli stracić naturalnie kielczanie, których satysfakcjonowało tylko zwycięstwo. Z kolei drużyna z Niecieczy mogła sobie pozwolić na porażkę, ale potem musiała liczyć na korzystne rezultaty w pozostałych meczach 29. kolejki. W pierwszej połowie działo się niewiele, żeby nie powiedzieć nic, co teoretycznie nie przeszkadzało podopiecznym Mandrysza. W drugiej części śmielej na boisku zaczęli sobie poczynać piłkarze Korony i po pojawieniu się na boisku Łukasza Sierpiny zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, dzięki czemu nadal liczą się w grze o miejsce w czołowej ósemce na zakończenie sezonu zasadniczego.
Tymczasem kibicom Korony mało. Postanowili zostać zdobywcami. Szkoda że nie weszli na maszt oświetleniowy. #TBBKOR pic.twitter.com/nnObKLdmqy
— Bartek Janeczek (@JaNeK_4) April 2, 2016
Niewolnicy nieskuteczności
Kolejne spotkanie, w którym Górnik Łęczna gra co najmniej nieźle i jednocześnie kolejne spotkanie, kończące się nader niepomyślnym dla nich rezultatem. Zespół Szatałowa imponuje ponadprzeciętnym przygotowaniem fizycznym i w głównej mierze to dlatego jest bardzo niewygodnym rywalem dla większości naszych ligowców. Bezbramkowym remisem z Cracovią niby przełamali fatalną serię czterech porażek z rzędu, ale w szeregach „Dumy Lubelszczyzny” raczej nikt nie jest ukontentowany z takiego obrotu spraw. Łęczna stworzyła sobie niejedną, ale parę okazji, których po prostu nie miała prawa spartolić. Kuba Świerczok przez swoją katastrofalną postawę najprawdopodobniej jeszcze przez parę najbliższych dni będzie pluł sobie w brodę i powoli dochodził do siebie. A co do gospodarzy – odszukanie w pamięci równie słabych 90 minut przez podopiecznych Zielińskiego, jest równie trudnym zadaniem co zmuszenie sędziego do odgwizdania kroków w NBA. Cetnarski z reżysera i pierwszoplanowego tworzywa gry ofensywnej „Pasów” tego dnia przemienił się w marnego pozoranta, a jego koledzy niezbyt prężnie kwapili się, by wziąć na siebie ciężar gry. Trudno powiedzieć, czy gorsze rezultaty krakowskiego zespołu wiążą się z tym, że zimą stracili Rakelsa, który w trudnych momentach potrafił zdobywać arcyważne gole, czy może po prostu za dużo od nich wymagamy, ale jedno jest pewne – w ostatnich tygodniach ich dorobek punktowy powiększa się w bardzo ślamazarnym tempie, w przeciwieństwie do drużyn, które o to ligowe podium będą jeszcze chciały powalczyć.
Lechia ciągle w grze
Chociaż w przypadku polskiej piłki trudno mówić o hitach kolejki, bo zazwyczaj zamiast wykwintnego dania otrzymujemy zwyczajnego klopsa, to sobotnie spotkanie w Warszawie nie zawiodło. Piłkarze Piotra Nowaka przyjechali do stolicy z zamiarem walki o zwycięstwo i awans do grupy mistrzowskiej, a gospodarze pierwszy raz w tym roku zostali postawieni pod ścianą. Gdańszczanie od początku wysoko podeszli pod przeciwnika, odzyskane piłki starali się szybko przenieść pod bramkę Arkadiusza Malarza, który wespół z Jakubem Rzeźniczakiem i Michałem Pazdanem ratowali swój zespół przed utratą gola. W całym spotkaniu oglądaliśmy nie tylko widowiskowej parady bramkarza Legii, bo gospodarze również stworzyli sobie kilka wyśmienitych okazji do strzelenia drugiej bramki, ale po końcowym gwizdku to piłkarze Lechii w gorszych nastrojach schodzili do szatni. Podopieczni Piotra Nowaka ostatnie pół godziny grali z przewagą jednego zawodnika (Ariel Borysiuk w nieprzepisowy sposób zatrzymał Michała Maka), ale nie potrafili udokumentować jej kolejnym trafieniem. Pomimo tego, goście wyjadą ze stolicy z wysoko podniesioną głową: udało im się zdobyć punkt na boisku lidera Ekstraklasy i awansowali na ósme miejsce w tabeli. Jeżeli w najbliższą sobotę wygrają z Ruchem Chorzów, to upragniony awans do grupy mistrzowskiej stanie się faktem.
Życzenia urodzinowe od Lechii dla Legii #LEGLGD
— Avanti Ultras (@Avanti_Ultras_) 2 kwietnia 2016
nasza relacja live z meczu: https://t.co/hPK4FDDfcE pic.twitter.com/3lgXIwffsB
Miedziowa demolka
Przybyli, zobaczyli, zwyciężyli. Zagłębie gra swoje. Te trzy, proste słowa idealnie opisują to, co lubinianie konsekwentnie robią od pierwszych sekund spotkania. Wysokie podejście, celne podania i regulacja tempa – „tylko” albo „aż” tyle, bo trzeba przyznać, że to wcale nie należy do najprostszych zadań. Odpowiedzialni za ataki Janoszka i Starzyński stali się prawdziwym motorem napędowym, a już sama ich dobra współpraca pozytywnie wpływa na całą drużyną. Zresztą, na co komu puste frazesy, boisko wszystko potwierdza: w 7. minucie było już 2:0, a Zagłębie konsekwentnie wdrażało swój plan na mecz. Na sam sukces złożyło się wiele czynników, ale ogromną rolę odegrała duża ruchliwość w obrębie formacji - wystarczyło kilka podań do przodu, by znalazło się pod bramką Piasta. Oczywiście, „Miedziowi” nie grają wysokim pressingiem przez całe spotkanie, a wiedzą, kiedy jest ten moment, by podkręcić tempo. A gdzie w tym wszystkim miejsce dla Piasta? Na pewno nie na początku drugiej połowy, bo wówczas podopieczni Stokowca zaprezentowali nam identyczny obrazek, którym cieszyli oko po pierwszym gwizdku sędziego. Szybkie rozegranie (tym razem więcej działań odbywało się w bocznych sektorach), dokręcenie śruby i… Janoszka zdobywa swojego drugiego gola. Goście próbowali zebrać się w sobie, złapać kontakt, ale za każdym razem czegoś im brakowało. A to poprzeczka, a to dobrze ustawiona defensywa uniemożliwiały wepchnięcie piłki do siatki. Nie pomogło nawet nagłe przebudzenie Vacka. Za to trener Zagłębia mógł być dumny ze swoich podopiecznych, nawet z młodziutkiego Jagiełły, który po wejściu na boisko był dość niemrawy. Potrzebował kilkunastu minut, by złapać rytm spotkania i ostatecznie, w 81. udowodnić, że szkoleniowiec podjął dobrą decyzję.
Kto wie jak potoczyłyby się losy tego meczu, gdyby w 42. minucie sędzia podjął inną decyzję…
#Tosik to jest jednak debil ,za ten faul tylko rzut wolny bez kartki #ZAGPIA pic.twitter.com/yoPMu2gXvy
— beceen (@beceen1) 3 kwietnia 2016
…Tosik zasłużył na drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę po tym jak dopuścił się faulu na Barisiciu. Całość zdarzenia miała miejsca przy stanie 2:0. Nie ma co gdybać: ostatnie tygodnie należą do „Miedziowych” i trzeba przyznać, że w Lubinie zapachniało nie tylko wiosną, ale i pucharami.
Wisła zmieniła bieg
Jeszcze miesiąc temu wymienianie Wisły Kraków w kontekście walki o górną ósemkę wydawało się żartem. Dziś szansę na to są jak najbardziej realne. Wystarczyło tylko ściągnąć dobrego rozgrywającego (Wolski) i powierzyć drużynę w odpowiednie ręce (Wdowczyk). Wszelkie aferki z rezerwami szybko umilkły – dziś „Biała Gwiazda” to drużyna szybko dążąca do strzelenia gola, grająca mądrze, a nie zagubiona. Ruch opiera się na młodej trójce Mazek-Lipski-Stępiński – to oni kierują tym zespołem, ale nie mogą być odpowiedzialni za wszystko. Rozgrywający z Chorzowa mógł spokojnie stać się bohaterem meczu i trafić do jedenastki kolejki (co za podanie do Mazka przy golu Stępińskiego), no ale ten rzut karny. Szkoda, że Ruch jest raczej kandydatem do wypadnięcia z czołowej ósemki, ale taki system…
Dlaczego młody zawodnik miał prawo wykonywać 11?
@janekx89 Lipski rozgrywal swietny mecz, podchodzi normalnie do sfg. No i na nim mozna zarobic, a to dla Ruchu najwazniejsze. Gole = $$$
— Michał Zachodny (@mzachodny) 3 kwietnia 2016
Wulkan negatywnych emocji
Miało być święto, wyszła stypa. W dodatku zakończona wzburzoną dyskusją o roli w funkcjonowaniu białostockiego klubu. Kibice czy piłkarze – kto jest ważniejszy? Na powyższe pytanie z pewnością trudno znaleźć oczywistą odpowiedź, ale dziś jednoznaczna była porażka Jagiellonii. Piłkarze Michała Probierza zagrali tak, jak przyzwyczaili nas do tego w ostatnim czasie. Beznadziejnie w defensywie, bez ładu w ataku i kompromitująco pod względem skuteczności. Chociaż „Jaga” ciągle jest w walce o czołową ósemkę mało kto wierzy w awans do grupy mistrzowskiej. Przed białostockim klubem gorące sześć dni, a powyższy filmik pokazuje, że o spokój będzie ciężko.
Zamykając temat. #JAGPOD #ekstraklasa pic.twitter.com/9uPl8nvXFV
— SportoweMemy.pl (@SportoweMemyPL) 4 kwietnia 2016
JEDENASTKA WEDŁUG TRANSFERY. INFO
Abramowicz (Śląsk Wrocław) - Mójta (Podbeskidzie Bielsko-Biała), Dvali (Śląsk Wrocław), Kopacz (Górnik Zabrze), Sylwestrzak (Korona Kielce) - Rafał Murawski (Pogoń Szczecin), Morioka (Śląsk Wrocław) - Janoszka (Zagłębie Lubin), Starzyński (Zagłębie Lubin), Wolski (Wisła Kraków) - Ondrasek (Wisła Kraków).
Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka).