Historia lubi się powtarzać. Kazus Wisły Kraków
2012-04-07 22:11:58; Aktualizacja: 12 lat temu Fot. Transfery.info
Historia lubi się powtarzać. Raz na jakiś czas świat nawiedza potężny kataklizm, raz na jakiś czas podobny problem nawiedza Wisłę Kraków.
Stan kadrowo-finansowy, w jakim znalazł się ten zasłużony dla polskiej piłki nożnej klub jest nie do pozazdroszczenia, a poszukiwania wyjścia z tej patowej sytuacji zdają się być na etapie szukania drogowskazu ukierunkowanego na drogę powrotną.
Gdy w 2007 roku Wisła zajmowała na koniec sezonu ósme miejsce w ligowej tabeli, wielu ekspertów przewidywało koniec klubu w jego obecnym kształcie. Najbardziej zasłużona drużyna piłkarska w minionej dekadzie (bo patrząc obiektywnie, tak w istocie jest – siedem tytułów mistrzowskich dobitnie to pokazuje) znów znajduje się na ostrym zakręcie, który pokonać ma Jacek Bednarz wraz ze swoimi nowymi pomocnikami.
Ciężko wskazać jeden punkt, który doprowadził Wisłę do sytuacji, w której znajduje się obecnie, ale łatwo wytypować cechę najbardziej istotną – brak cierpliwości. Od pamiętnych występów w Pucharze UEFA przeciwko Schalke 04 Gelsenkirchen, AC Parmie, Lazio Rzym, czy nawet NEC Nijmegen, przy ulicy Reymonta każdy dąży do tego, aby ten sukces powtórzyć okrężną drogą. Budowanie składu od fundamentów? Zapomnijcie.
Liga Mistrzów jest dla Bogusława Cupiała tak pożądana, że zamienia się w mrzonkę. Tak, jak w Atenach brakło kilku minut do upragnionego awansu, tak brakło ich na sąsiednim Cyprze. Ale mówić, że to kwestia powolnego odmierzania czasu, to jak powiedzieć, że PKP przyjeżdża „prawie” punktualnie. Wiśle brakuje przede wszystkim piłkarzy o umiejętnościach pozwalających choćby aspirować do gry w najważniejszych klubowych rozgrywkach piłkarskich na świecie, czemu winna jest nieudolna polityka transferowa, jakiej nie potrafił uzdrowić nawet Stan Valckx.
Wielu zawodników przewinęło się przez kadrę krakowskiej ekipy, choć swoimi występami udowodnili, że jedyne, co mają dobre, to agenci. Lantame Ouadja, Branko Radovanović, Michael Thwaite, czy Jacob Burns to tylko przykładowe nazwiska, które większość kibiców chce wymazać z pamięci. W ciągu minionych dziesięciu lat, Wisła zarobiła na zagranicznych piłkarzach tylko raz, na dodatek niezbyt wiele, bo Kalu Uche odchodził z Krakowa w atmosferze skandalu. Znacznie więcej wpłynęło do klubowej kasy dzięki Polakom – Jakubie Błaszczykowskim, Mirosławie Szymkowiaku, Arkadiuszu Głowackim, Macieju Żurawskim, czy Tomaszu Frankowskim.
Czas wyregulować swoje koryto Wisło.
KRZYSZTOF BARANOWSKI