Historia romantycznego transferu. Arsenal zyskuje brakujący element układanki
2025-08-24 12:27:26; Aktualizacja: 4 godziny temu
Był już dogadany z Tottenhamem, ale na wszelki wypadek po raz ostatni zadzwonił do Mikela Artety, by spytać, czy jest szansa na transfer do Arsenalu. Trzy dni później Eberechi Eze wyszedł na Emirates Stadium w koszulce ukochanego klubu, który potrzebował go bardziej niż kogokolwiek innego.
Historia przenosin Eberechiego Eze na Emirates Stadium nosi w sobie nieodparty pierwiastek romantyzmu, choć jej fundamenty wcale nie musiały ułożyć się w ten sposób.
Arsenal zrezygnował ze swojego wychowanka, gdy ten miał zaledwie 13 lat. Na twarzy młodego chłopca, marzącego o założeniu pewnego dnia trykotu z armatką na piersi i wybiegnięciu w nim na wypełniony po brzegi stadion, pojawiły się wtedy łzy smutku, przygnębienia i rozczarowania.
Z północnego Londynu zabrał jednak ze sobą coś znacznie trwalszego - sentyment, który pozostał w nim aż do dziś.Popularne
Dowodem tego jest fakt, że w ostatnich dniach zdecydował się wycofać z przeprowadzki do Tottenhamu. Jego transfer w szeregi „Kogutów” był już dogadany, a sam Eze ochoczo zapatrywał się na możliwość zasilenia nowego projektu sygnowanego nazwiskiem Thomasa Franka. Uczucia wzięły jednak górę.
„Kanonierzy” po raz kolejny tego lata zamanifestowali swoje niespełnione ambicje oraz potrzebę sięgania po trofea. Gdy tylko w szatni londyńskiego zespołu zameldował się Viktor Gyökeres, można było odnieść wrażenie, iż aktualny wicemistrz Anglii wreszcie zaspokoił najbardziej palącą potrzebę kadrową i - sądząc po entuzjazmie, jaki towarzyszył temu transferowi - z niemałym prawdopodobieństwem zażegnał trwającą od dłuższego czasu bolączkę, jaką był brak napastnika z najwyższej półki. Trudno bowiem za takiego uznać Kaia Havertza, któremu w pierwszych miesiącach wyjątkowo ciężko było przypisać konkretną rolę na boisku, czy też Gabriela Jesusa, którego przygoda - mimo obiecującego początku - naznaczona została długimi miesiącami spędzonymi w gabinetach fizjoterapeutów.
Jednak z perspektywy sympatyka śledzącego cotygodniowe zmagania drużyny Mikela Artety nasuwa się przekonanie, że to właśnie transfer zawodnika o charakterystyce, jaką dysponuje niedawny gwiazdor Crystal Palace, może odcisnąć jeszcze wyraźniejsze piętno i przynieść zmianę jakościową trudną do przecenienia.
Oto, dlaczego.
Eberechi Eze, czyli zawodnik mogący rozwiązać problemy Arsenalu
W ostatnich latach Arsenal ugruntował swoją pozycję w ścisłej czołówce Premier League, trzykrotnie kończąc zmagania na drugiej lokacie. O ile w kampaniach, które kończyły się triumfem Manchesteru City, londyńczycy mogli realnie myśleć o zdobyciu wyczekiwanego od 2004 roku tytułu, który byłby zwieńczeniem ich imponującej transformacji, jaką przeszli pod wodzą Mikela Artety, tak w minionym sezonie „Kanonierzy” nie byli zwyczajnie w stanie zagrozić pędzącemu po mistrzowską koronę Liverpoolowi.
Na ten stan rzeczy złożyły się dwie zasadnicze kwestie. Po pierwsze, kapitalnie dysponowany Liverpool, wobec którego jeszcze przed startem sezonu pojawiały się nieuniknione wątpliwości związane z tym, jak namaszczony przez Jürgena Kloppa holenderski szkoleniowiec Arne Slot poradzi sobie z presją kontynuowania jego monumentalnego dziedzictwa, w zaskakująco krótkim czasie wypracował komfortową przewagę nad resztą stawki, którą sukcesywnie powiększał w następnych miesiącach. W końcu dystans dzielący „The Reds” od innych ekip stał się na tyle znaczący, że kwestia mistrzostwa została przesądzona jeszcze w kwietniu, kiedy to Liverpool pokonał na własnym stadionie Tottenham, stając się siódmą drużyną, która tak wcześnie zapewniła sobie tytuł (na cztery kolejki przed finiszem zmagań). Co więcej, nawet późniejsze potknięcia - dwie porażki i dwa remisy - nie były w stanie zachwiać jego pozycji, ponieważ gracze Slota dobiegli do mety z dziesięciopunktową przewagą nad Arsenalem.
Po drugie, schematyczność londyńczyków. Rywale coraz częściej potrafili rozpracować mechanizmy zespołu Mikela Artety: wystarczyło ustawić się w głębokiej defensywie i zdyscyplinowanie przesuwać linie, by skutecznie ograniczyć pole manewru „Kanonierom”. Kłopoty Arsenalu ze znalezieniem skutecznego sposobu na przeforsowanie niskiego bloku przeciwnika uwidoczniły się w momencie, gdy kontuzja wyeliminowała na długie tygodnie Bukayo Sakę. Bez niego brakowało zawodnika, który potrafiłby podjąć ryzyko, przechylić szalę jednym błyskiem, wygrać pojedynek, ściągnąć na siebie uwagę dwóch obrońców i otworzyć przestrzeń dla partnerów. Jedyne przebłyski wykazywał młodziutki Ethan Nwaneri, który odegrał kluczową rolę między innymi w starciu z Leicester City. W tamtym meczu nastolatek brał na siebie odpowiedzialność za kreację i to właśnie po jego asyście wynik rywalizacji otworzył testowany na pozycji środkowego napastnika Mikel Merino.
Problem Arsenalu szczególnie mocno rysował się jednak na lewej flance, gdzie o miejsce w podstawowym składzie rywalizowali dotychczas Leandro Trossard, a także Gabriel Martinelli. Obaj stali dość łatwi do „rozszyfrowania”. Belg wyróżnia się kunsztowną techniką, lecz w bezpośrednich pojedynkach z bocznymi obrońcami często brakuje mu szybkości i eksplozywności. Brazylijczyk natomiast posiada świetnie predyspozycje motoryczne, ale wciąż zawodzi w kwestii dostarczenia „produktu końcowego”.
Transfer Eze wydaje się być antidotum na te bolączki. Jego profil, unikatowy na tle kadry Arsenalu, wnosi dokładnie to, czego drużyna potrzebowała - spontaniczność, przebojowość, gotowość do podejmowania ryzyka.
To zawodnik, który może wpływać nie tylko na obraz pojedynczych spotkań, ale również na cały sezonowy wyścig o tytuł.
Ebere Eze's electric 2023/24 season ⚡️ pic.twitter.com/9cM3ZglOZr
— Premier League (@premierleague) July 23, 2024
Gwiazda warta 60 milionów funtów
W strukturze Crystal Palace prowadzonego przez Olivera Glasnera Eze funkcjonował zazwyczaj jako lewy ofensywny pomocnik - swoisty łącznik między drugą linią a wysuniętym napastnikiem, kreator sytuacji, a zarazem gracz zdolny do samodzielnego wykończenia akcji.
Na Emirates Stadium jego rola będzie zapewne ewoluować w kierunku obsadzenia pozycji lewego skrzydłowego, choć z pewnością w niektórych spotkaniach może stać się alternatywą dla Martina Ødegaarda, pozwalając Artecie na większą elastyczność taktyczną.
Tym, co stanowi najbardziej charakterystyczny rys piłkarskiej tożsamości Eze, i co wyróżnia go nie tylko na tle Arsenalu, lecz również całej Premier League, jest jego naturalna skłonność do działania poza utartymi schematami. Eze zdaje się czerpać radość z podejmowania ryzyka oraz niekonwencjonalnych decyzji. Dzięki temu jego drużyna zyskuje ułamek nieobliczalności, staje się trudniejsza do rozczytania. A właśnie tego Arsenalowi dotąd brakowało.
W poprzednim sezonie ligi angielskiej Eze wykonywał średnio 2,3 udanych dryblingów na mecz. Lepszy wynik w szeregach „Kanonierów” zanotował jedynie Ethan Nwaneri (3,7 udanych dryblingów), choć mowa o zawodniku, który na boisku spędził łącznie trzy razy mniej czasu. Pod tym względem Eze był również najlepszym graczem „Orłów”, co w pełni obrazuje skalę jego wpływu na ofensywne poczynania Crystal Palace.
Jednocześnie nie można pominąć łatwości oraz naturalnej swobody, z jaką odnajduje się w ograniczonych przestrzeniach. Umiejętność zachowania kontroli i kreatywności w momentach, gdy przeciwnik zagęszcza obszar w promieniu kilkunastu metrów od własnej bramki, czyni z niego piłkarza wprost stworzonego do rozbijania niskich bloków obronnych.
Co ważne, Eze nie zaniedbuje przy tym zadań defensywnych. Według danych dostarczanych przez OPTA, spośród pięćdziesięciu zawodników Premier League, którzy wykonali co najmniej 1200 skoków pressingowych w drugiej i trzeciej tercji boiska, tylko pięciu miało wyższy odsetek skoków pressingowych o wysokiej intensywności niż Eze (71,4%). To przykład, że jego wkład nie ogranicza się wyłącznie do widowiskowych rajdów i akcji ofensywnych.
Ostatni sezon okazał się dla Eze najbardziej produktywnym w jego dotychczasowej karierze. 27-latek zakończył rozgrywki z dorobkiem 14 goli i 11 asyst w 43 spotkaniach na wszystkich frontach, co w pełni uzasadnia kwotę (60 milionów funtów plus dodatkowe 7,5 miliona w postaci bonusów), jaką Arsenal wyłożył na pozyskanie gwiazdora.
***
Powrót Eze do Arsenalu można interpretować jako symboliczne domknięcie pewnego rozdziału, w którym los na nowo splata drogi zawodnika i klubu. Z tą jednak różnicą, że o tę miłość trzeba było najpierw zawalczyć.
Transfer Eberechiego Eze pobudził falę entuzjazmu i oczekiwań, niosąc ze sobą atmosferę wyjątkowego podekscytowania, jakiego w północnym Londynie nie czuć było od dawna.
Nie jest to już młokos marzący o zaistnieniu w wielkim futbolu, lecz piłkarz w pełni ukształtowany, gotowy wnieść do drużyny wartość, jakiej nie potrafił zaoferować dotąd nikt inny.
Z nim Arsenal w końcu może postawić ostatni krok.
The perfect welcome ❤️ pic.twitter.com/XzVcSq67ep
— Arsenal (@Arsenal) August 24, 2025