iIndependencia! bliżej niż dalej. Co to oznacza?

2012-11-30 16:29:34; Aktualizacja: 11 lat temu
iIndependencia! bliżej niż dalej. Co to oznacza? Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Katalonia o niepodległości marzy od prawie trzystu lat. Teraz, gdy wizja secesji wydaje się bliższa niż kiedykolwiek wcześniej, zaczynają się wątpliwości. Co dalej? Kto za to zapłaci? I - co nie mniej ważne - co dalej z FC Barceloną?

"Secesja" to zresztą słowo, które było odmieniane w mediach - tych katalońskich, hiszpańskich i światowych - przez wszystkie przypadki w połączeniu z wyrazem "Katalonia". Głos w tej sprawie zabierali politycy, aktorzy, dziennikarze, czy też piłkarze. Były prośby, były groźby, wyważone wypowiedzi i te bardziej zdecydowane. Jedno jest pewne - raczej prędzej niż później Katalonia wybierze. I co wtedy?
 
Przede wszystkim na wstępie należy nakreślić nieco sytuację polityczno-społeczną, jakiej w ostatnim czasie doświadczamy w tym północno-wschodnim regionie Hiszpanii. 11. września tego roku nastąpiło swego rodzaju przełamanie - w Narodowy Dzień Katalonii, Plaça de Catalunya po brzegi wypełniła się tłumem krzyczącym: "iIndependencia!". "Wolność!". Skala wydarzenia była ogromna - na marszu ulicami Barcelony zjawiło się 1,5 miliona ludzi, podczas gdy Katalonię zamieszkuje 7 milionów.
 
Cel był jasny - pokazać światu, że dość czekania i finansowania biedniejszych regionów. Dość udawania, że Katalonia i Hiszpania to jedno. Choć w sklepach nie można było dostać katalońskich flag, a jedna - za to ogromna - zawisnąć miała w Parku Guell, na Placu Katalońskim było tego dnia żółto-czerwono. Gdzieniegdzie miały się też pojawić zielone kartki, symbolizujące odpowiedź "tak" na pięć fundamentalnych pytań, przesądzających o woli ludu, o chęci bycia odrębnym krajem:
 
Czy chcemy wykorzystać prawo do samostanowienia? Czy chcemy niepodległości naszego kraju? Czy chcemy katalońskiej flagi w ONZ? Czy chcemy żeby nasi polityczni reprezentanci zobowiązali się do rozpoczęcia procesu odłączenia od Hiszpanii? Czy zobowiązujemy się do pracy na rzecz zbudowania państwa wolnego, niepodległego i rozwijającego się?
 
Separatystyczne nastroje, silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej (po raz pierwszy od dawna ponad połowa ankietowanych Katalończyków opowiedziała się za niepodległością) motywowane były przede wszystkim kryzysem finansowym Hiszpanii. Wykorzystać je postanowił Artur Mas, prezes partii CiU (umiarkowanych nacjonalistów Konwergencja i Związek). Rozpisał wcześniejsze wybory, które w ubiegły weekend przegrał z kretesem. Prasa nie pozostawiła na nim suchej nitki. "Mas przegrywa swój plebiscyt!", "Plan Masa ginie w urnach". 
 
 
Hiszpanie nie powinni jednak chwalić dnia przed zachodem słońca, ponieważ największym wygranym wyborów okazała się lewicowa partia ERC (Republikańska Lewica Katalonii). Co ciekawe, ta również opowiada się za zerwaniem więzów z Madrytem, w sposób znacznie bardziej radykalny, niż chciałby to zrobić Mas. To właśnie zgrzyty na linii CiU-ERC mogą znacznie opóźnić planowane na 2014 rok referendum. Opóźnić, ale na pewno nie jemu całkowicie zapobiec. Choć tutaj pojawia się pewien problem.
 
Otóż mówiąc krótko: o ile katalońskie partie opowiadające się za secesją w końcu dojdą do porozumienia, od strony prawnej referendum jest po prostu niemożliwe, co dostrzega każdy, kto na sprawę Katalonii i Hiszpanii potrafi spojrzeć chłodnym okiem. Po pierwsze - by takie głosowanie zorganizować, potrzebne jest "błogosławieństwo" rządu Hiszpanii, który jako jedyny może prawomocne referendum przeprowadzić, zorganizować i sfinansować. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie sądzić, że stolica, dla której Katalonia jest regionem największego udziału w PKB, będzie chciała dać jej możliwość separacji. Drugą przeszkodą jest fakt, że w ewentualnym głosowaniu musiałby wziąć udział cały kraj, a poza zainteresowanym regionem Hiszpanii, nikomu nie jest na rękę pozytywny jego rezultat. Tyle że głosu ludu, pragnącego niezależności nie można tłumić w nieskończoność. - Polska też przechodziła zmianę reżimu, a przecież mówiono, że to się nie może udać - mówi Alexandre Casademunt Morfont z Autonomicznego Uniwersytetu w Barcelonie.
 
Katalonii, przynajmniej na początku ewentualnej samodzielnej drogi, separacja mogłaby się jednak odbić czkawką. W momencie oddzielenia się od Hiszpanii, automatycznie musiałaby dopiero starać się o status państwa członkowskiego Unii Europejskiej oraz NATO, a także szukać rozwiązania w kwestii waluty, którą nie mogłoby być euro. No i jest jeszcze jeden problem, którego w Katalonii nie wolno bagatelizować. 
 
Kto choć raz był w Barcelonie wie, że o ile język tego regionu to połączenie hiszpańskiego z francuskim, o tyle podejście do piłki nożnej jest iście brazylijskie. Mieszkańcy mówią otwarcie: Katalonia to "Barca", "Barca" to Katalonia. Ten klub, "więcej niż klub" ("Més que un club") był ostoją katalońskiej tożsamości w najtrudniejszej dla regionu czasach. Czasach, w których flaga i język były surowo zabronione, a w których właśnie po katalońsku rozmawiano w klubowej szatni.
 
 
Klub ten może okazać się największym przegranym całej tej walki o autonomię, o ile będzie ona zwycięska. No bo zakładając, że Katalonia staje się niepodległym państwem, tym samym Katalońska Federacja Piłkarska przestaje być członkiem federacji hiszpańskiej. Co za tym idzie, FC Barcelona, a także wszystkie inne katalońskie kluby, jak Espanyol Barcelona, Gimnastic Tarragona, Girona, Sadabell i siedem innych zespołów grających w Segunda B oraz Tercera Division, zostają wykluczone z krajowych rozgrywek. 
 
Burmistrz Barcelony, Xavier Trias uspokajał nastroje kibiców (głównie "Blaugrany"), mówiąc, żę Barcelona może dołączyć do ligi francuskiej. Ewentualnie w grę wchodziłoby pójście za przykładem Andory na układ z RFEF, na mocy którego zespół z tamtego kraju występuje w Segunda Division B. Obydwa rozwiązania są jednak w pewnym stopniu - bardziej lub mniej - problematyczne.
 
Barcelona w lidze francuskiej musiałaby zaczynać od najniższej ligi. No bo niby jakim prawem miałaby zabierać miejsce w Ligue 1 któremuś z zespołów tam występujących? Albo na przykład zająć je przez odjęcie jednego z miejsc premiowanych awansem z Ligue 2? Jeśli nowy zespół przystępuje do rozgrywek w danym kraju, by występować w ekstraklasie musi przejść wszystkie niższe szczeble. Nieważne, że to Barcelona. A czy Barcelonę grającą co tydzień z zespołami pokroju Épinal, Quevilly czy Cherbourg wielu ludzi chciałoby oglądać, a co za tym idzie - czy Barcelona otrzymałaby za prawa do transmisji tak wielkie sumy, jakie otrzymuje obecnie, rządząc i dzieląc wraz z Realem Madryt większością pieniędzy z tego tytułu w Hiszpanii? Na pewno nie.
 
Odpadłyby też pieniądze za grę w europejskich pucharach, bo póki "Barca" nie grałaby w Ligue 1, awans do tych rozgrywek byłby niemożliwy. No, chyba że wygrywałaby Ligę Mistrzów rok w rok, zanim osiągnęłaby poziom ekstraklasy francuskiej. A wierzycie w to, że Messi, Fabregas, Alba i wielu innych zgodziłoby się grać przez najlepsze lata swojej kariery na niższych poziomach ligi francuskiej? Bo rozwiązanie takie jak fuzja z jakimś klubem Ligue 1 w ogóle nie wchodzi w grę. Branie tego w ogóle pod uwagę to przejaw niesamowitej ignorancji. Po pierwsze - wątpliwe, żeby chcieli tego kibice, po drugie - co zrobić z piłkarzami z klubu połączonego z FCB? Wyrzucić? To wiązałoby się z wielkimi odszkodowaniami. Zostawić? Niby po co?
 
Załóżmy, że jednak Barcelona dogadałaby się z władzami RFEF co do gry w Primera Division, co jest wersją najbardziej prawdopodobną. Ani bowiem "Barcy", ani "Królewskim" nie jest na rękę brak rywalizacji ligowej między tymi dwoma klubami - wiadomo: mniejsza atrakcyjność ligi równa się niższe kwoty za prawa do transmisji. Oczywiście zewsząd słychać motywowane strachem utraty bogatego regionu groźby, że Barcelona do Primera Division będzie miała zamknięte drzwi, jeśli Katalonia uzyska niepodległość.
 
Wydają się to być raczej czcze słowa, wobec wpływu "Barcy" na kształt hiszpańskiej piłki, jeśli jednak federacja okazałaby się tak stanowcza, jak zapowiada, to może się okazać, że referendum planowane przed wyborami na rok 2014 będzie czymś więcej, niż głosowaniem za lub przeciw odłączeniu Katalonii od Hiszpanii. Będzie zmuszeniem Katalończyków do wyboru pomiędzy dwiema najważniejszymi wartościami dla większości tych ludzi, co więcej - wartościami, które dotąd wydawały się nie do rozdzielenia: iIndependencia! czy FC Barcelona.