Im wygrywać nie kazano, czyli sytuacja Ożarowianki Ożarów Mazowiecki oczami zawodników

2018-10-25 19:51:29; Aktualizacja: 6 lat temu
Im wygrywać nie kazano, czyli sytuacja Ożarowianki Ożarów Mazowiecki oczami zawodników Fot. Transfery.info
Paweł Hanejko
Paweł Hanejko Źródło: Transfery.info

Występująca na co dzień w IV lidze Ożarowianka Ożarów Mazowiecki stała się w ostatnich dniach języczkiem u wagi wśród fanów piłki kopanej w Polsce.

O tym, że nasz rodzimy futbol ma to do siebie, że lubi zaskakiwać wiemy nie od dziś. Porażka najmocniejszej drużyny klubowej z zespołem wywodzącym się z Luksemburga, czy kultowy już niski pressing podczas najważniejszej imprezy piłkarskiej to tylko niewinne przykłady, które powinny uświadomić przeciętnemu Kowalskiemu, w jakim miejscu znalazła się nasza kopana.

Jakby tego było mało, co najmniej raz w tygodniu media lubią wpaść na trop powiązań klubowych władz z ruchami kibicowskimi, oskarżonymi o praktykowanie złych zachowań. W cieniu tych wszystkich skandali rozgrywa się historia zawodników czwartoligowego klubu, którzy z jakiegoś powodu postanowili zrobić działaczom na złe i włączyć się do walki o awans na wyższy szczebel rozgrywkowy.

W idealnym świecie zwycięstwa powinny cieszyć, a porażki uczyć. W Ożarowie Mazowieckim jest jednak zupełnie na odwrót, co dla kibica niższych lig nie powinno być niczym nowym. Kalkulacje i często nieodpowiednia infrastruktura są zwykle zalążkiem do tego, aby w taki, czy inny sposób dać piłkarzom do zrozumienia, żeby porzucili wszelkie wartości, które wpajano im od najmłodszych lat i zwyczajnie się podłożyli. W tym miejscu warto przywołać klasyka, który odpowiada na pytanie, czy warto wygrywać kolejne spotkania: „a po co to komu?”

Historię tego klubu można by omawiać godzinami, ale my postaramy się przedstawić ich losy w dużym skrócie, aby każdy miał świadomość tego, z kim ma do czynienia. Tak więc Ożarowianka to podmiot założony w 1924 roku w Ożarowie Mazowieckim, czyli jakieś 20 kilometrów od Warszawy. Obecnie działa na zasadzie stowarzyszenia, a pieniądze, którymi operują działacze, pochodzą przede wszystkim z urzędu miasta oraz od ludzi dobrej woli, zwanych powszechnie sponsorami.

Przez wiele lat był to zespół w pewien sposób anonimowy, a sama miejscowość również niezbyt często przewijała się w mediach. Można powiedzieć, że ambasadorami tego punkciku na mapie są Włodzimierz i jego syn Dominik Midakowie. Ten drugi jest odpowiedzialny za funkcjonowanie Arki Gdynia, a wcześniej prezentował swoje umiejętności piłkarskie na boisku w Ożarowie Mazowieckim.

Ponadto z klubem był także związany Piotr Włodarczyk. Czterokrotny reprezentant Polski pełnił swego czasu funkcję prezesa klubu, ale u progu 2018 roku zrezygnował ze stanowiska i przeniósł się do Trójmiasta, aby wcielić się w rolę konsultanta i doradcy do spraw sportowych prezesa „Żółto-Niebieskich”.

Następnie rządy nad czwartoligowcem objął jeden z graczy, czyli Bartłomiej Pomarański. Jego kadencja nie trwała jednak zbyt długo, ponieważ w lipcu został odwołany, a ta posada przypadła Michałowi Szulcowi.

Z nim za sterami drużyna zaczęła seryjnie wygrywać, co było następstwem budowania ekipy za poprzednich władz. W sercach sympatyków tliły się nadzieje na awans do trzeciej ligi. Szybko jednak te zapędy zostały stłumione w zarodku ze względu na skromną sytuację finansową klubu.

- U progu tego roku zaczęliśmy pozyskiwać nowych sponsorów. Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że pomógł nam w tym znacząco burmistrz miasta. Wspólnie z nim postawiliśmy to wszystko na nogi.

- Udało nam się przywrócić płynność finansową. Wprowadziliśmy kilka reform, na ten przykład do akademii został sprowadzony koordynator, co nie spodobało się jednemu z trenerów. Nie chciał się mu podporządkować. Wraz z nim poszli rodzice i pojawił się spór. To oni ostatecznie zgłosili wniosek o odwołanie mojej osoby. Cel oczywiście osiągnęli.

- Na czele stowarzyszenia stanął człowiek, który nie był piłkarzem, ale jednym z członków zarządu, a konkretnie Michał Szulc. Zostawiłem klub w sytuacji finansowej, która pozwalała na funkcjonowanie pierwszego zespołu na zaproponowanych warunkach. Obiecywano zawodnikom, że pieniądze będą, ale ostatecznie ich nie zobaczyli.

- Nowy zarząd zapowiedział na początku, że gracze nie muszą się obawiać, ponieważ honoraria zostaną im wypłacone. Kiedy jednak zdali sobie sprawę, że drużyna zaczyna zbyt często wygrywać, to wzięli ich na bok i dali do zrozumienia, że wypłacą tylko podstawowe wynagrodzenia bez premii. Piłkarze się zdenerwowali, bo byli mądrzejsi o doświadczenia z przeszłości.

- Sprawa została postawiona jasno: albo trafi do nas część pewnej sumy, albo nie wybiorą się na mecz do Siedlec. Ostatecznie oddali to spotkanie walkowerem, ponieważ osoby decyzyjne próbowały zbić cenę.

- Mieliśmy ekipę na awans. Obecnie jednak w czwartej lidze grają piłkarze z rezerw. Przegrali ostatnio z Drukarzem Warszawa w stosunku 0:4. Reszta zawodników z poprzedniej drużyny nie ma się, gdzie podziać. Karty są w klubie, ale oni nie grają - powiedział były prezes, Bartłomiej Pomarański.

Do sprawy postanowił odnieść się także jeden z zawodników.

- Problem jest taki, że ludzie z zarządu często zmieniają zdanie. Jednego dnia mówią jedno, a później zmieniają podejście. Prawda jest taka, że ja od kilku miesięcy gram z uszkodzonym kolanem. Uczęszczam na konsultacje do ortopedy i sam muszę płacić za leczenie. Nikt nie zwrócił mi jak dotąd żadnych pieniędzy. To jest dziwne.

- Dla nas to nie pierwsza sytuacja, kiedy zarząd zalega nam z honorarium. Podobne okoliczności miała miejsce również za rządów pana Włodarczyka. Graliśmy za darmo do grudnia i prezes powiedział wówczas, że pojawi się na Wigilii, aby zwrócić nasze pieniądze i przy okazji przełamać się opłatkiem oraz podać sobie ręce na zgodę. Niestety do tego nie doszło.

- Kiedy w klubie pojawił się pan Pomarański, nagle skończyły się problemy z zaległościami. Ufaliśmy mu, ponieważ nigdy nas nie oszukał. Później do gry wkroczyli rodzice dzieciaków, którzy go odwołali i pojawił się obecny zarząd.

- Nie było możliwości, aby dogadać się z prezesem. U progu rozgrywek powiedziano nam, że mają odpowiednie środki. Zapewniono nas, aby się nie martwić i robić swoje. Po siedmiu zwycięstwach poinformowano, że jednak wyczerpaliśmy budżet. Ktoś chyba miał problemy z matematyką. Zrzucanie winy na trenera jest słabe, my stoimy za nim murem - dodaje wychowanek klubu, Paweł Jabłoński.

- Nasz zespół od zawsze słynął zogromnej determinacji, charakteru i ogromnej woli walki. Tworzyliśmywspaniałą grupę ludzi z ogromną pasją do tego sportu i klubu,dlatego właśnie podjęliśmy działania w celu nagłośnienia tejsprawy i byliśmy w tym równie zdeterminowani, jak na boisku.Niestety zarząd klubu najpierw poprzez obietnice bez pokrycia,następnie przez nie umiejętność wyjścia z patowej sytuacjiwykazał brak szacunku do nas jako ludzi, jak również do naszegowysiłku i zaangażowania na boisku.

- Już po raz trzeci w krótkim odstępie czasu obiecano zawodnikom określone wynagrodzenia, po czym się z tego wycofano. Żenujące jest również to, że zarząd wysyła do negocjacji osobę, która już wcześniej nie dotrzymała danego słowa. Niecałe trzy miesiące temu odbyło się spotkanie, na którym zapewniono nas, iż klub ma fundusze, aby pokryć ewentualne premie za zwycięstwa na przestrzeni całego sezonu. Następnie ten sam człowiek mówi nam po walkowerze w Siedlcach, że albo gramy za darmo, albo wcale. To jest jakaś kpina.

- Kręgosłup tego zespołu od lat stanowili jedni i ci sami ludzie. Większość piłkarzy miała lepsze oferty pod kątem sportowym, jednak zdecydowali się na pozostanie w Ożarowie. To dowodzi temu, jak ważną rolę odgrywa ten klub w ich życiu. Twierdzę jednak, że mimo wszystko również powinniśmy znać swoją wartość, bo oddajemy serce za ten zespół i należy nam się szacunek.

- Smutne jest to, że każdy z zawodników musi ponosić koszty dojazdu, czy leczenia kontuzji. Każdy z nas ma rodzinę, a mimo to poświęca się piłce. My oczekujemy wyłącznie, aby zarząd wywiązywał się ze swoich zapowiedzi. To aż tak wiele?

- Do pewnego momentu nie poinformowano nas, że klub ma problemy finansowe. Nikt z zarządu nie miał na tyle odwagi, aby przyjść i powiedzieć nam prosto w oczy, jak mają się sprawy. Pocztą pantoflową dotarła do nas wiadomość, że mogą być problemy z premiami za wrzesień. Pomimo to wyszliśmy na kolejny mecz z Ciechanowem i udało nam się go wygrać. Warto podkreślić, że do 10 października nikt się z nami nie kontaktował, ani nie podjął mediacji.

- Jeśli chodzi natomiast o te 80 procent, które nam zaoferowano, to jeden z członków zarządu zasugerował nam taką opcję. Chciał bowiem dołożyć swoje prywatne pieniądze. Jednak przez szacunek do tego człowieka oraz przez fakt, że ta propozycja nie wyszła od kogoś z góry, nie zgodziliśmy się na to. Na drugi dzień około godziny 11 kapitan został poinformowany, że to rozwiązanie jest już nieaktualne - twierdzi bramkarz, Michał Kłusek.

O komentarz w tej sprawie pokusił się także były prezes Ożarowianki Ożarów Mazowiecki, Piotr Włodarczyk.

- Z tego, co mi wiadomo, to wszystkie stypendia są płacone, co do konkretnego dnia. Ponadto zaproponowano także piłkarzom polubowne rozwiązanie tej sprawy, a konkretnie 80% całej sumy płatne teraz, a tę pozostałą część zapłacić im w przyszłym tygodniu. Oni natomiast nie pojechali na mecz i tak zakończyła się ta sprawa.

- Za moich rządów brakowało pieniędzy w klubie. Jednak kiedy odchodziłem, sponsorzy byli już załatwieni i na pewno nie jest to zasługa pana Pomarańskiego.

- Kiedy ta osoba przejęła stery, miała miejsce chora sytuacja, bo mieliśmy tam grającego prezesa oraz grających piłkarzy. Dziwna sprawa... - zakończył 41-latek.

Jeśli chodzi o Bartłomieja Pomarańskiego, to kiedy został wybrany na prezesa klubu, zrezygnował z gry w piłkę.

- Ktoś mocno nagiął fakty. Kiedy przejąłem stery nad Ożarowianką, nie rozegrałem nawet minuty. Co więcej, nie uczęszczałem także na treningi.

- Za mojej kadencji w zarządzie był tylko jeden piłkarz, a za mojego poprzednika dwóch - wyjaśnia Pomarański.

- Kiedy prezesem był pan Włodarczyk, mieliśmy problemy ze sprzętem. Doszło nawet do tego, że aby mieć stroje na mecz, musieliśmy się posiłkować drugim kompletem.

[Poniższe zdjęcie zostało zrobione przed meczem Mińsk Mazowiecki — Ożarowianka Ożarów Mazowiecki w rundzie jesiennej sezonu 2017/2018].

o