Jan Urban - trener pucharowo beznadziejny
2013-10-05 15:40:44; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Nie należymy do przesadnych optymistów i szczerze mówiąc - po porażce Legii przy Łazienkowskiej z Apollonem, nie mamy złudzeń, że ta drużyna może jeszcze z grupy wyjść. Tym bardziej - z tym trenerem.
Jan Urban w ubiegłym sezonie ligowym zdeklasował konkurencję, odskakując głównemu rywalowi do mistrzostwa - Lechowi Poznań - na sześć punktów. Dokładnie tyle, ile w spotkaniach przeciwko "Kolejorzowi" zgarnęła ekipa Jana Urbana. Do tego puchar Polski, po pokonaniu w finale brązowego medalisty w lidze - Śląska Wrocław. Lepiej być chyba nie mogło, dlatego do eliminacji Ligi Mistrzów, a później do fazy grupowej Ligi Europy można było przystępować z optymizmem.
Teraz jednak już wiemy, że było to myślenie życzeniowe. Że kolejne rozczarowania przyszły właściwie zaraz po sobie. Prześlizgnięcie się z Molde, dwa gole w 10 minut w plecy ze Steauą w najważniejszym meczu sezonu, porażka z Lazio przy minimalnym nakładzie sił rywali, wreszcie kompromitacja z Apollonem. Jak słusznie zauważył na swojej wczorajszej okładce "Przegląd Sportowy" - "W Europie jesteśmy zerem".
Ale czy można było się spodziewać czegoś innego, na pozycji trenera obsadzając Jana Urbana?
Statystyki tego trenera - które z obu okresów pracy w Legii prześwietliliśmy od A do Z - są dramatyczne.
* mecz Legii z Vetrą został przerwany po 45 minutach, ze względu na zachowanie kibiców, a Vetra dostała za dwumecz walkower, uprawniający litewski zespół do gry w kolejnej rundzie rozgrywek
Bilans? 7 zwycięstw, 9 remisów, 7 porażek. Czyli teoretycznie na remis. Ale z kim Legia Urbana wygrywała?
- raz z białoruskim FK Gomel
- dwa razy z gruzińskim Olimpi Rustavi
- raz z litewskim Metalurgiem Liepajas
- raz z austriackim SV Ried
- dwa razy z walijskim The New Saints
Poza SV Ried, reszta to typowe europejski ogórki, które nawet w swoich ligach nie są potęgami. Zresztą - takie zespoły, jak Austriaków, Legia - przy całym tym pompowanym sukcesami w szkoleniu akademii i zarządzaniu baloniku - powinna zjadać na śniadanie, w oczekiwaniu na poważnych, europejskich rywali.
Tylko, że z tymi poważniejszymi jest dramat. Tak naprawdę, do tych najpoważniejszych, za Urbana Legia doszła dopiero teraz. Bo za takie zespoły uznajemy Steauę, Trabzonspor czy Lazio. Z mocniejszych - mierzyła się z Rosenborgiem, nieistniejącym już FK Moskwa i - niech będzie - Broendby. Za każdym razem - w najlepszym wypadku - remisy, które nic nie dawały.
Ale nie zapominajmy też o całej masie wyników, które dla tak uznanej w naszym kraju marki, jak Legia, są zwyczajną kompromitacją. 0:2 z Vetrą po 45 minutach i brak dalszych strat ze względu na zachowanie kibiców w Wilnie. 0:0 na własnym stadionie z FK Gomel, w którego składzie grał choćby jeden z największych i najkosztowniejszych błędów transferowych Jagiellonii, Maycon. Zwycięski, choć potwornie wymęczony remis z Molde w dwumeczu. Wyjazdowe 2:2 z Metalurgsem Liepajas...
Trzeba sobie więc odpowiedzieć na pytanie - czy z trenerem, którego największym europejskim sukcesem na Łazienkowskiej jest ogranie SV Ried w ciągu pięciu lat pucharowych podejść, można liczyć na jakikolwiek sukcesik z Trabzonsporem z Mierzejewskim, Maloudą czy Bosingwą bądź z Lazio z Klose, Candrevą lub Hernanesem? Ba, czy można liczyć na to, że w tej grupie uda się uciułać jakiś punkcik? Apollon pokazał, że będzie o to niezwykle trudno.