Kulisy „sprawy Neymara”. Dlaczego chciał odejść i dlaczego nie wyszło?

2019-09-03 10:09:45; Aktualizacja: 5 lat temu
Kulisy „sprawy Neymara”. Dlaczego chciał odejść i dlaczego nie wyszło?
Rafał Bajer
Rafał Bajer Źródło: Transfery.info | Sky Sports | Le Parisien | Sport

Neymar ostatecznie pozostał w Paris Saint-Germain, ale nie jest to wynik ot tak nieudanych negocjacji.

Jednych emocjonowało, innych wręcz nudziło, ale jakby nie patrzeć na sytuację z Neymarem w roli głównej, saga transferowa z jego udziałem była zdecydowanie najgorętszym tematem tegorocznego okna transferowego. Szczególnie w ostatnich tygodniach media prześcigały się z kolejnych doniesieniach, francuscy i hiszpańscy dziennikarze co rusz informowali o rychłym porozumieniu i nagłych konfliktach między stronami. Wielkie wymiany, wielka gotówka, wielkie nadzieje na finalizację, lecz koniec końców nic z tego nie wyszło.

Nerwów oszczędził przynajmniej fakt, iż temat transferu upadł nieco wcześniej niż zamknięto okno transferowe, ponieważ gdyby nie to, moglibyśmy spodziewać się jeszcze ciekawszych zwrotów akcji. Trudno jednak byłoby o to, by sprawa tak długo utrzymała się na powierzchni, ponieważ na dobrą sprawę żadna ze stron, z wyłączeniem piłkarza, nie była zdecydowana na konkretne ruchy.

Najpierw trzeba by jednak przyjrzeć się genezie całego zamieszania, czyli dlaczego Neymar w ogóle chciał odejść. Tutaj sprawa jest dość złożona, ale nie od dziś było wiadomo, że Brazylijczykowi niezbyt podoba się życie w Paryżu. Lista powodów zaczyna się od wrażenia, iż sędziowie dopuszczają zbyt agresywną grę na Neymarze, a zmierza ku konfliktom z „zazdrosnymi” zawodnikami PSG, część składu uważała bowiem, że napastnik nie powinien być wyjątkowo traktowany. Dalej mamy nieprzychylność mediów oraz kibiców.

„Sky Sports” oraz „Le Parisien” zgodnie twierdzą, że transfer od samego początku był dość wątpliwy, ponieważ PSG w żadnym momencie nie było przekonane do sprzedaży swojej gwiazdy. W tej sprawie miało się odbyć specjalne spotkanie, na którym zarząd przekazał dyrektorom konkretne wytyczne - Neymar może odejść, ALE tylko wtedy, gdy na stole pojawi się naprawdę irracjonalna propozycja. Mowa tu o kwocie rzędu 300 milionów euro. Rzecz jasna FC Barcelona nawet nie myślała o wyłożeniu takiej sumy.

Wizja wymiany zawodników była kusząca, ale nieustannie na drodze stawali sami piłkarze, czy to Philippe Coutinho, czy Ousmane Dembélé, którzy nie chcieli grać na Parc des Princes. Sama Barcelona była z kolei wewnętrznie podzielona i do samego końca w zarządzie rodziły się dysputy, ponieważ część dyrektorów zwyczajnie nie widziała sensu w przeprowadzaniu transakcji. Transfer Neymara nie był w ogóle planowany, a jego zakup był bardzo ryzykowany pod względem finansowym, biorąc pod uwagę, iż wcześniej klub wydał wielkie pieniądze na Frenkiego de Jonga i Antoine'a Griezmanna.

Neymar stworzyłby też sporo zawirowań taktycznych. Co prawda w obliczu kontuzji Luisa Suáreza i Lionela Messiego sięgnięcie po dodatkowego napastnika wydaje się być racjonalnym posunięciem, ale nie można zapominać, że obaj snajperzy nie wypadli przecież z gry na cały sezon. Nie od dziś wiadomo, że mają oni świetne relacje z Neymarem, lecz nie ma co się oszukiwać - z przyjaźnią czy bez, każdy chce grać. A mając w ataku taki przesyt, choć można robić spore wrażenie na rywalu, można też wywołać wielkie konflikty w składzie, mając na uwadze, że Barcelona dysponuje graczami, którzy niezbyt chętnie pogodziliby się z przegraniem rywalizacji.

Czasem można było odnieść wrażenie, że „Blaugrana” starała się dopiąć transfer wbrew rozsądkowi, kierując się wyłącznie sercem. Pod koniec była gotowa nawet oddać swoje wielkie talenty z i tak już nadszarpniętej ostatnimi laty La Masii. Kolejne oferty były odrzucane, a Katalończycy nie mieli większego pomysłu, co zrobić, by jeszcze bardziej je uatrakcyjnić.

Gdzieś tam w tle nieustannie działał Real Madryt, ale te starania była bardzo zachowawcze. Bryan Swanson ze „Sky Sports” wyjaśnia, że zainteresowanie „Królewskich” było jak najbardziej konkretne, ale... klub nie chciał, żeby tak to wyglądało. W mediach co rusz podawano informacje, że faktycznie madrytczycy przyglądają się sytuacji, ale czekają na ruch Barcelony. W rzeczywistości mieli prowadzić swoje starania, ale z góry wiedzieli, że nie ma większych szans na osiągnięcie porozumienia. W takiej sytuacji postanowili zachować twarz i nieco się wycofać, by nie łudzić kibiców i sponsorów wizją wielkiego hitu transferowego.

Otoczenie Neymara widziało, że rozmowy nie zmierzają absolutnie do niczego, dlatego postanowiły uciąć spekulacje jeszcze przed zakończeniem okna. Teraz piłkarz ma być w pełni skoncentrowany na powrocie do składu PSG, w którym mógł zresztą zagrać już w pierwszych meczach sezonu, mimo rzekomo utrzymującej się kontuzji. Gracz miał jednak odmówić, ponieważ rozmowy wciąż były w toku. Jego pozycja w oczach trenera Thomasa Tuchela nie została jednak szczególnie zachwiana, dlatego snajper nie powinien mieć szczególnych problemów z powrotem. Gorzej tylko z kibicami, którzy dali już sygnały, że mają go dosyć.

Na dobrą sprawę saga jednak jeszcze się nie zakończyła. Zawodnik był gotów wyłożyć ze swojej kieszeni 20 milionów euro, by doprowadzić do transferu, ale PSG nie zgodziło się ze względu na swoje struktury finansowe. Barcelonie dało to jednak do myślenia i zdaniem „Sportu” klub ponowi próby w styczniu przyszłego roku, tak jak miało to miejsce w przypadku Philippe Coutinho. Jeśli nie zaś w styczniu, to przyszłego lata. Choć nie w pełni przekonani, działacze Barcelony są zdeterminowani, by trzymać się swoich postanowień i z pewnością spróbują zakupić Neymara. Jeszcze raz... I jeszcze raz... Nawet jeśli mieliby przy tym wyjść jak dziecko, które długo stara się o zabawkę, a gdy ją dostanie, nie wie co z nią zrobić.