Londyńskie widoki na Ligę Mistrzów
2012-03-25 17:19:30; Aktualizacja: 12 lat temuArsenal, Tottenham i Chelsea, drużyny te toczą obecnie wojnę o zagwarantowanie sobie gry w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. Kto ma największe szanse na zakończenie rozgrywek w pierwszej czwórce, a kto będzie musiał zadowolić się grą w LE.
Do zakończenia rozgrywek w lidze angielskiej pozostało już tylko 8 kolejek. W najlepszej sytuacji znajdują się obecnie Kanonierzy. Zespół Wengera znajduje się aktualnie na 3 miejscu i ma 5 punktów przewagi nad Tottenhamem oraz 8 nad Chelsea. The Blues mieli w ten weekend okazję, aby zmniejszyć ten dystans i zrównać się z Kogutami, ale mecz derbowy pomiędzy obiema tymi drużynami zakończył się wynikiem 0:0. Oczywiście nie można zapominać o tym, że drużyna Roberto Di Matteo gra jeszcze w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów i wygrywając ją może sobie zapewnić miejsce w tej przyszłorocznej. Jednak już ewentualne półfinałowe starcie z Barceloną będzie dla Chelsea zadaniem niezwykle trudnym.
Obecna postawa Arsenalu Londyn jest godna podziwu. Jeszcze dwa tygodnie temu Kanonierzy byli w tabeli za Tottenhamem, a dziś to oni rozdają karty i są w najlepszej sytuacji z całej tej trójki. Drużyna Wengera ma obecnie na koncie 7 ligowych zwycięstw z rzędu. Passa ta swój początek miała w prawdziwej kanonadzie na Emirates, gdzie Arsenal odprawił Blackburn wynikiem 7:1. Van Persie i spółka zgarnęli trzy oczka również w kolejnych sześciu meczach z Sunderlandem, Tottenhamem, Liverpoolem, Newcastle, Evertonem oraz Aston Villą.
Arsenal to prawdziwi mistrzowie comebacku. W spotkaniach z Sunderlandem, Liverpoolem i Newcastle strzelali oni zwycięskie bramki już w doliczonym czasie gry. Z Tottenham za to przegrywali 0:2 by we wspaniałym stylu odwrócić losy spotkania i wygrać ostatecznie 5:2 O zwycięstwach Kanonierów często przesądzają również indywidualności. Przykładem może tu być spotkanie z Liverpoolem gdzie The Reds byli zdecydowanie lepsi i dominowali w całym spotkaniu, ale dwie pięknie bramki Robina van Persiego dały zwycięstwo Arsenalowi.
Drużyna Wengera to jednak nie tylko znakomity Holender. Drugą młodość przeżywa obecnie Rosicky, z którym londyński klub przedłużył nawet kontrakt. Na wyróżnienie zasługuje Theo Walcott, który w ataku pokazuje coraz większy spokój i wyrachowanie. Alex Song to prawdziwa ostoja środka pola i obecnie jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata. Kameruńczyka cechuje nie tylko wielka siła i świetny odbiór piłki, ale też, co najważniejsze, genialny przegląd pola. Jego asysty wzbudzają zachwyt wśród wszystkich sympatyków futbolu.
W drużynie Kanonierów coraz pewniej czuje się również Mikel Arteta, który w ostatnim spotkaniu z Aston Villą strzelił piękną bramkę z rzutu wolnego. O ile ciągle w słabej dyspozycji znajduje się Gervinho to kibice Arsenalu mogą wiązać wielkie nadzieję z Oxladem-Chamberlainem, którego rozwój pod skrzydłami Wengera jest niesamowity. Spokój pojawił się już w obronie Kanonierów, czyli tam gdzie przeważnie brakowało go najbardziej Koscielny i Vermaelen tworzą coraz lepszy duet środkowych obrońców, a po bocznych obrońcach nie widać już śladów po niedawnych kontuzjach. Obsada bramkarza w tej drużynie również nie pozostawia wątpliwości. Wojtek Szczęsny to jeden z pewniejszych punktów całego zespołu.
Drużynę Arsenalu czeka jeszcze spotkanie z Chelsea. Mecz ten może zadecydować o tym, które drużyny znajdą się ostatecznie wśród najlepszych czterech z całej ligi. Chelsea to jednak nie jedyny trudny rywal z jakim przyjdzie zmierzyć się Kanonierom. Arsenal czekają jeszcze ciężkie mecze m.in. z Manchesterem City, Wigan czy QPR. Mimo to drużyna Arsene`a Wengera jest zdecydowanym faworytem do zajęcia trzeciego miejsca i wydaje się, że walka o czwartą pozycję toczyć się będzie pomiędzy Chelsea, a Tottenhamem.
Tottenham przechodzi obecnie przez zdecydowanie słabszy okres. W ostatnich 6 spotkaniach Koguty zdobyły jedynie 5 punktów, a nawet, po raz pierwszy za kadencji Harrego Redknappa zaznały trzech porażek z rzędu. Jeden z liderów Tottenhamu, Gareth Bale, twierdzi, że w drużynie nie ma mowy o żadnym kryzysie, i trudno nie przyznać mu racji. Totteham to przecież jedna z najlepiej grających drużyn w Premier League. Drużynie Harrego Redknappa brakuje czasem szczęścia, tak jak miało to miejsce np. w spotkaniu z Manchester United. Koguty miały świetne okazje i grały w piłkę, a drużyna Sir Alexa Fergusona po prostu strzelała bramki będąc piłkarsko o wiele gorszą od Tottenhamu.
W swoim ostatnim spotkaniu podopieczni Redknappa mierzyli się z Chelsea na Stamford Bridge. Mecz ten zakończył się wynikiem 0:0, ale to Tottenham był o wiele lepszy. The Blues momentami byli bezbronni i nie potrafili stworzyć sobie klarownej sytuacji pod bramką Friedela. Koguty miały za to olbrzymiego pecha. Swoje najlepsze spotkanie od momentu przyjścia do klubu w styczniu rozegrał Cahill, który wybił nawet piłkę z linii bramkowej po strzale Adebayora. Bale również mógł mówić o wielkim pechu gdy jego strzał zatrzymał się na poprzeczce bramki Petra Cecha. Gdyby Koguty wygrały to spotkanie to kwestia najlepszej czwórki ligi angielskiej była by prawdopodobnie przesądzona. Chelsea traciła by wtedy aż 8 punktów do drużyny Redknappa, a walka toczyła by się już tylko o trzecie miejsce pomiędzy Tottenhamem, a Arsenalem.
Kalendarz zdecydowanie działa na korzyść drużyny Kogutów. Tottenham czekają już tylko i wyłącznie spotkania z ligowymi średniakami takimi jak Swansea, Norwich czy Blackburn. Mogło by się wydawać, że nikt i nic nie jest w stanie odebrać czwartego miejsca drużynie z północnego Londynu. Biorąc jednak pod uwagę słabszą dyspozycję jaką prezentują ostatnio piłkarze Redknappa to wszystko może się jeszcze zdarzyć. Liga angielska niemal co tydzień uczy nas w końcu, że w żadnym meczu nie ma zdecydowanego faworyta. To nie jest Hiszpania. Tutaj każdy może wygrać z każdym i nikogo to nie zaskoczy.
Drużyna Roberto Di Matteo to ostatni reprezentant angielskiej piłki w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. The Blues we wspaniałym stylu odrobili straty z meczu wyjazdowego i wygrali u siebie z Napoli 4:1. W lidze sytuacja Chelsea nie jest jednak już tak kolorowa. Remis z Tottenhamem być może zaprzepaścił jakiekolwiek nadzieję na uzyskanie miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów. Drużyna ta nie może być nawet pewna piątego miejsca, które obecnie zajmuje. Newcastle prowadzone przez Alana Pardew traci do Chelsea jedynie 3 punkty i być może Chelsea zakończy sezon nawet poza pierwszą piątką.
Co czeka Londyńczyków w najbliższej przyszłości? Po pierwsze są to cztery bardzo ciężkie spotkania wyjazdowe. Drużynę Di Matteo podejmą u siebie kolejno Aston Villa, Fulham, Arsenal i Liverpool. Kalendarz The Blues jest zdecydowanie najcięższy. Jeśli weźmiemy do tego pod uwagę aktualną pozycję Chelsea w lidze to nie jest niczym dziwnym, że praktycznie nie daje się jej już szans w walce o pierwszą czwórkę. Na Stamford przyjedzie również QPR, które ostatnio odniosło zaskakujące zwycięstwo nad Liverpoolem.
Obecny sezon jest dla Chelsea niezwykle trudny. Niedawno z klubu zwolniony został trener AVB, a drużynę ratuje dojście do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Perspektywa dwumeczu z Benficą daje nadzieję nawet na awans do półfinału, ale tam na Londyńczyków czekać będzie już prawdopodobnie Barcelona. Ewentualny brak Chelsea w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów na pewno będzie wielkim rozczarowaniem. Właściciel klubu, Roman Abramovich, może nie znieść takiej klęski i przeprowadzić latem prawdziwą rewolucję w swojej drużynie.
Podsumowując, Chelsea jest już praktycznie poza grą. Tylko i wyłącznie cud mógłby sprawić, że drużynie Roberto Di Matteo uda się odrobić startę 5 punktów do Tottenhamu i awansować na czwarte miejsce w ligowej tabeli. Niestety, ani kalendarz spotkań, ani obecna postawa The Blues nie pozwalają sądzić, że taki cud będzie miał miejsce.
W całej tej sytuacji najbardziej zadowoleni są kibice Arsenalu Londyn. W pierwszej połowie sezonu Kanonierom nikt nie dawał szans na bycie w pierwszej czwórce, a Wenger poddawany był ciągłej krytyce. Dziś sytuacja wygląda zgoła inaczej. To Arsenal patrzy na swoich stołecznych rywali z góry, a Wenger wciąż umacnia swoją i tak już niepodważalną pozycję w klubie.
Mateusz Wcisło