Mądrość Unaia Emery’ego. Kupuj wtedy, gdy leje się krew
2022-11-02 13:10:41; Aktualizacja: 2 lata temuJedna z futbolowych prawd mówi, że dobry trener to taki, który odpowiednio selekcjonuje nie tylko piłkarzy, ale też oferty. Unai Emery niewiele ryzykuje, biorąc Aston Villę. Jego poprzednicy nisko zawiesili poprzeczkę, a on sam nigdy nie zostawia klubów gorszymi, niż były przed nim.
Superliga już tu jest. Anglia ma Pepa Guardiolę, Juergena Kloppa, Erika ten Haga, Antonio Conte, a teraz otwiera ramiona przed Emerym, płacąc mu trzy razy więcej, niż miał w Hiszpanii. Piękna jest ta karuzela: wypada Tuchel, w jego miejsce wskazuje Potter, a zaraz potem obok pojawia się De Zerbi w Brighton. Najlepsi trenerzy gną dziś na północ. Tylko tutaj możliwe jest, by facet, który czternaście razy z rzędu grał w europejskich pucharach, przyjął ofertę z piętnastego klubu w lidze.
To już teraz są, a będą jeszcze bardziej, trenerskie gwiezdne wojny. Kocioł idei i osobowości w Premier League nigdy nie bulgotał mocniej.
Emery wybiera idealny moment: jest świeżo po półfinale Ligi Mistrzów z Villarreal, a wcześniej czwarty raz w karierze wygrał Ligę Europy. Doskonale potrafi wyczuwać energię grupy, a ta w tym sezonie nie zwiastowała kolejnego kroku naprzód. Trudno dziwić mu się, że chce dołączyć do najlepszych i drugi raz weryfikować się w Anglii. Jest takie powiedzenie na giełdzie, by kupować wtedy, gdy leje się krew. Aston Villa jest właśnie w tym momencie. To nie Arsenal z 2018 roku, gdzie trzeba było wejść w buty Arsene’a Wengera. Emery był pierwszym, który wskoczył na głęboką wodę, choć z perspektywy czasu widać, że warto było to „okienko” przeczekać.Popularne
Trenerzy w dużej mierze bazują dziś na wizerunku: są głównymi aktorami w piłkarskim Hollywoodzie. Muszą świetnie balansować między nastrojami mediów, kibiców i prezesów. Nie mogą wystawiać się na łatwe strzały, a Emery niestety to robił, przez co stał się lekką karykaturą z łatką pana od „Good Ebening”.
Jest to dla niego krzywdzące, gdy z tysiąca wypowiadanych słów eksponuje się jedną sylabę i zarzuca braki językowe. Podobnie jego przygodę z Arsenalem spłyca się do braku awansu do europejskich pucharów i przegranego finału Ligi Europy. Emery, co ciekawe, ma średnią punktową lepszą niż Mikel Arteta. Wbrew temu, co mówią, to nie on podpisywał się pod transferowym niewypałem Nicolasa Pepe, a cały klub był wówczas w fazie przebudowy. Wskoczył tam pod pędzące koła. Nie wybrał dobrej oferty w dobrym czasie.
Dopiero dziś przypomina się, że to u Emery’ego debiutowali Gabriel Martinelli, Bukayo Saka i Emile Smith Rowe, czyli dzisiejsze gwiazdki Arsenalu. Nie da się powiedzieć o Basku, że zostawił w Londynie spaloną ziemię. Paryż też wisi na jego ścianie wstydu, a przecież wygrał tam siedem trofeów. Ligi Mistrzów z PSG nie podbili również Ancelotti, Tuchel i Pochettino - mimo to żaden z nich nie dostał tak bolesnej łatki jak Emery.
Jego szczęściem jest to, że po roku przerwy potrafił w końcu wybrać propozycję, gdzie potencjał przewyższał oczekiwania. W Villarrealu nie było krwiożerczych mediów i wyolbrzymiania spraw, była za to zwykła praca i poukładane struktury. Nie da się tego powiedzieć o PSG i Arsenalu czasów Ivana Gaizidisa, który zatrudniał Emery’ego, a po pół roku był już w Milanie.
Hiszpanie lubią mówić o Villarrealu, że to „caramelo”, czyli cukierek. Klub, który zawsze płaci rachunki na czas i gdzie wszystko jest ułożone w kostkę. To szklarnia z całorocznym słońcem dla piłkarzy i trenerów, a że Emery nie jest trenerem z przypadku, to szybko wydobył na powierzchnię całość potencjału.
Edinson Cavani powiedział kiedyś o Basku, że u niego piłkarz zyskuje dyscyplinę, ale przede wszystkim wiarę w siebie. Villarreal w ostatnich dwóch sezonach wypromował masę ciekawych piłkarzy, jak Samuel Chukwueze czy Yéremy Pino. Błyskawicznie podniósł ich wartość, a potem potrafił utrzymać, co też jest wyczynem. Mógłby Emery w tym ekosystemie urządzać się jeszcze przez lata, ale jak sam mówi: wyjechał z domu w wieku 24 lat i ciągle ma spakowaną walizkę. Jest podróżnikiem. Kręcą go nowe wyzwania. I stale chce rywalizować w najlepszym możliwym otoczeniu.
Często sam łapie się na tym, że to wręcz niemożliwe, że w Arsenalu nie wygrał żadnego trofeum. Było to dla niego nowe, ale też stanowiło motywację, by kiedyś niedokończone sprawy ogarnąć. Rok temu miał już na mailu bilety lotnicze do Newcastle. Mógłby dziś budować to, co z powodzeniem układa Eddie Howe. Nie ma jednak do siebie żalu - został jeszcze chwilę w Villarrealu i tylko umocnił swoją pozycję. Aston Villę polecał mu Jorge Mendes.
Ale też bez tego widział, jak marnowany jest potencjał tego klubu. Właśnie takie oferty uwielbia: drużyny, które można dźwignąć i piłkarzy, których trzeba zbudować. Joaquin powiedział kiedyś, że u Emery’ego odprawy taktyczne są tak długie, że warto wziąć ze sobą popcorn. Ale też dzięki temu Emery’emu strzela gole, mając 41 lat, ciesząc się znakomitą formą fizyczną.
Dobry trener to też taki, który zostawia za sobą pozytywne opinie w oczach piłkarzy. Emery taki jest: zawdzięcza mu wiele młodzież Villarrealu, ale nawet starzy, jak David Villa czy Juan Mata, do dziś wspominają czasy Valencii i trenera, który kazał od nich wymagać więcej. Gdy Villareal, czyli ekipa z 50-tysięcznego miasteczka, podbijała Ligę Mistrzów, miała w składzie choćby Juana Foytha i Etienne’a Capoue. Anglia wcześniej wypluła tych graczy, a Emery pokazał, że można ich ulepić na nowo.
Ciekawym doświadczeniem będzie zerkanie na to, jak zmienia Aston Villę, bo to klub, który od dekady nie był w górnej połówce tabeli. O występach w Europie też zdążył zapomnieć, choć w 1982 roku był przecież triumfatorem głównych rozgrywek. Steven Gerrard nie wykorzystał roku zaufania. Można wręcz powiedzieć, że rozczarował swoją biernością i tym, że po świetnym okresie w Rangersach nie był w stanie zaprezentować niczego, co pokazałoby nam, że ten zespół ma jakiś wyróżnik.
Villę w ostatnim czasie stać było na to, żeby wygrać licytację z Atlético Madryt o Boubacara Kamarę. Bez problemu wyciągnęli Diego Carlosa, wyróżniającego się obrońcę LaLigi. Jeśli korporacyjny klimat Premier League nie przygniecie Emery’ego, będzie miał tam wystarczająco dużo ptasiego mleka, by zamieszać w Big Six.
Kto wie, być może to utarte określenie angielskiej elity za jakiś czas będzie trzeba poszerzyć. Sobotnia porażka 0-4 z Newcastle United, jeszcze z trenerem tymczasowym, pokazuje jak długa, ale też fascynująca może być to droga.
PAWEŁ GRABOWSKI
VIAPLAY