Mecz w rytmie Schweizerpsalm, Messi znów z błyskiem

2014-07-01 20:54:19; Aktualizacja: 10 lat temu
Mecz w rytmie Schweizerpsalm, Messi znów z błyskiem Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Siedem meczów fazy pucharowej i już czwarta dogrywka - tego nie spodziewał się chyba nikt. Niestety, z hiperofensywnych mistrzostw zrobiły się szachy, a ich najnudniejszą odsłonę oglądaliśmy dzisiaj.

Obie ekipy dostosowały się do rytmu hymnu Szwajcarii - było po prostu sennie. A żeby było jeszcze gorzej - po 120 minutach męczarni nie dostaliśmy ani karnych, ani spektakularnej bramki. Messi - po raz kolejny naczelny zbawca Argentyny na tym mundialu - przejął piłkę w środku pola i podał do Di Marii tak dobrze, że ten nie mógł się pomylić. Oddając - co ciekawe - swój jedenasty strzał w meczu.
 
Di Maria przodował też w innej statystyce...
 
 
A do tego dołożył ledwie 12-procentową skuteczność dośrodkowań. A jednak został bohaterem spotkania. Mógł ten tytuł wydrzeć mu Blerim Dzemaili, ale miał niesamowitego pecha.
 
 
Wydawać by się mogło, że to były emocje. Że najpierw gol Argentyny, a później - doskok Szwajcarów, którzy próbowali wyrównać za wszelką cenę. Tak. Ale to wszystko dopiero po 116 minutach. Wcześniej mieliśmy męczenie buły, przerywane z rzadka strzałami - głównie ekipy "Albicelestes". W zasadzie gdyby doszło do karnych, o krok od zostania bohaterem meczu byłby Diego Benaglio, dołączając do znakomitych w ostatnich dniach Ochoy, Julio Cesara, Mbolhiego czy Navasa. A tak...
 
A tak nie dostaliśmy nagrody za wytrwanie całych 120 minut. Za tych kilka zakończonych związków, w których "na dogrywkę się nie umawialiśmy." Nie było warto. Z mistrzostw emocji zrobiły się mistrzostwa w piłkarskie szachy. Najlepiej w sielankowy krajobraz 90 minut wpasował się Messi, który przebiegł przez cały regulaminowy czas ledwie 7 400 metrów. Oczywiście najmniej ze wszystkich zawodników, nie włączając w to rezerwowych i bramkarzy. Statystycznie - na śniadanie zjadał go Shaqiri. Ale ostatecznie to "La Pulga" gra dalej. 
 
 
Ni mniej ni więcej znaczy to, że Argentyna antycharyzmatycznego Sabelli ślizga się dalej. Sądząc po drabince - może tym sposobem wślizgnąć się do strefy medalowej, choć - mówcie co chcecie - my tam tak grających ekip nie chcemy. Nie chcemy, by spełnił się czarny scenariusz nakreślony przez Rafała Steca.
 
A tak w zasadzie, to Niemcy, Francja i Kostaryka swojego awansu też nie zawdzięczają znakomitej grze i przewadze od początku do końca. Poza Kolumbią wszyscy swój awans wywalczyli w wielkich bólach i idąc tym tropem, ekipa Pekermana po cichu wyrasta na... no właśnie. Faworyta całego turnieju?