Midtjylland z archiwum X i nietrafione wybory: HARMEET SINGH

2017-03-20 21:22:14; Aktualizacja: 7 lat temu
Midtjylland z archiwum X i nietrafione wybory: HARMEET SINGH Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Jego historia pełna jest znaków zapytania. W jednej chwili chwali go sam Guardiola, a media rozpływają się nad „norweskim Iniestą”, by zaledwie ułamek sekundy później zebrał najgorsze obelgi od entuzjastów macierzystego klubu.

Znoszone spodenki i 2,5 korony

„Sprzedałeś się jak dziwka!”, rozniosło się echem po całym stadionie w Oslo, gdy tylko w zasięgu wzroku pojawił się dość niepozorny 23-latek. Wystarczyło, że dotknął piłkę, a fala agresji niosła się po obiekcie. Buczenie zagłuszało wszystko i wszystkich. Najzagorzalsi kibice nie zapominają – potrafią przez bardzo długi czas nosić zadrę w sercu.

Zaczęło się niewinnie. Wszystkie trudne opowieści tak mają, że nic nie wskazuje na nagły zwrot w kierunku całkowitej katastrofy. „Mój brat grał w Vålerendze w czasie, gdy ja próbowałem swoich sił w lokalnej ekipie Furuset IF. Miałem wtedy 12 czy 13 lat i pewnego dnia wybrałem się z jego znajomym na trening – tak po prostu, dla zabawy. Wypadłem całkiem nieźle po czym okazało się, że trener chce mieć właśnie mnie w swoich szeregach.”, opowiadał w obszernym wywiadzie, który pojawił się na vaishalibhardwaj.com. Od dziecka marzył o piłkarskiej karierze i sukcesywnie dążył do celu chociaż początkowo chodziło po prostu o to, żeby się nieco poruszać.  „Coś tam kopałem na ulicy, lubiłem także grać w koszykówkę, ale to piłka nożna stała się moją jedyną miłością”, kontynuował. Lata mijały i okazało się, że potrafi coś więcej niż prosto uderzyć w futbolówkę. W mediach pojawiały się różne informacje na temat jego pozycji na boisku, ale niewątpliwie odgrywał bardzo istotną rolę w klubie z Oslo: „Czytałem, że jestem defensywnym pomocnikiem, ale tak naprawdę określiłbym się bardziej jako typowy box-to-box. Myślę, że lepiej radzę sobie w ofensywie niż w obronie. Poza tym, że lubię wszystko, co wiążę się z atakiem, strasznie dobrze czuję się w grze na jeden, dwa kontaktu w środku pola. Chcę się angażować najmocniej jak się da”, podkreślał Singh w tym samym wywiadzie. Od samego początku nie miał łatwo i podkreślał, że „jako zawodnik z innego środowiska musi pracować znacznie ciężej – może nawet 10-krotnie ciężej – ale jeśli taka ma być cena, to się na to piszę”. Vlerenga dała mu aż 10 lat ciągłego rozwoju. Różni trenerzy w różnych kategoriach wiekowych rzeźbili w jego talencie i starali się wyciągnąć z niego maksimum możliwości, w zamian oczekując jedynie krztyny lojalności.

(instagram.com/ @singhh16)

Harmeet Singh znalazł się na rozstaju dróg. Z jednej strony był bombardowany pełnymi goryczy wiadomościami z klubu, pogróżkami ze strony kibiców, a z drugiej… Ukrywał rzeczywisty powód swojej decyzji. Pomocnik nie zdecydował się na przedłużenie umowy w związku z czym klub nie ujrzał za niego złamanego grosza. Ronny Deila (trener Strømsgodset) otwarcie skrytykował pomocnika i nie szczędził mocnych słów: „W Norwegii wykonujemy świetną pracę – nie tylko budujemy piłkarzy, ale także ich wychowujemy. Poświęcamy im masę czasu i energii, a wielu z nich i tak wyrasta na egoistów, którzy wolą wykorzystać prawo Bosmana niż pozwolić drużynie zarobić, otrzymać coś w zamian. Harmeet Singh jest przykładem takiego piłkarza.”, mówił w rozmowie z vg.no. Tak naprawdę nikt w środowisku nie miał pojęcia, dlaczego pomocnik zdecydował się na taki radykalny krok. Christian Kjellsen, przedstawiciel kibiców, sugerował, że mogło chodzić o jakąś głupią kłótnie z Martinem Andresenem, ale to raczej nie powód, żeby od razu odchodzić z drużyny: „To mogła być jedna z tych pięknych historii zakończonych sukcesem. Jest jednym z niewielu zawodników wyrosłych z innej kultury, którym udało się wybić. Zamiast niej pozostały znoszone spodenki i 2,5 korony. To wszystko.”, mówił rzecznik.

Jest też druga strona medalu. Chociaż Singh został odesłany na ławkę zaraz po tym, jak do trenera dotarła informacja, że nie przedłuży kontraktu, to i tak ciężko pracował na treningach. Chciał być lepszy od swoich kolegów. Udowodnić coś sobie i innym. Głos w sprawie zabrał nawet sam Andresen, z którym rzekomo miał pozostawać w konflikcie: „Stawił czoło potężnej fali krytyki i wrogości ze strony kibiców, ale zacisnął zęby i pracował jeszcze ciężej”, mówił na łamach sportskeeda.com. Harmeet był w pewien sposób przygotowany na tę reakcję i podkreślał, że „ostatnie tygodnie pozwoliły mu stać się znacznie lepszym zawodnikiem – zarówno fizycznie jak i psychicznie”. To nie był jedyny moment, gdy zderzył się z brutalną wersją futbolu. Równie słabo wspomina wydarzenia towarzyszące meczowi Feyenoord – Kuban, gdy zaraz po wejściu ze stadionu uderzył go widok kibiców salutujących jak naziści i paradujących ze swastykami: „Gdy usiadłem na ławce usłyszałem odgłosy małpy. To było coś naprawdę strasznego. W Norwegii wcale nie wygląda to lepiej. Nadal jesteś Norwegiem, gdy zrobisz coś dobrego i obcokrajowcem, gdy złamiesz prawo.”, opowiadał aftenposten.no. Nie bał się także wdać w utarczki słowne z samymi entuzjastami stwierdzając, że mogą przyjść nawet pod jego dom, do jego dzielnicy i wykrzykiwać te same hasła co na stadionie – „nie obchodzi mnie to. Mogą krzyczeć najgłośniej jak potrafią, mogą stanąć twarzą w twarz z moimi znajomymi i nadal krzyczeć”, skończył temat na tv2.no.

Zresztą, nie tylko w tak trudnej sytuacji potrafił zebrać w sobie masę siły i pokazać, że stać go na coś naprawdę wielkiego. Nie próżnował nawet na obczyźnie. W czasie przerwy świątecznej Singh zorganizował wielki turniej w futsalu, podczas którego odbywała się zbiórka pieniędzy dla stowarzyszenia walki z rakiem. „Na pomysł wpadłem już w Vålerendze, gdzie najlepszy zawodnik otrzymywał 10 tysięcy koron, które miał przeznaczyć na jakąś organizację. Chciałem zrobić coś podobnego. Rak nie jest mi obcy – zarówno w mojej rodzinie, jak i pośród moich znajomych są osoby, które w jakiś sposób zostały nim dotknięte. Mam nadzieję, że chociaż w ten sposób ich walka będzie nieco mniej bolesna…”, wypowiadał się wówczas 22-latek na łamach vg.no.

Nie był to jedyny raz, gdy pomocnik angażował się w akcje mające na celu niesienie pomocy potrzebującym. Wraz z kolegami z Molde zorganizował turniej piłki halowej, tenisa stołowego i FIFY, a zgromadzone fundusze miały wpłynąć na konto Czerwonego Krzyża w Syrii. „Według mnie właśnie tamten rejon jest obecnie najbardziej dotknięty wojną, a mnóstwo uchodźców dociera właśnie do Norwegii. Oczywiście jest też masa innych miejsc, które zasługują na pomoc, ale mam nadzieję, że uda mi się coś zorganizować później.”, opowiadał na łamach dagbladet.no. (instagram.com/ @singhh16)

Singh chciał jednocześnie „upiec dwie dobre pieczenie na jednym ogniu”. W tym samym wywiadzie przyznał, że stara się ocieplić wizerunek mieszkańców Furuset (tam się wychował): „Jeszcze 5-10 lat temu uchodziła za dzielnicę kryminalistów. Chcę pokazać, że każdy jest w stanie coś osiągnąć jeśli ciężko pracuje, wierzy i nie pozwala innym odebrać sobie marzeń. Co z tego, że pojawiam się w telewizji – nie jestem nikim wyjątkowym. Wielu mówi, że chciałoby być jak ja, ale zaraz pyta ile zarabiam. Wtedy zawsze odpowiadam, że gram za darmo, bo kocham futbol i dopytuję, czy nadal chcą być jak ja?”.

Jasna strona żelaznej dyscypliny

Jego podejście nie wzięło się znikąd. Ogromną rolę odegrało wychowanie, do którego rodzice Singha przykładali ogromną wagę. Miał 7 lat, gdy został wysłany do Indii, żeby nauczyć się manier. „Byłem strasznie energicznym psotnikiem, więc rodzina zdecydowała się nieco mnie utemperować. Stąd ten pomysł rocznego pobytu o brata mojego taty. Był niesamowicie surowy i udało mu się mnie ustawić. Chyba tego potrzebowałem…”, wspominał Harmeet na łamach aftenposten.no. Od dziecka wpajano mu, jaką ścieżką ma podążać, jak się zachowywać i być może w pewnym sensie uratowało mu to życie. Wielce prawdopodobne, że w przeciwnym razie uległby zgubnemu wpływowi swoich rówieśników: „Miałem do czynienia z wieloma chłopakami, którzy byli na bakier z prawem i do tej pory mam przyjaciół, którzy są teraz w więzieniu. Ja zdecydowałem się podążać inną ścieżką. Troszczyłem się przede wszystkim o siebie i ciężko pracowałem. Lekko nie było. Furuset jest znane z szemranego towarzystwa, ale jeśli się chce można coś osiągnąć. Mam też przyjaciół, którzy zostali lekarzami, sportowcami…”, opowiadał pomocnik w tej samej rozmowie. Wszelkie zawirowania nie odsunęły go od wiary, która również miała na niego swego rodzaju wpływ. Singh wyznaje sikhizm i w każdą niedzielę, gdy tylko ma możliwość i jest w Oslo, odwiedza świątynię. Dodatkowo nie stroni od medytacji poszukując w niej samorozwoju: „Religia znaczy dla mnie naprawdę dużo. Jako Sikh wierzę w Boga, świętą księgę i wiem co to miłosierdzie. Z drugiej strony jest dla mnie czymś bardzo prywatnym, dlatego staram się zbyt wiele o niej nie mówić”, podkreślał piłkarz.

(instagram.com/ @singhh16)

W pewnym sensie wiara mogła mieć spory wpływ na jego żarliwą chęć bycia przykładem dla wszystkich hinduskich dzieci, które chcą spróbować swoich sił w świecie sportu. Wydaje się, że trudniej przychodzi im pójście pod prąd i  to nie ze względu na brak możliwości, a zwyczajną popularność danych dyscyplin. Zdecydowanie łatwiej zająć się krykietem albo hokejem na trawie. „Indyjski związek piłki nożnej ewoluuje. To zupełnie inna kultura, inny styl życia, ale zmierzają w dobrym kierunku jeśli chodzi o futbol. Chce pomóc, być wzorem do naśladowania, inspirować młodych zawodników, jakoś ich zachęcić do spróbowania czegoś innego niż krykiet. Wiadomo, że wszystko zależy od środowiska – jeśli ludzie dookoła grają w piłkę, istnieje duże prawdopodobieństwo, ze Ty też będziesz grał i odwrotnie”, starał się wyjaśnić na goal.com . Chociaż Singh urodził się w Oslo, to nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach i jako dziecko każdego lata wracał do kraju, z którego pochodzi jego rodzina. „Indie są bardzo bliskie mojemu sercu. Widzę siebie jako Hindus, ale odczuwam też bardzo bliską relację z Norwegią, ponieważ jednak tutaj się wychowałem. Powiedziałbym, że jest 50/50, coś w stylu Hindusa urodzonego w Norwegii”. Pomocnik wspomniał także, że doceniasz życie znacznie bardziej, jeśli byłeś w Indiach „różnica między bogatymi, zwyczajnymi, a biednymi ludźmi jest ogromna”. Możliwe, że właśnie stąd bierze się jego ogromna chęć niesienia pomocy innym.

Nieudany podbój

Czasem potrzeba jednak czegoś znacznie więcej niż tylko chęci, wiara i umiejętności. Przydaje się odpowiednia dawka intuicji, która wspomaga człowieka w podejmowaniu dobrych decyzji. Wydaje się, że akurat tego zabrakło Singhowi do osiągnięcia sukcesu w Norwegii czy Holandii. Początkowo wyglądało na to, że wszystko dzieje się w odpowiednim tempie, a przeprowadzka do Rotterdamu będzie krokiem do przodu: „Wiele klubów wykazało zainteresowanie, ale czułem, że Feyenoord będzie tym dobrym wyborem. Zresztą, w piłce nożnej nigdy nie możesz być pewny. Czasem trzeba zaufać temu głosowi w środku. Jestem ambitny, zawieszam poprzeczkę wysoko i naprawdę wydawało mi się, że skoro tak bardzo mnie chcą, to będę grał. Trzeba jednak pamiętać, że nie zawsze rzeczy rozwijają się tak, jakbyś sobie tego życzył. Chodzi o to, żeby dostać szansę i mieć kogoś, kto w ciebie uwierzy. Mieli innych zawodników, w których pokładali nadzieję i nie byłem w stanie nic z tym zrobić. No, poza tym, że wyciągnąłem wnioski”, ostrożnie opowiadał w rozmowie z Vaishalim Bhardwajem.

Zamiast kroku do przodu, Harmeet Singh stanął w miejscu. Po 13 miesiącach w Feyenoordzie miał na swoim koncie zaledwie jeden mecz w pierwszym składzie, 6 jako zmiennik i aż 27 spotkań spędził na ławce rezerwowych. Zdecydowanie najgorszej było w sezonie 2013/14, gdy ani razu nie pojawił się na boisku. W rozmowie z vg.no przyznał, że „nie było łatwo i jest rozczarowany, bo oczywiście nie tak to miało wyglądać”.

Zmiany miały nadejść wraz z okienkiem transferowym. Pomocnik zasygnalizował Koemanowi, że chce iść na wypożyczenie albo w najgorszym przypadku podziękować za współpracę. Klub miał wyrazić zgodę… do pewnego stopnia. „Podobno moje wypożyczenie do NEC Nijmegen było już dogadane i nagle Feyenoord powiedział nie. Byłem naprawdę w 100-procentach pewny, że czeka na mnie nowa ekipa, nie wiedziałem co mam na ten temat myśleć. Natychmiast zapukałem do trenera i powiedziałem mu wprost, że jestem rozczarowany.”, opowiadał w rozmowie z vg.no. Później dowiedział się, że ostatecznie nie chcieli go wypożyczać do innego holenderskiego zespołu.

Pochwały Guardioli vs oferta z Polski

Cofnijmy się trochę w czasie. No, powiedzmy, że 6-7 lat będzie wystarczające. Do momentu, gdy Singh miał przed sobą wielką karierę i było o nim naprawdę głośno. Wszak nie codziennie pomocnik pochodzenia hinduskiego ma okazję trafić na listę 100 najbardziej perspektywicznych piłkarzy młodego pokolenia. Myślę, że nawet teraz wielu pamięta końcówkę lipca 2010 r., gdy Vålerenga mierzyła się z Barceloną Guardioli. Co prawda norweski zespół przegrał 4:2, ale Harmeet wpisał się na listę strzelców (bramka na 1:1) i zebrał pochwały od szkoleniowca Blaugrany: „Widzieliśmy dwa mecze w wykonaniu tej drużyny i w pamięci szczególnie zapadli Fellah i Singh. Myśleliśmy, że Norwegowi grają tylko długimi podaniami, ale ci dwaj zawodnicy prezentują ciekawe umiejętności”, mówił po meczu (sportskeeda.com). Oczywiście sam piłkarz nie ukrywał, że zrobiło mu się niesamowicie miło, ale nie popadał w samozachwyt: „Czerpiesz z tego naukę, ale zaraz zapominasz, no bo przecież kolejny dzień, kolejny mecz, kolejny gol. Nie myślę o tym zbyt wiele. Na pewno była to wielka chwila, ale bardziej staram się skupić na przyszłości”, opowiadał w rozmowie z Vaishalim Bhardwajem, która odbyła się 3 lata później.

Przez ten czas zdecydowanie nie próżnował. Miał 21 lat, gdy doczekał się debiutu w seniorskiej reprezentacji Norwegii i… był głodny sukcesów. Mimo wszystko nie przekreślał kraju, z którego pochodzi: „To wielki honor grać dla Norwegii. Chcę tego, bo mam większą szansę, żeby pojawić się na większych turniejach, ale jeśli Indie będą chciały mieć mnie w swoich szeregach – pomyślę. To żaden problem usiąść do rozmów i przedyskutować pomysł. Nie zatrzasnąłem drzwi” (goal.com, stan na 2012 rok).

Sukcesy w kadrze zbiegły się z zainteresowaniem zagranicznych mediów. Harmeet Singh został okrzyknięty norweskim Iniestą. On jednak pragnął zostać sobą: „Chcę być Singhem. Chcę być Harmeetem. Chcę być wzorem dla piłkarzy z Indii. Wiadomo, że to zawsze miło być porównanym z innym zawodnikiem, ale nie lubię tego. Przykładam więcej wagi do siebie niż inni, np. gdy ktoś mówi coś takiego o mnie to oczywiście jest bardzo pozytywne, ale Iniesta jest na zupełnie innym poziomie, więc twardo stąpam po ziemi.”, wypowiadał się w tym samym obszernym wywiadzie. (mundodeportivo.com)

Zwłaszcza, że nie zawsze miał aż tyle powodów do radości. Po powrocie z Holandii udało mu się odbudować formę w Molde i do klubu zaczęły napływać oferty z najróżniejszych krajów. Pomocnikowi ponownie wydawało się, że wyczekał odpowiedni moment na transfer i podjął najlepszą decyzję z możliwych, odrzucił propozycje z m.in. Rosji oraz Chin, po czym zdecydował się na przeprowadzkę do Danii. Midtjylland wydawało się być strzałem „w dziesiątkę”, a po miesiącu… pojawiła się informacja o rozwiązaniu kontraktu, który miał opiewać na 3 lata. Duńczycy potwierdzili informację na stronie głównej swojego klubu: „Harmeet postanowił zerwać umowę ze względu na sprawy rodzinne, które oznaczają, że musi wrócić do Norwegii. Chociaż jest to dla nas osłabienie, musimy uznać wyższość człowieczeństwa i zaakceptować wolę piłkarza. To dojrzała decyzja i odnosimy się do niej z należytym szacunkiem”. I tak właściwie na tym sprawa mogłaby się zakończyć, ale Singh zobowiązał się oddać klubowi wszystkie pieniądze, które w ciągu tego miesiąca wpłynęły na jego konto. Wszystko po to, żeby móc kontynuować swoją karierę w Molde: „Oddałem wpisowe wynikające z prawa Bosmana oraz miesięczną pensję. Wszyscy w klubie wykazali się ogromną wyrozumiałością i pomogli rozwiązać tę trudną sytuację w jakiej się znalazłem”, wyjaśniał w aftenposten.no. Zawodnik dodał również, że nie ma zamiaru mówić o powodach swojej decyzji, ale wcale nie chodziło o sprawy rodzinne, jak wcześniej wynikało z oficjalnego oświadczenia duńskiego klubu.

Harmeet Singh po raz kolejny stawia znak zapytania na kartach swojej historii. Jeszcze kilka lat temu marzył o wielkich stadionach, próbował swoich sił w Holandii i chciał być wzorem do naśladowania, a teraz puka do drzwi Wisły Płock, która nie może równać się nawet z norweskim Molde. Pomocnik zdecydował się na zaskakujący krok i na tę chwilę trudno powiedzieć, czy właśnie tego potrzebuje, czy aż tak pogubił się w swojej piłkarskiej karierze. W Płocku na pewno mają nadzieję, że wytrzyma w ich szeregach dłużej niż w Danii i nie ucieknie, gdy zobaczy na ulicy śladowe ilości rasizmu. A piłka nożna? Umiejętności mogą zardzewieć, ale trudno je zapomnieć.

ŹRÓDŁA: vaishalibhardwaj.com, dagbladet.no, vg.no, aftenposten.no, goal.com, mundodeportivo.com, tipsbladet.dk, tnp.no, sportskeeda.com.