Miedziowa wiosna: Piast na kolanach

2016-04-03 17:52:56; Aktualizacja: 8 lat temu
Miedziowa wiosna: Piast na kolanach Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

W Lubinie pachnie pucharami? Zbyt wcześnie, by o tym mówić, ale podopieczni Stokowca niewątpliwie mają to „coś” i świetnie czują grę. Na wyniki ma wpływ dyspozycja całej drużyny, a unikalny pomysł przebija się przez każdy element formac

Dokładność, szybkość, pomysł

Zagłębie gra swoje. Te trzy, proste słowa idealnie opisują to, co „Miedziowi” konsekwentnie robią od pierwszych sekund spotkania. Wysokie podejście, celne podania i regulacja tempa – „tylko” albo „aż” tyle, bo trzeba przyznać, że to wcale nie należy do najprostszych zadań. Odpowiedzialni za ataki Janoszka i Starzyński stali się prawdziwym motorem napędowym lubinian, a już sama ich dobra współpraca wpływa pozytywnie na całą drużyną. No ale zanim padły gole…

Podopieczni Stokowca już w 2. minucie meczu wyszli na prowadzenie, po tym jak piłkę z rzutu rożnego najpierw wyciągnął Janus, odegrał do Starzyńskiego, a „Figo” idealnie wrzucił ją w pole karne tak, że Janoszce pozostało jedynie przedłużyć ją głową, będąc tyłem do bramki. Szybka akcja i mamy 1:0. Gol nie miałby jednak racji bytu, gdyby nie ciężka praca włożona na treningach: widać było, że stały fragment gry został wielokrotnie przemielony na zajęciach „Miedziowych”. Każdy element miał tutaj szalenie istotne znaczenie i składał się na sukces. Lubinianie znają swoje zadania na boisku i realizują je bez większego wahania.

Nie tylko stałe fragmenty gry były  bardzo groźne w wykonaniu Zagłębia. To właśnie kontry zasługują na szczególną uwagę, bowiem były naznaczone agresją i szybkością.

„Miedziowi” po odbiorze nie stoją w miejscu, a natychmiastowo ruszają do przodu, a reszta formacji (ta, bez piłki) również nie pozostaje bierna. Zwykle jednak ofensywny kwartet wystarczał, by rozłożyć na czynniki pierwsze defensywę Piasta. W środkowej strefie boiska wrzucano wyższy bieg, za rozegranie zwykle odpowiadał Starzyński uruchamiając Janoszkę, który tym meczem tylko potwierdził swoją bardzo dobrą dyspozycję. Także gra Papadopulosa tyłem do bramki wyglądała naprawdę nieźle. Niby najsłabszym ogniwem w pierwszej połowie był Janus, ale taka była to „słabość”, że i on miał swoje dobre okazje.

Cotra wrzuca futbolówkę w pole karne, która zmierza na Janusa, ale już wraz z chwilą uderzenia do przodu wyskakuje Janoszka i skupia na sobie uwagę obrońców. Ostatecznie piłka nie zatrzepotała w siatce, ale cała akcja wyglądała naprawdę dobrze.

Zresztą, co tu dużo mówić: gdyby nie zaangażowanie i pomysł, lubinianie nie ułożyliby sobie meczu już w 7. minucie, gdy w trakcie jednej z kontr faulowany przez Osyrę był popularny „Ecik”. „Jedenastkę” na gola zamienił Starzyński.

Na sukces Zagłębie składa się także duża ruchliwość w obrębie formacji. Oczywiście, „Miedziowi” nie grają wysokim pressingiem przez całe spotkanie, a wiedzą, kiedy jest ten moment, by podkręcić tempo. Dużą rolę odgrywa tutaj ruch w środkowej strefie – wystarczy kilka podań do przodu, by Zagłębie znalazło się pod bramką Piasta. Nie wyszłoby to bez dokładności, a co za tym idzie, bez bardzo dobrej komunikacji, które tylko razem umożliwiają płynność.

Wydawało się nawet, że w pewnym momencie Piast uzyskał rytm gry i w końcu wydostał się z bloków startowych, ale właściwie były to jedynie pozory. Owszem, podopieczni Latala w pewnym momencie pierwszej połowy dłużej utrzymywali się przy piłce, zaczęli wychodzić wyżej i bardziej agresywnie, ale za każdym razem czegoś im brakowało. Zdecydowanie najlepszą akcję mieli w 20. minucie, gdy po zgraniu Heberta futbolówkę przejął Zivec i wyszedł na pozycję sam na sam. Tylko dobra postawa Polacka ocaliła Zagłębie przed stratą gola. Szczęście nie tylko tym razem było po stronie „Miedziowych”, bo w 42. minucie drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, powinien zobaczyć Tosik za faul na Barisiciu.

Powrót z dalekiej podróży

Jednakowy obrazek. Początek drugiej połowy w wykonaniu „Miedziowych” wyglądał tak, jak start meczu. Szybko rzucili się do gardła Piasta i chcieli podwyższyć prowadzenie. Tym razem, nie chodziło o forsowanie tempa w regularnych kontrach (które gliwiczanie już nieco rozpracowali), a przeniesienie ciężaru gry na boczne sektory, tam 1-2 podania i zgranie piłki do środka.

Zagłębie z dużą swobodą poruszało się na flankach i nawet, gdy wydawało się, że nie ma zbyt wiele miejsca, to i tak jakieś prostopadłe podanie przedzierało się przez zasieki Piasta.

Trzeba tutaj podkreślić, że „jakieś” nie jest najlepszym określeniem – to Filip Starzyński wsławił się w prostopadłych futbolówkach, które jak brzytwa przecinały defensywę przeciwnika. Po raz kolejny kluczowe były dokładność i zaangażowanie całej drużyny w to, co dzieje się na boisku. Wysiłek został wynagrodzony.

W 54. minucie Janus uruchomił Papadopulosa, który poszedł do końca, co solidarnie powielili pozostali. Najlepiej dysponowany był jednak Janoszka, który dobił futbolówkę po tym, jak niepewnie interweniował Szmatuła.

Ale. W tym wszystkim coraz lepiej zaczął odnajdywać się Piast. Podopieczni Stokowca notowali coraz więcej strat w obrębie „szesnastki”, co zemściło się na nich w 65. minucie. Pietrowski idealnie wrzucił na Maka, którego nie upilnował Janus. Kto wie, co by było, gdyby Tosik jednak zobaczył tę czerwoną kartkę. Od tego momentu można mówić o postępującej dominacji gliwiczan, którzy uparcie dążyli do złapania kontaktu. Najbliżej byli na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry, gdy z rzutu rożnego futbolówkę wrzucił Badia, zgrał ją Barisić, a niekryty Korun obił poprzeczkę. Cała defensywa lubinian skupiła się na kryciu tego pierwszego tak, że obrońca miał czystą sytuację. „Miedziowi” znacząco się cofnęli, oddali inicjatywę i wydawało się, że mogą wypuścić 3 punkty z rąk. Do czasu.

Ten jeden moment

Trener Stokowiec zdecydował się wprowadzić na boisku Jagiełłę, który początkowe minuty miał dosyć niemrawe. Tracił piłki, jego podania były naznaczone sporą dozą niedokładności, nogi nie chciały współpracować tak, jak powinny. Potrzebował kilkunastu minut, by złapać rytm spotkania: w 81. udowodnił, że szkoleniowiec dobrze zrobił stawiając na niego w tej drugiej części spotkania. Wykorzystał wypracowaną mu przez Rakowskiego okazję, nie zraził się, gdy od razu nie udało mu się czysto przyjąć piłki, poszedł do końca, wyczekał moment i przymierzył. Futbolówka zatrzepotała w siatce ustalając wynik meczu.

W drugiej połowie znacznie lepiej radził sobie także Janus, który w 90. minucie dał popis swoich umiejętności wysyłając długie podanie na balansującego na linii spalonego Janoszkę. „Ecikowi” zabrakło zimnej krwi w wykończeniu – chciał uderzyć wewnętrzną częścią stopy i futbolówka nieznacznie minęła bramkę Szmatuły.

Cała drużyna Stokowca zapracowała na wysokie zwycięstwo z Piastem. Ogromna w tym rola nie tylko ofensywy, która organizowała się bardzo dobrze i unikała błędów na poziomie komunikacyjnym, ale przede wszystkim piłkarzy od „ciemnej roboty”. Łukasz Piątek wypełniał lukę, jaką pozostawiał Starzyński wychodząc do ataku i zabezpieczał tyły, Dąbrowski rozegrał kolejne spotkanie na bardzo wysokim poziomie, a ofensywne wejścia Cotry wnosiły jakość do ataków „Miedziowych”. Wielka w tym wszystkim zasługa jednego celu, który przyświecał całej ekipie. Bez wyjątku. Na grę Zagłębia patrzy się z przyjemnością, a szybkie ataki lubinian doprowadziły już do rozpaczy defensorów wielu drużyn.

...zresztą, walka nie toczyła się tylko na boisku.