Niekończąca się opowieść – czy ktoś dopadnie Leicester?

2016-03-07 19:31:23; Aktualizacja: 8 lat temu
Niekończąca się opowieść – czy ktoś dopadnie Leicester? Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Trzeba przyznać, że mają mnóstwo szczęścia. Nawet remisując są w stanie odskoczyć wszystkim głównym rywalom. Ale czego, poza sprzyjającą fortuną, potrzeba im jeszcze?

Być może to właśnie w tym szczęściu tkwi sztuka. Ciche śmiechy po remisie z West Bromwich Albion zamieniły się słowa uznania, gdy okazało się że zarówno Tottenham, jak i Arsenal oraz Manchester City przegrały swoje mecze. Pomijając już fakt, że czołowa czwórka ligi w jednej kolejce zdobywa łącznie jeden punkt (i to bez żadnych bezpośrednich meczów pomiędzy zainteresowanymi drużynami), to… i tak ten punkcik powędrował prosto na konto Leicester. „Spurs” mieli szansę zrównać się punktami z drużyną Ranieriego, a Arsenal dojść na odległość trzech „oczek”, ale nic z tego. Czarny koń leicesterski biegnie dalej. Co może go zatrzymać? Do mety już tylko dziesięć pomiarów czasu, a najważniejsi rywale – sukcesywnie coraz dalej za plecami tego wciąż zaskakująco znakomitego wierzchowca. 

Dwa miesiące temu, gdy „Lisy” nie wygrały trzech kolejnych meczów, wieszczono, że to już koniec wspaniałej przygody i naturalna dla wszystkich klubów śródsezonowa zadyszka skutecznie pozbawi Leicester marzeń o tytule. Nic bardziej mylnego. Dwa zdobyte w tych trzech meczach punkty „pozwoliły” osunąć się drużynie Ranieriego tylko na drugie miejsce. Gdy wszystkie możne sportowe pióra (notabene – całkiem logicznie!) przewidywały dalszy spadek formy „Lisów”, oni, jak gdyby na przekór im wszystkim, bardzo szybko wrócili na fotel lidera. I od tamtej pory skutecznie utrzymują to miejsce. Obecnie – już siódmą kolejkę z rzędu. Szybka statystyka – w tym sezonie to ich rekord, gdyż poprzednia najdłuższa seria „Lisów” na fotelu lidera trwała cztery kolejki. Wątpliwe, by najważniejszą rzeczą dla kibiców klubu było obecnie zastanawianie się do jakiej liczby uda się dojść tym razem. Ważniejsze jest, która liczba porządkowa znajdzie się przy nazwie „Leicester City” po ostatniej, trzydziestej ósmej kolejce.

Po zachłyśnięciu się strzeleckim rekordem Vardy’ego i magicznymi sztuczkami Mahreza, w światło jupiterów wchodzą powoli kolejni niezasługujący na pominięcie zawodnicy „Lisów”. Na nową gwiazdę zapowiada się Francuz N’Golo Kanté – kilka dni temu dość głośna stała się informacja, że zanotował już po 111 odbiorów i przechwytów, co oczywiście jest najlepszym wynikiem spośród wszystkich graczy Premier League w tym sezonie. Generał środka pola w jedenastce Leicester przyjmuje ostatnio nieco rolę podobną do tej, którą w Barcelonie pełni Sergio Busquets. Myśli dwa zagrania do przodu i cechuje się nieprawdopodobną inteligencją na boisku. Wykonuje czarną robotę, by błyszczeć mogli Vardy i Mahrez. Gdy z powodu lekkiej kontuzji zabrakło go w meczu z West Brom, „Lisy” dały sobie wbić dwa gole. Klucz do sukcesu? Cóż, nie bez powodu o Kanté coraz częściej mówi się jako o kandydacie do gry w reprezentacji Francji – debiut oczekiwany jest już w marcowych meczach towarzyskich. Być może najtrafniej los Leicester opisał już bardzo dawno temu… Mahatma Gandhi. Znacie na pewno ten cytat – „Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz”. Być może najpierw ignorowaliśmy nadspodziewanie dobre wyniki teamu Ranieriego. Być może pozwoliliśmy sobie na kilka wrednych uśmieszków, gdy wszystkim wydawało się, że drużyna zaczyna gubić zwycięski rytm. Teraz największe drużyny Premier League toczą bój o odebranie zaszczytnego miejsca lidera drużynie, która tak bezpardonowo je sobie zawłaszczyła. Czy za dziesięć kolejek wszyscy będziemy musieli im przyznać wielkie zwycięstwo? Coraz więcej na to wskazuje…