Oficjalnie: Feyenoord odzyskuje mistrzostwo po 18 latach
2017-05-14 16:23:55; Aktualizacja: 7 lat temu Fot. Transfery.info
Feyenoord zapewnił sobie zwycięstwem w ostatniej kolejce mistrzostwo Holandii.
Piłkarze wiedzieli już przed spotkaniem, że wygrana z lokalnym rywalem zapewni im wypatrywany od niemal dwóch dekad tytuł. Mnóstwo czasu czekano na bycie na szczycie Eredivisie, jak na klub z tak ogromnymi tradycjami, dlatego tym większy podziw wzbudza, że wytrzymali presję i po raz 26 w obecnych rozgrywkach sięgnęli po trzy punkty. Do triumfu z Heraclesem poprowadził ich Dirk Kuyt, który strzelił bramkę już w pierwszej minucie spotkania, a później po jedenastu minutach jeszcze jedną i pod koniec trzecią. 3-1, bo rywalom udało się odpowiedzieć jednym golem, mistrzostwo dla Feyenoordu. Choć powinni sięgnąć po tytuł już przed tygodniem, jednak wówczas przygniótł ich ciężar oczekiwań związany z nadziejami kibiców na wzniesienie po końcowym gwizdku przez kapitana mistrzowskiej patery.
Do ceremonii było już przygotowane wszystko – z Jerzym Dudkiem na czele, który miał wręczyć trofeum, ale nie byli na to gotowi jeszcze sami zawodnicy i przegrali 0-3 z Excelsiorem, czyli swoim klubem satelickim, przez co pozwolili Ajaksowi zbliżyć się na jeden punkt i rozbudzili w zespole ze stolicy nadzieje na powtórzenie się zeszłorocznego scenariusza. Wówczas amsterdamczycy przez swój remis w ostatniej kolejce z ligowymi outsiderami z De Graafschap stracili mistrzostwo na rzecz PSV Eindhoven.
Taki obrót spraw naturalnie zaniepokoił część osób z pięćdziesięciotysięcznego tłumu, który zgromadził się na De Kuip, by na telebimie podziwiać zwycięstwo i koronację mistrzowskiej drużyny. Niedługo po spotkaniu kibice rozwścieczeni porażką z lokalnym rywalem, postanowili zademonstrować swoje niezadowolenie w starciu z funkcjonariuszami policji. Zamiast szału radości, przez miasto przeszedł huragan.
***
- W tym momencie wydaje się, że wszystko jest stracone, ale tak naprawdę wszystko nadal zależy od nas – powiedział tydzień temu Dirk Kuyt.
***
Kryzys Feyenoordu nie zaczął się natychmiast po sięgnięciu po raz ostatni po mistrzowską paterę, bowiem wygrali jeszcze w 2002 roku Puchar UEFA, jednak był to ostatni błysk przed popadnięciem na lata w przeciętność. Według wielu osób, odpowiedzialnym za kryzys jest były prezes Jorien van der Herik, który nie tylko pomógł drużynie w zdobyciu wielu trofeów – głównie w latach dziewięćdziesiątych – ale miał też bardzo wyluzowane podejście do klubowych finansów. Przez długie lata ukrywał problemy z płynnością, ale ostatecznie wszystkie jego machlojki ujrzały światło dzienne i kibice żądali jego głowy. Van der Herik podał się do dymisji, ale to nie był koniec.
Starano się odbudować klub, początkowo trochę po omacku i bez stabilizacji. Do zespołu, w którym zaczęła właśnie się przebijać młodzież z akademii rotterdamczyków z Feyenoordu, ale i współpracującego z nimi Excelsioru, jak Jonathan de Guzmán, Luigi Bruins i Diego Biesewar chciano dodać trochę doświadczenia, dlatego sprowadzono kilka przebrzmiałych gwiazd – Roya Makaaya z Bayernu, Giovanniego van Bronckhorsta z Barcelony i nieco młodszego Kevina Hoflanda z Wolfsburga. Na ławce trenerskiej zasiadł wówczas Bert van Marwijk, więc też nie byle kto w holenderskim środowisku piłkarskim. Jak mogli sobie pozwolić na takie wzmocnienia skoro dopiero byli w ogromnych tarapatach finansowych? Właśnie spieniężyli jeden ze swoich największych talentów – Roystona Drenthe. Dwudziestoletni skrzydłowy był wówczas uważany za jeden z największych talentów piłkarskich na świecie, dlatego został po długiej batalii europejskich potęg wykupiony przez Real Madryt. Dziesięć lat później nie gra już w piłkę i postanowił oddać się muzycznej pasji.
Mimo poczynionych wzmocnień, sezon okazał się klapą i Feyenoord skończył na szóstej pozycji w tabeli. Van Marwijk opuścił drużynę na rzecz reprezentacji Holandii, a klub nadal zmagała się ze swoimi problemami i brakiem stabilizacji. Gdybyśmy zrobili wykres z ich miejscami w tabeli na przestrzeni ostatnich lat, wyszłaby z tego ciekawa sinusoida z dużymi amplitudami, mieli między innymi pozycję 7, 6, 7, 4, 10, 2 i 3. To przypominało bardziej loterię, niż faktyczną rywalizację piłkarską.
Problemy wydają się ustępować od momentu, gdy stery w 2015 roku przejął Giovanni van Bronckhorst i bez sentymentów do ludzi, wśród których spędził wiele lat w roli zawodnika i asystenta trenera, zaczął od samego początku kadrową rewolucję. Były gracz Barcelony pozbył się natychmiast z różnych powodów piętnastu zawodników i zastąpił ich piętnastoma swoimi, w tym pięcioma chłopakami z akademii klubu. Brawura? Być może. Czy się udało? Owszem, bo Feyenoord już w pierwszym sezonie pod wodzą nowego trenera sięgnął po Puchar Holandii, czyli trofeum, którego nie mięli w rękach od 2008 roku i była to doskonała zapowiedź dla obecnej kampanii.
Drużynę do triumfu poprowadził kapitan, 36-letni Dirk Kuyt, ale wiek wcale nie przeszkadza mu w byciu jedną z najjaśniejszych postaci ligi. Jedenastka wystawiana przez van Bronckhorsta jest raczej niezmienna i można w niej odnaleźć wiele silnych punktów, choćby stopera Erica Botteghina, który zagrał od deski do deski wszystkie mecze w Eredivisie, odpowiadającego za rozegranie i strzelanie bramek Jensa Toornstrę, najlepszego strzelca Nicolaia Jörgensena, przez wiele lat będącego rezerwowym w angielskich zespołach bramkarza Brada Jones’a, drugiego środkowego obrońcę Jana-Arie van der Heijdena, prawego obrońcę Ricka Karsdorpa i środkowego pomocnika Tonny’ego Villenha’e. Jest to jeden z czynników, który pozwolił być Feyenoordowi na czele tabeli od pierwszej do ostatniej kolejki, ani razu nie spadli choćby na drugie miejsce.
Drugi raz się już nie pomylili. Po osiemnastu latach Rotterdam znów może świętować mistrzostwo. Dla podkreślenia jak długo musieli czekać na kolejny tytuł warto dodać, że czołową postacią drużyny z 1999 roku był Jerzy Dudek, który od tamtej pory zdążył już przecież zagrać dla Liverpoolu, Realu Madryt, zakończyć karierę, zagrać w meczu z Liechtensteinem, dającym mu wstęp do klubu wybitnego reprezentanta i utrzymać decyzję o zakończeniu kariery. To właśnie Polak został ponownie zaproszony do Rotterdamu i wręczył nowym mistrzom paterę za zwycięstwo w lidze, co tylko pokazuje, jakim kultem Polak musi być otaczany na De Kuip.