Operacja: Uwolnić majora Teveza

2014-09-26 19:00:21; Aktualizacja: 10 lat temu
Operacja: Uwolnić majora Teveza Fot. Transfery.info
Marcin Żelechowski
Marcin Żelechowski Źródło: Transfery.info

Do biura Luisa Segury wpada zdyszany Gerardo. Jego ubiór zdradzał pośpiech i niedokładność, albowiem koszula była niewyprasowana, a na dodatek poplamiona kroplami yerby...

Stając, wyprostowany przed biurkiem Segury, doniośle zakrzyknął:
- Witaj Ojcze Wszechmo...
- No nie przesadzaj Gerardo - przerwał mu Seguro - To już nie te czasy, kiedy przed wejściem do tego biura musiałeś ucałować platynową klamkę, a potem na kolanach, po rozżarzonym węglu, dojść do biurka.
- Wybacz Luisie. Nastały nowe czasy odkąd Papa Julio od nas odszedł - westchnął wspomnieniowo przez chwilę Gerardo.
- Święć się... znaczy oby węgiel kamienny był dostatecznie rozgrzany pod stopami Julio - w porę poprawił się nowy sternik AFA - Co cię sprowadza do mojego biura? I jak tam u braciszka Louiego?
- Z nim w porządku. Wygrał to, co chciał. Mam pewne typy przy powołaniach na mecze z Brazylią i Hong Kongiem.
- Hong Kongiem? To jakieś państwo w Afryce? Bo coś mi to Kongo mówi - spytał z domieszką zaniepokojenia Seguro.
- Nie. Hong Kong to takie miasto w Chinach - odparł Martino.
- Boże, jak można się tak nazywać. Ale chyba to z nimi mamy grać w ping ponga, co?
- No nie, bo w piłkę. A czy z mieszkańcami Makao to gra się w karty? - ironizował Martino.
- Silencio! - robiąc tęgą minę, Seguro przerwał niewybredny dowcip Gerardo, jakimi raczył sypać z czasów katalońskich - Dobra, wróćmy do sedna, czego sobie życzysz?
- Chciałem do kadry dokoptować Teveza.
- O, jak miło - uśmiechnął się dumnie szczerząc swoje wypastowane zęby Seguro .
- Wierzę, że mogę sprawić, by grupa go zaakcentowała. Zresztą rozmawiałem z nim i jest gotowy w całości oddać się Argentynie.
- Cenię w sobie patriotów. Bo jedynych jakich mamy w tym kraju, to te rakiety od Amerykanów.
- Czyli nie ma pan nic przeciwko temu?  
- No a gdzieżby? Ojczyzna jest najważniejsza. Zapamiętaj to Gerardo - W momencie wypowiadania tych słów, do pokoju weszła wyjątkowej wprost urody brunetka lat 25. Jej błękitne spojrzenie potrafiło zamienić w kamień każdego, kto raczył na nią spojrzeć. Figura, którą Bóg obdarzył największą hojnością była idealnie wyważoną talią osy z dorodnym biustem, którego kształty podkreślał bardzo głęboki dekolt. „Pani asystentka” jak o niej w biurze AFA mówiono, niosła na tacy świeżo przygotowaną herbatę dla prezydenta Seguro. Uchyliwszy się przy podawaniu napoju, Luis mógł dogłębnie spojrzeć jej prosto w oczy. Nie tylko on wznosił się tego dnia na wyżyny. Gdy opuszczała pokój, Martino oblizał wargi, zapominając o tym, że jest trenerem mężczyzn do gry w piłkę. Od dawna niósł się ze zmianą płci do selekcjonowania.
- Tylko jednej rzeczy po Don Julio nie zmieniłem. Tych pięknych, ociekających seksem kobiet - cmoknął z zachwytu Seguro
- Ukhm. To uciekam. Papa - Rzekł Gerardo swym nienagannym akcentem z Rosario, zasłaniając wpadkę jaką był nie zapięty rozporek u spodni.
- Daswijdania - rzekł na chłodno Luis, pogrążony myślami o pannie Esmeraldzie.
Następnego dnia Luis robił prasówkę, zaczynając ją tradycyjnie od archiwalnych numerów Playboya... Po pół godzinnej lekturze zabrał się za dziennik Ole. A tam lista piłkarzy powołanych na mecze z Brazylią i Hong Kongiem. Gładząc palcem po świeżutkim papierze, wertował kolejne wyselekcjonowane nazwiska, po czym dumnie w myślach rzekł - O i jest nasz wspaniały Tevez!!!
Lecz chwila radości trwała krótko, gdy przeczytał liczbę lat - Osiemnaście? Pewnie się w tym Ole znowu pomylili - dodał i rzucił gazetę na biurko. Lecz ta liczba nie dawała mu spokoju. Ponownie wziął gazetę do ręki i ze złością, potężnym głosem noszącym się po całym budynku, wykrzyczał - MAURICIOOOO Z NEWELL’S?????!!!!!!!!
 
Jak wygląda prawda o powrocie Teveza do kadry? Cóż, jego brak nie przeszkadzał Albicelestes dojść do finałów MŚ, lecz wielu uważało jego absencję za brak jaj Sabelli. Co prawda był skonfliktowany z grupą baletową Messiego i spółki, lecz wytrawny retoryk mógłby ujarzmić trudny charakter Carlitosa z niewiadomoczym Leosiem. Kluczem była rozmowa, bo walka o każde źdźbło trawy była atutem Teveza, którego zabrakło pozostałym napastnikom. Taki Higuain, Aguero, Lavezzi czy Palacio to były funta kłaków warte bezemocjonalne chłopaki, o których można powiedzieć było wiele, tylko nie to, że będą umierać za ojczyznę. Jednak historia, którą Wam przedstawię, jest oparta na faktycznych kłamstwach, które były powtórzone tysiąckrotnie, stając się na końcu prawdą.
 
Odkąd Martino został trenerem reprezentacji, Seguro dał mu wolną rękę w wielu sprawach. Począwszy od menadżera/opiekuna kadry, a kończąc nawet na systemie szkolenia młodzieży. Potomek Grondony - Humberto (trener kadry do lat 20-tu) nie szczędził przy tym gorzkich słów, twierdząc, że Gerardo „jest taktycznym inwalidą piątej kategorii”. O ile tym panem nie ma co sobie głowy zawracać, to kluczową decyzją Gerardo była rezygnacja z Carlosa Bilardo. Tak, ten pamiętny gość z 1986 roku, który oficjalnie w AFA od 2003 roku był menadżerem i koordynatorem wszystkich kadr narodowych. Nieoficjalnie stał się nim tuż po dymisji ze stołka selekcjonera w 1990 roku. Sami przyznacie, że to trwało już zbyt długo. W końcu ile można leczyć ten sam zdrowy ząb? Ten sadyzm Bilardo i jego maniakalne wręcz badania dentystyczne, powodowały ciarki na plecach jego pacjentów. Ta rewolucja oznaczała już i tak niemały postęp jaki szykował Gerardo w dalszej kolejności. Na rewanżowy mecz finałowy z Niemcami wystawił tych samych bohaterów (wykluczając jedynie Messiego) i ostatecznie spuszczając tym nrdowskim, rfnowskim i rmfowskim gościom tęgie zasłużone lanie. Od tego momentu Gerardo chciał budować kadrę na swoich autorskich metodach i pierwszym krokiem był, co nikogo nie zdziwiło - Carlos Tevez. Po meczu z Niemcami rozmawiał zresztą osobiście w Turynie z piłkarzem, któremu przywrócił wiarę w to, że nie jest dla ojczyzny straconym synem. Carlosa ujął zwłaszcza rolą, która nie miała na celu go marginalizować, a wręcz przeciwnie, miał być głównym popychającym lokomotywę zwaną Argentyną do przodu. 
 
Lecz problemem stała się osoba Messiego...To wersja dla maluczkich. Ta nieoficjalna i zbliżona do prawdy - mówiła o roli lidera i... Ezequiela Lavezziego. Ten ostatni to mało poruszany wątek szaleńca z bidonem w ręku. Człowieka o palcu, którym drylował dziury w niejednym męskim tyłku. Brzmi obleśnie, ale Carlos prywatnie o jego żartach mówi, że są prostackie jak on sam. Ezequiel lubił się z nim droczyć, albowiem on też wiedział, że Carlos od niego świętszy nie jest. Dwa chłopaki z przedmieścia? Ależ proszę bardzo! Nie zmienia to jednak faktu, że główną areną starcia dwóch krnąbrnych gringos była Copa America 2011. Dla Argentyny była ona bolesna, tym bardziej że została ona poniesiona na własnej ziemi. Największa krytyka spadała wówczas na Teveza, który na boisku żył swoim światem, nie zwracając uwagi na swoich partnerów z boiska. Choć jakoś wszyscy tamtego dnia pozapominali, że nawet i Messi był równie beznadziejny jak on. Z tą drobną różnicą, że nie przestrzelił tego przeklętego karnego z Urugwajem.
 
Dużo więcej działo się w hotelu, gdzie kadra podczas tego turnieju trenowała i odpoczywała między meczami. To tam Tevez kilkukrotnie ścierał się z Lavezzim czy to podczas śniadania (klasyczna zabawa z wykałaczką w bułce - Tomaszewski aprroves), czy to w trakcie treningu (złe podanie czy próba rozwiązań indywidualnych, gdy kolega był lepie ustawiony). Problem Carlitosa pogłębiał się tym bardziej, że miał po swojej stronie tylko Nico Burdisso, kiedy to przebojowy prymitywizm Lavezziego przyciągał Messiego i resztę. Najbardziej zresztą Apaczowi brakowało Riquelme, na którego był zapatrzony jak w obrazek Mona Lisy. Oczywiście pomijam tutaj kwestie wiązania mistrzowi sznurowadeł czy namydlania jego... no dobra, po prostu Roman dla Teveza był przybranym ojcem, który jako jedyny umiał zgasić Messiego jak zwykłego peta (pozdrawiam lata 2006-2009). Po Copa America trener Batista został zwolniony, a Tevez publicznie obsmarowany każdym rodzajem łajna. Do tego stopnia, że drzwi z napisem reprezentacja Argentyny były dla Carlosa zamknięte na cztery spusty. Bo brudasów to tylko wpuszcza się do autobusów...
 
Tylko do chwili obecnej, kiedy to Martino wyjrzał przez okno i poprosił Teveza o wejście do środka. Piłkarz mający za sobą mistrzowską postawę w Juventusie przystał na to, ale oczekiwał rozmowy w cztery oczy z Leo Messim. To w końcu serce i dusza tej kadry. I jaki to był dziwny zbieg okoliczności, kiedy to lecąc do Mediolanu po zakup nowych ciuchów dla swych dzieci natrafił na... Messiego wykonującego tę samą czynność. To już katalońska odzież była szyta nie na miarę? W każdym razie do sieci trafiło zdjęcie obu panów, którzy podawali sobie dłoń. Wszystko miało się ułożyć... ale nie do końca tak jak mówi o tym cały świat. Owszem, to prawda, że panowie się spotkali i pogadali ze sobą dłużej niż przez 5 minut. Tak, to prawda, że rozmowa o awangardzie mody w ubiorze dzieciaków, była tematem przewodnim. Było trochę mowy o cadillacu jaki kupił Geronimo - jeden z bliskich krewnych Leo. Lecz panowie wcale się nie przeprosili, a jedynie zakopali topór wojenny. Uczynili to dokładnie w tym samym momencie, co robiący w tym samym sklepie jak oni zakupy, Thomas Anders i Dieter Bohlen. Leo zgodził się na prośbę Gerardo, by dać kolejną Apaczowi szansę w drużynie narodowej. Choć drobnym zgrzytem może okazać się osoba cheri Lavezziego, która na szczęście dla głównego bohatera tekstu - nie jest prywatnie faworytem samego Martino. Stąd i jego brak w kadrze może o czymś świadczyć.
 
Pomimo faktu, iż Teveza ostatecznie na liście powołanych na mecze z Brazylią i Hong Kongiem nie ma, to spodziewajcie się jego comebacku. Dziś go nie ma, ze względu na prośbę trenera clowna Allegriego. Albowiem bez Carlosa, trener zabiera się za swoich rywali jak szczerbaty na suchary. Gerardo przystał na tę prośbę tak samo jak wszyscy fani Albicelestes, którzy stoją za Tevezem murem długości państwa Chile. A tak przy okazji, kiedy zahaczyliśmy o wezwanie Atlantydy. Skoro Argentyna wygrała z Niemcami 4-2, a w pierwszym meczu 1-0 dla tych naszych sąsiadów... to znaczy, że Albicelestes są mistrzami. No bo w końcu 4-3 w dwumeczu!!!
 
Więcej na ten temat: Argentyna Carlos Alberto Tévez