Pep Guardiola musi podjąć ryzyko z Erlingiem Brautem Haalandem. Czy to wypali?
2022-08-02 11:36:11; Aktualizacja: 2 lata temuPep Guardiola przyzwyczaił nas do myślenia, że jutro zawsze oferuje więcej. Wpasowanie Erlinga Haalanda do nowej drużyny zajmie chwilę, ale spokojnie — ten potwór uczy się szybciej niż inni i natychmiastowo koryguje błędy. Nie ma sensu wyciągać wniosków po jednym meczu.
Wszystko już wiemy: Manchester City rozpoczął sezon od porażki w meczu o Tarczę Wspólnoty, Erling Haaland zanotował fatalne pudło, a Darwin Núñez, jego konkurent w barwach Liverpoolu, jak na złość odpowiedział golem. Niby to wszystko jeszcze bardziej podsyciło dyskusję o pozycji Norwega w specyficznym ustawieniu Guardioli, ale tak naprawdę nie ma to teraz znaczenia, bo prawdziwe granie dopiero nadejdzie. Sergio Agüero dekadę temu też to przerabiał. Musiał nauczyć się odpowiedniego poruszania w taktycznym świecie Pepa, a zaraz potem strzelił 260 goli, wygrał 12 trofeów i na zawsze będzie pamiętany jako ten, który w doliczonym czasie walki o mistrzostwo wymanewrował obronę Queens Park Rangers.
Haaland na razie bada nową rzeczywistość. Prawdą jest to, że w meczu z Liverpoolem przez większą część spotkania błąkał się w polu karnym, nie mogąc wpasować się w rytm grania kolegów. W pierwszej połowie miał tylko osiem kontaktów z piłką, czyli najmniej na boisku. Nie wygrał żadnego pojedynku główkowego. Nie miał ani przechwytu, ani dryblingu. Na końcu oczywiście został zapamiętany z fatalnego pudła. Manchester City, który zwykle wygląda tak jakby na boisku miał większą liczbę piłkarzy, tym razem grał lekko wybrakowany.
Pep Guardiola kocha takie wyzwania. Od zawsze wygląda na gościa, który ciągle szuka okazji do podwyższenia sobie poprzeczki. Wierzy w transfery - to jasne, ale jeszcze bardziej ufa zwykłej pracy na treningu i w to, że z każdego zawodnika jest w stanie wycisnąć jeszcze więcej.Popularne
Nie brałby Haalanda, gdyby wiedział, że ten popsuje mu system. To jest dla niego po prostu kolejne wyzwanie, być może najtrudniejsze z dotychczasowych, ale efekty mogą okazać się kluczowe w meczach, gdy znowu zawiodą stare schematy. City musi być inne. Musi grać bardziej różnorodnie, a to w końcu przyniesie Haaland.
Był kiedyś taki mecz Borussia Dortmund - Augsburg. Lucien Favre, czyli trener pod względem estetyki gry podobny do Guardioli, posadził Haalanda na ławce, bo ten średnio pasował mu do koncepcji. Dużo mówiło się wtedy o tym, jak ubogi technicznie jest Norweg. Spotkanie z Augsburgiem było jego debiutem. Na boisko wszedł w 56. minucie, a mimo to zdążył odhaczyć hat-tricka i zamknął dyskusję na temat tego, jak odnajdzie się w koronkowo grającej ekipie BVB. Trudno to teraz jednoznacznie przewidywać, ale w City też takie mecze przyjdą. Strzał w poprzeczkę w meczu o Tarczę Wspólnoty będzie tylko nic nie znaczącą anegdotą.
Guardiola po porażce z Liverpoolem wyglądał na spokojnego. Wzruszył ramionami na pytanie o pudło Norwega, bo przecież ten nie musi niczego udowadniać - strzelił już tyle fantastycznych goli dla Borussii, że wszyscy znamy jego walory. To był pierwszy test na angielskiej ziemi i tak to też zostało ujęte w słowach trenera City. On nie wyobraża sobie, że docelowo Haaland będzie hamulcowym drużyny. Potrzebuje go w takich meczach jak ten z Realem Madryt z ubiegłego sezonu. To jest zresztą trend tego okna transferowego, by wzmacniać się bezwzględnym egzekutorem. Spośród klubów Big Six tylko Manchester United na razie nie kupił napastnika.
Manchester City chce być inny w nadchodzących rozgrywkach. Czasem wydaje się, że jest tak perfekcyjną maszyna, że lepiej niczego tam nie tykać, ale niedosyt Ligi Mistrzów ciągle przypomina nam, że nie jest to jeszcze produkt skończony.
Guardiola w zeszłym sezonie chciał dodać do niego trochę luzu i nieprzewidywalności w postaci Jacka Grealisha, ale ten w wielu spotkaniach walił głową w mur. Teraz podobny los może spotkać Haalanda, ale trzeba to ryzyko podjąć. To nie jest tak, że u Pepa „dziewiątka” nie istnieje.
W Bayernie wniósł na wyższy poziom Roberta Lewandowskiego. W Barcelonie potrafił wykorzystać Davida Villę, a w City stworzył bestię z Aguero. To, że odpalił Samuela Eto’o czy Zlatana Ibrahimovicia wynikało z ich specyficznego ego.
Haaland w meczu z Liverpoolem zanotował w sumie 16 kontaktów z piłką. Bywały momenty, gdy potrafił rozepchnąć się łokciem w starciu z Virgilem van Dijkiem, a to już pokazuje pewien dodatek, jaki wnosi do gry City. Jego ruchy bez piłki są zjawiskowe - to nie są rzeczy, o których mówi się po przegranym spotkaniu (1:3), ale nawet tutaj kilka razy świetnie gubił obrońców i otwierał nowe możliwości kolegom. W sumie aż trzy razy dochodził do strzału w okolicach jedenastego metra, a przecież naprzeciwko nie stała defensywa Norwich. Przyjdzie dzień, gdy którąś z tych sytuacji zamieni na gola, a wtedy przesuniemy wajchę w drugą stronę i napiszemy alternatywną narrację.
Wielcy herosi nowego pokolenia jak Haaland czy Núñez mają to do siebie, że już od początku dźwigają na barkach ogromną presję. City od lat może grać pięknie, ale na końcu i tak mówimy o tym, że to City Guardioli, zamiast etykietkować ten zespół nazwiskiem konkretnego piłkarza. Haaland mógłby być pierwszym, który stanie się absolutną twarzą projektu. Wie, ile kosztował i jak długo czekał, by zagrać w zespole, którego koszulkę nosił już w dzieciństwie. To, że pierwszą rundę nowych gwiezdnych wojen wygrał Núñez tylko jeszcze bardziej go nakręci. W sierpniu dwa razy zagra przeciwko beniaminkom, a zatem jest pole do rozpędu i eksperymentów.
PAWEŁ GRABOWSKI
viaplay, newonce