Polowanie na czarownice

2017-11-11 16:17:29; Aktualizacja: 7 lat temu
Polowanie na czarownice Fot. Transfery.info
Michał Flis
Michał Flis Źródło: Transfery.info

Ich awans do najwyższej klasy rozgrywkowej był wielkim zaskoczeniem nawet dla jego autorów. Zawodnikom Benevento Calcio przed sezonem nie dawano większych szans nawet na utrzymanie się na zapleczu włoskiej ekstraklasy.

Założona pierwotnie w 1929 roku, a następnie reaktywowana w 2005 po bankructwie drużyna nie mogła pochwalić się wcześniej znaczącymi sukcesami. Popularne „Czarownice” (klub zawdzięcza swój przydomek wiedźmom, które w średniowieczu spotykano rzekomo w okolicach Benevento) przez wiele lat balansowały między czwartym a trzecim poziomem rozgrywkowym w Italii. Dopiero przed rokiem udało im się po raz pierwszy zameldować na boiskach Serie B. Jednym z niewielu powodów do dumy dla zespołu ze Stadio Ciro Vigorito stanowił w tej sytuacji fakt, iż w 2006 roku ówczesny trzecioligowiec miał swojego reprezentanta na mundialu, którym był grający dla Togo Massamasso Tchangai.

Zwycięstwo w barażowym starciu z Carpi sprawiło, iż wielu niedoświadczonych piłkarzy miało przed sobą pojedynki z takimi markami, jak Juventus, Milan czy Napoli. Oczywiście początkowo nikt nie wróżył beniaminkowi sukcesów, jednak mało kto przypuszczał, iż jego przygoda z wielką piłką będzie miała aż tak katastrofalny przebieg.

Liga włoska doświadczyła ostatnimi laty wielu niespodziewanych awansów. Niektóre zespoły, jak Sassuolo czy Crotone zostawały w elicie na dłużej, inne zaś, a więc chociażby Carpi i Frosinone pełniły w Serie A jedynie okazjonalne role.

Benevento z kolei już dziś, na wiele miesięcy przed końcem rozgrywek jest murowanym kandydatem do rychłej degradacji. Zespół z Kampanii nie zdołał bowiem zdobyć choćby punktu w żadnym z dotychczasowych spotkań strzelając w międzyczasie marną liczbę pięciu bramek. Zawodnicy w czerwono-żółtych trykotach nie potrafili znaleźć sposobu nie tylko na ligowych potentatów, ale i na dość przeciętnych przeciwników, jak chociażby Hellas czy Cagliari. W meczu z ostatnim z wymienionych rywali szansę na zdobycie premierowego punktu stracili zresztą poprzez utratę bramki w ostatnich sekundach spotkania.

Za sprawą swych fatalnych wyników, Benevento już teraz pobiło ponad sześćdziesięcioletni rekord Venezii, która w sezonie 1949-1950 po dziesięciu rozegranych meczach miała zerowy dorobek punktowy. Klub ten jest także na dobrej drodze aby odebrać miano najgorszego zespołu w historii Serie A ekipie US Lecce, której zawodnicy w rozgrywkach 1993-1994 zdobyli łącznie zaledwie jedenaście oczek.

Głową za dotychczasowe niepowodzenia zapłacił już zresztą człowiek, który jeszcze latem był w Benevento noszony na rękach. Marco Baroni pod koniec października otrzymał bowiem wypowiedzenie, a jego następcę znaleziono w osobie Roberto De Zerbiego. 38-latek, który po objęciu stanowiska deklarował, iż pojawił się w klubie aby zatrzymać wstydliwą serię, nie został jednak przyjęty przez miejscowych kibiców z sympatią. Nowy szkoleniowiec został przywitany na Stadio Ciro Vigorito wielkim banerem z napisem „De Zerbi – Cygan”. W ich pamięci wciąż pozostają bowiem wydarzenia sprzed roku, kiedy to jeszcze na trzecioligowych boiskach pracujący wówczas w Foggi De Zerbi wygłaszał niepochlebne opinie na temat swojego aktualnego pracodawcy.

Decyzja o zatrudnieniu urodzonego w Brescii szkoleniowca jest także zaskakująca zważywszy na fakt, iż De Zerbi pracując w ubiegłym sezonie w Palermo dołożył cegiełkę do degradacji Sycylijczyków przegraniem siedmiu spotkań z rzędu. Nowy trener nie składa jednak broni i zapowiada podniesienie się jego podopiecznych z kolan. Już w ostatnim meczu przeciwko wielkiemu Juventusowi było widać pewną poprawę w grze, a dzięki bramce strzelonej przez Amato Cicirettiego skazywany na pożarcie beniaminek przez długi czas prowadził z utytułowanym rywalem. De Zerbi pragnie też dokonać zimą kilku transferów, które pomogłyby jego drużynie zakończyć niechlubną passę. Jednym z jego potencjalnych celów stał się m.in. Leonardo Pavoletti grający aktualnie w Cagliari.


Kompromitująca postawa piłkarzy z Kampanii stała się ostatnimi czasy popularnym tematem w świecie piłkarskim. Trener Sparty Praga, Andrea Stramaccioni, odpowiadając na zarzuty dotyczące słabej gry swojego zespołu stwierdził aby nie narzekać, gdyż jego podopieczni nie grają póki co jak Benevento. Furorę w mediach społecznościowych robi także zabierana przez kibiców na każdy mecz wyjazdowy flaga z napisem „Ojciec Pio ma nas w swojej opiece”. Powszechnie znany mnich z zakonu Kapucynów przyszedł bowiem na świat w Petrelcinie położonej około piętnaście kilometrów od Benewentu.

Być może wstawiennictwo jednego ze świętych Kościoła katolickiego będzie ostatnią nadzieją na zachowanie twarzy w nadchodzących miesiącach. Swego rodzaju pocieszeniem może być jednak fakt, iż poza grudniowym starciem z Milanem Benevento dopiero w lutym podejmie rywala ze ścisłej czołówki, kiedy to na własnym boisku zmierzy się w derbach Kampanii z piłkarzami Napoli.