Poszukiwanie problemów po francusku - Marsylia zyska na fiasku transferu Alessandriniego?
2013-09-14 19:00:34; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Olympique Marsylia ma ostatnio "szczęście" do historii transferowych, w których "l'OM" występuje jako klub zainteresowany, natomiast przedmiotem zainteresowania są zawodnicy co najmniej problematyczni.
Niedawno pisaliśmy o tym, jak to Florian Thauvin po przerwie w treningach, jaką ze względu na występ na mistrzostwach świata do lat 20 dał mu Rene Girard, zafundował sobie kolejną - tym razem po prostu odmawiając trenowania z zespołem Lille. Powód? Chęć wymuszenia odejścia do Olympique Marsylia, grającego - w przeciwieństwie do LOSC - w Lidze Mistrzów. Ostatecznie dopiął swego, jednak w Marsylii muszą się liczyć z tym, że jeśli jego talent eksploduje na dobre, to za dwa-trzy lata takie same fochy może stroić, chcąc wymusić transfer na przykład do Premier League.
A działacze Marsylii, nie zrażając się problemami przy transferze (i nie tylko - chwilę po ogłoszeniu transferu okazało się na dodatek, że młodzian stracił prawo jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości) Thauvina, ruszyli na dalsze zakupy. Uznali bowiem, że trio Thauvin-Valbuena-Payet to skład bardzo mocny, jednak dodatkowe "podrasowanie" go ściągnięciem Romaina Alessandriniego z Stade Rennais w ostatnim dniu przedłużonego okienka transferowego we Francji wcale by nie zaszkodziło.
I rozpoczął się cyrk z Alessandrinim. Ale po kolei.
- Marsylia składa kilka coraz wyższych ofert za skrzydłowego Rennes, który ostatnie sześć miesięcy spędził nie na boisku, a u lekarzy, lecząc zerwane więzadło krzyżowe;
- zawodnik chce odejść do Olympique i żąda spotkania z prezesem klubu;
- François-Henri Pinault odrzuca kolejne oferty Marsylii i składa zawodnikowi następującą: w zamian za pozostanie, wynagrodzenie Alessandriniego wzrośnie o 50% natychmiastowo, o 75% po rozegraniu przez niego czterech spotkań w barwach Rennes i o 100% w momencie kolejnego powołania do reprezentacji Francji (obecnie zarabia 50 tysięcy euro miesięcznie, a więc mógł zarabiać 100 tysięcy);
- Alessandrini opuszcza pokój prezesa wściekły, mówiąc o braku szacunku ze strony klubu;
- media ustalają, że poszło o kolejne 25 tysięcy miesięcznie, które chciał zarabiać Alessandrini w razie pozostania, a których klub nie chciał mu zaoferować;
- agent zawodnika dolewa oliwy do ognia, mocno krytykując klub z Stade de la Route de Lorient;
- zawodnik ostatecznie stwierdził, że "nie czuł już chęci walki dla klubu", chociaż zaczynał "darzyć szacunkiem nowego trenera".
Ostatecznie Alessandrini został w Rennes, a w Marsylii powinni się zastanowić, czy to aby nie lepiej, że do zespołu nie trafił kolejny potencjalnie problematyczny zawodnik w ciągu kilku dni. Z jednej strony mógłby z Thauvinem jak dynamit rozsadzać boki obrony kolejnych ligowych rywali, z drugiej - co by było, gdyby obaj kolejno wybuchali w szatni Marsylii, burząc w niej atmosferę?