Remis na pożegnanie z Ekstraklasą. Górnik Zabrze opuszcza ligę
2016-05-14 18:06:44; Aktualizacja: 8 lat temuTo mogło być piękne sobotnie popołudnie dla wszystkich sympatyków Górnika Zabrze, ale piłkarze Jana Żurka tylko zremisowali w Niecieczy i ostatecznie pożegnali się z Ekstraklasą.
It’s the final countdown to tekst refrenu piosenki zespołu Europe i właśnie ona idealnie wpisywała się w dzisiejsze spotkanie w Niecieczy. Piłkarze Piotra Mandrysza byli pewni utrzymania w Ekstraklasie, a zawodnicy Jana Żurka musieli pokonać przeciwnika i dodatkowo liczyć na porażkę Górnika Łęczna. Niemożliwe? Zabrzanie byli w trudnej sytuacji, ale póki piłka w grze, to wszystko jest możliwe.
Odczarować atak
Piosenka szwedzkiego zespołu nie pojawia się tutaj przypadkowo. Górnicy w obecnym sezonie to królowie remisów (17 – taki sam wynik zanotowała Pogoń Szczecin), a jak wiadomo podział punktów niczego nie daje – zwłaszcza, jeśli walczy się o utrzymanie w lidze. Na brak zwycięstw w największym stopniu przyczyniła się niemoc w ofensywie. Jan Żurek nie posiada w swoim zespole piłkarza, który swoją osobą wzniesie tę drużynę na wyższy poziom. Roman Gergel czy Ermin Cerimagić potrafią robić wiatr na skrzydłach, ale brakuje im tego co posiada klasyczna „10” – ostatniego podania, które otworzy napastnikowi drogę do bramki przeciwnika. Mimo to, zabrzanie – chociażby w ostatnich dwóch meczach – mieli okazje do zdobycia gola, ale zawsze brakowało skuteczności. Dlatego to właśnie na przebudzeniu formacji ataku musiał się skupić Jan Żurek. Wszak jego podopieczni już znajdują się na deskach i są liczeni, ale Niemożliwe to słowo dla głupców! Zwłaszcza, jeśli przeciwnik ma zapewnione utrzymanie i gra o czapkę gruszek. Popularne
Ślązak pogrąża Górnika
Po końcowym gwizdku sędziego w Niecieczy okazało się, że były to ostatnie 90 minut Górnika w tym sezonie. Zawodnicy 14-krotnego mistrza Polski przeważali na boisku, jako pierwsi strzelili bramkę (świetny strzał z dystansu Kurzawy), nawet piłkarze Śląska Wrocław poszli im na rękę (Śląsk wygrał z Górnikiem Łęczna 3:2), a i tak nie udało się odnieść zwycięstwa, które dałoby utrzymanie w Ekstraklasie.
Kolejny raz w tym sezonie wyszły na wierzch grzechy tego zespołu. W przerwie zimowej do Zabrza trafiło wielu zawodników, ale klub nie postarał się o rasowego snajpera i wartościowego rozgrywającego. W dzisiejszym meczu zabrzanie dłużej utrzymywali się przy piłce, ale co z tego, skoro większość tych akcji kończyła się przed polem karnym przeciwnika? Jan Żurek nie ma w swoim zespole zawodnika pokroju Ryoty Morioki, czy Filipa Starzyńskiego, który potrafi posłać idealne prostopadłe podanie, a w sytuacji kryzysowej zrobi coś z niczego. Napastnicy? W 37. meczach zdobyli AŻ cztery gole.
Warto również zwrócić uwagę na to, jak górnicy walczyli o utrzymanie w Ekstraklasie. Na pewno informacja o korzystnym wyniku we Wrocławiu dotarła do Niecieczy, ale zabrzanie w dalszym ciągu grali tak, jakby liczyli na to, że Termalica sama sobie strzeli bramkę. A tak się nie stało. Bramkę na wagę remisu w 53. minucie strzelił Wojciech Kędziora (zadeklarowany kibic Górnika Zabrze) i goście – zamiast do ostatniej sekundy walczyć o zwycięstwo – do końca mierzyli się z myślą o spadku. Podopiecznym trenera Żurka zabrakło zaangażowania, ambicji, która potrafi z piłkarza przeciętnego zrobić średniego i przede wszystkim piłkarskiej jakości. Górnicy przez cały ten sezon pokazywali, że bliżej im do 1.ligi i nie zmienił tego ani kształt rozgrywek, ani ten ostatni mecz w Niecieczy. Bo co myśleć o drużynie, która w spotkaniu o życie oddaje tylko jeden celny strzał?