Rinus Michels - wartość dodatnia futbolu

2016-04-25 19:23:28; Aktualizacja: 8 lat temu
Rinus Michels - wartość dodatnia futbolu Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Już za życia zbudowano mu pomnik. Z brązu, choć za wszystko, co zrobił dla rozwoju piłki, statua powinna być wysadzana diamentami. Rinus Michels włożył w piłkę mózg.

Ta statua, swoją drogą, wygląda dość niefortunnie. Usytuowana w parku przy siedzibie holenderskiej federacji piłkarskiej. Do 2013 roku w miejscu, w którym przypominał, nie przymierzając, krasnala ogrodowego. Dopiero trzy lata temu zlitowano się na monumentem i przeniesiono go bliżej budynków. I ta sylwetka. Michels z brązu dziwnie niższy niż oryginał, wygląda, jakby skurczył się w praniu. Zupełnie nieobcujący z wizerunkiem człowieka, który zasłużył sobie na przydomek „generał”. W 1998 roku Michelsowi zrobiono zdjęcie obok siebie. Żywego i brązowego zdaje się łączyć tylko ubiór. Koszula i krawat wystające spod płaszcza z absurdalnie dużymi klapami.  

Same początki Michelsa były całkiem niezłe. Całą karierę piłkarską spędził w Ajaksie, w 13 sezonów zdobywając z klubem dwa mistrzostwa Holandii. Urodzony w Amsterdamie napastnik łącznie strzelił 122 gole w 264 występach dla „Godenzonen”. Sześciokrotnie udawało mu się przekroczyć granicę dziesięciu bramek w sezonie. Nienajgorsze statystyki pozwoliły nawet na debiut w reprezentacji, ale na pięciu meczach bez nawet jednego gola przygoda Michelsa z kadrą się zakończyła. Przynajmniej piłkarska. 

W lata 60. Rinus wszedł jako wuefista w szkole dla niesłyszących dzieci (daleko jeszcze było do czasów, gdy futboliści za zarobione na boisku pieniądze mogli spokojnie żyć dalej bez innego źródła dochodów). Holender już wtedy rozpoczynał karierę trenerską. Pierwszym klubem – J.O.S. Zaledwie 32-letni Marinus Jacobus Hendricus (tak właśnie brzmi pełna forma jego imion) na pierwszym stołku wytrzymał całkiem długo, bo aż cztery lata. Następne stanowisko to zdecydowany awans. Choć J.O.S. nie grało nawet w Eredivisie, cztery spędzone tam lata były obiecującym prognostykiem na dalszą trenerską karierę Michelsa. Sezon 1964/65 spędził w AFC DWS, z którym udało mu się nawet zdobyć wicemistrzostwo Holandii. Kolejne wyzwanie było ogromne – oto powracał do Ajaksu.

Zabawne, że niepozorny wuefista wysiadając ze starego, używanego samochodu, rozpoczął proces profesjonalizacji i „totalizacji” futbolu. Wchodząc do szatni amsterdamskiej drużyny, po raz pierwszy w roli trenera, spotkał m.in. niejakiego Johana Cruijffa – chuderlawego ale utalentowanego 17-latka. Zmarły niedawno legendarny piłkarz wspominał potem nieraz, że nikt nie wywarł na niego takiego wpływu, nie nauczył tak wiele, jak właśnie Michels.  Ich drogi nie tyle się połączyły, co wpadały na siebie od czasu do czasu. W 1971 Rinus został trenerem Barcelony, trzy lata później dołączył Cruyff. W 1975 trener na rok wrócił do Ajaksu, by potem ponownie objąć Barcelonę. W Katalonii dwa lata popracował z Johanem, a potem razem odeszli do Los Angeles. Po roku w Stanach Zjednoczonych ich drogi znów się rozeszły i nigdy więcej nie miały okazji zejść się raz jeszcze. 

Czas spędzony w Ajaksie był dla Michelsa obfitujący w trofea jak żaden inny później. Cztery mistrzostwa, trzy puchary krajowe i jeden ten najcenniejszy, Europy. Krajowa dominacja Ajaksu była w zasadzie wytłumaczalna – „Rinus słońce” postawił na profesjonalizację klubu i ten faktycznie takim się stawał. Futbol totalny rodził się także na boisku, a Ajax prezentował niepodrabialny, wyprzedzający swoje czasy o dekady styl. To musiało skupić uwagę innych klubów oraz pewnego producenta bawełny.

Agustí Montal i Costa to z pewnością jeden z najważniejszych prezydentów w historii FC Barcelony – to za jego kadencji do klubu wparował Michels, a niedługo potem wraz z nim dwóch holenderskich, długowłosych piłkarzy - Johanowie Cruyff i Neeskens. Prezydentura Montala Costy zbiegła się z czasem upadku dyktatury generała Franco, a bawełniany biznesmen, pierwszy prezydent „Dumy Katalonii’” w wolnych czasach odznaczył się jeszcze uznaniem „Cant del Barça” za oficjalny hymn klubu. 

W Barcelonie Michels nie odnosił już takich sukcesów. Jedno mistrzostwo, jeden puchar i w końcu niespodziewany wyjazd do Stanów Zjednoczonych w 1979 roku. Ale w Barcelonie zaszczepił przede wszystkim „myśl”, która zdaje się funkcjonować w klubie do dziś. Granie wychowankami odważnego, totalnego futbolu zostało zaimplifikowane przez trenera, a potem zaimpregnowane przez jego ucznia Cruyffa, prawie 20 lat później. 

Po powrocie z Ameryki, Michels na trzy lata związał się z 1. FC Köln, udało mu się nawet zdobyć Puchar Niemiec, ale najlepsze miało dopiero nadejść. W 1984 roku Michels obejmuje reprezentację Holandii. Cztery lata później święci najważniejszy triumf swojej kariery. Holandia mistrzem Europy!

Kadrę miał wówczas niebywałą, bo chyba nigdy w historii „Oranje” nie mieli tylu gwiazd na raz. Nawet Cruyff dekadę wcześniej grał chyba w słabszej drużynie. Rijkaard, bracia Koeman, kapitan Gullit, van Basten czy nawet 37-letni Mühren. Mało kto wie, ale przy słynnym, finałowym, golu van Bastena fenomenalną asystą popisał się właśnie ten ostatni, zupełny weteran. Zwycięstwo pozostaje legendarne do dziś. Pierwszy tak wielki tryumf „myśli michelskowskiej”, pierwszy i ostatni tryumf Holandii na dużej imprezie. 

„Profesjonalny futbol jest jak wojna. Ci, którzy zachowują się zbyt porządnie, przegrywają” głosi jedna z najsłynniejszych myśli Michelsa. Autorytarny styl prowadzenia drużyny i częste porównania meczów piłkarskich do działań militarnych dały mu pseudonim „Generał”. Wojskowy na murawie, wybitny taktyk. Żaden szeregowy, wybitny dowódca łamiący wszystkie schematy. Aleksander Wielki futbolu. 

A do tego, niesamowity szutnik w życiu prywatnym. Mnóstwo jest anegdotek o mniej lub bardziej wyszukanych kawałach Holendra. Podobno był także straszliwym sknerą – do tego stopnia, że popularnym żartem wśród współpracowników Michelsa było pytanie, jakiego koloru jest jego portfel. 

Zmarł w 2005 roku, niedługo po drugiej operacji serca. Ostatnie 13 lat życia spędził na emeryturze. Pozostawił drogę, którą jeszcze za jego życia zaczęła podążać cała rzesza naśladowców. Pozostawił myśl, która krzewiona i przekazywana dalej stała się niemal Ewangelią, swoistym credo wyznawanym do dziś. W 1999 roku został wybrany „trenerem stulecia” przez FIFA. To banalne, ale celne oddanie Michelsowi należnych honorów, jeśli tylko rozszerzymy nieco definicję słowa „trener”. Bo Holender nie był tylko trenerem Ajaksu, Barcelony czy reprezentacji Oranje. Rinus Michels był także (...przede wszystkim?) trenerem filozofii, która w dużej mierze ukształtowała tę dyscyplinę. Bo czym byłby futbol gdyby nie ten niepozorny wuefista?