Rycerz pośród łabędzi – historia nowego trenera Swansea cz.2

2012-06-21 23:04:26; Aktualizacja: 12 lat temu
Rycerz pośród łabędzi – historia nowego trenera Swansea cz.2 Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Liga duńska w mgnieniu oka stała się za słaba dla młodego Michaela Laudrupa. Uczeń, czyli syn, przerósł ojca już w pierwszym sezonie. W latach 1982-1983 ofensywny pomocnik zdobył 23 gole w 38 występach.

A dopiero od roku przysługiwało mu czynne prawo wyborcze. Gdy w PRL powoli kończył się Stan Wojenny, 19-letni wówczas Duńczyk musiał podjąć decyzję, gdzie kontynuować przygodę z piłką. Do walki o jeden z największych talentów w futbolu stanęły między innymi Ajax, Real, czy Barcelona. Co ciekawe, w każdym z tych klubów urodzony w Fredriksbergu gracz wystąpi, ale w 1983 roku żaden z nich nie był najbliższy kupna lidera Broendby. Najstarsza latorośl Finna była niemal już przygotowana do przeprowadzki do Liverpoolu. Uzgodniono kwotę odstępnego i warunki indywidualnego kontraktu, lecz kilka dni przed podpisaniem umowy, „The Reds” zmienili wstępne uzgodnienia, proponując 4-letnią, zamiast 3-letniej ważności dokumentu. Po latach Laudrup wspominał, że był przekonany o do przejścia do Anglii, lecz nagła zmiana umowy, motywowana jego młodym wiekiem, zdegustowała go. Według byłego kapitana reprezentacji Danii, umów należy dotrzymywać, a ta początkowo wyglądała inaczej.

 
 
Ostatecznie pomocnik nie trafił na Anfield Road, ale na równie piękny, acz trochę nowocześniejszy wówczas Stadio Comunale Vittorio Pozzo . Kwota miliona dolarów, przelana na konto Broendby przez Juventus, była wtedy rekordową sumą za jakiekolwiek piłkarza z królestwa Małgorzaty II. Duńczyk początkowo nie spędził jednak zbyt dużo czasu w stolicy Piemontu. Restrykcyjne przepisy dopuszczały możliwość awizowania w składzie zaledwie dwóch zagranicznych graczy, a pierwszeństwo przed Laudrupem mieli Michel Platini wraz ze Zbigniewem Bońkiem. Tak, kiedyś były czasy, w których Polak w czołowym europejskim klubie stawiany był ponad najzdolniejszym obok Diego Maradony piłkarzu świata. Jako miejsce zsyłki wybrano dla 19-letniego reprezentanta Danii  Rzym, gdzie w bardzo przeciętnym Lazio miał zapewnione miejsce w pierwszej jedenastce. I rzeczywiście, przez dwa lata pobytu w Biancocelestich zaliczył 70 występów. W pierwszym roku brat Briana potwierdził opinię nieprzeciętnie utalentowanego kopacza, ale już w drugim sezonie zdobył w przeciągu całego sezonu zaledwie jednego gola, a Lazio z hukiem spadło do Serie B. Na pocieszenie pozostał Michaelowi tytuł piłkarza roku w Danii, głównie za świetne mecze rodzącej się powoli kadrze spod szyldu „Duńskiego Dynamitu”.
 
 
We Włoszech fortuna również jednak zaczęła mu sprzyjać. Z Juventusu postanowił odejść Zbigniew Boniek, ostatni etap kariery jako zawodnik zaczynając w AS Roma, a w samym Rzymie „Murzyn” przebywa zresztą do dziś. Niemniej, 27 lat temu zamiast kupować innego asa, postawiono na chimerycznego Laudrupa, który wraz z Michelem Platinim miał prowadzić „Starą Damę” do kolejnych sukcesów. Pary wybuchowemu duetowi starczyło tylko na sezon 1985\1986. Udało się odzyskać scudetto z rąk AC Milan, a wcześniej zdobyć Puchar Interkontynentalny, ale wkrótce miały nadejść chude lata. Ligą włoską zaczęły zdominować Napoli z Diego Maradoną na czele oraz mediolańskie ekipy z San Siro. Patrząc jednak indywidualnie, dla Michaela Laudrupa czas spędzony w stolicy Piemontu nie był stracony. Rozwinął się jako piłkarz. Ugruntował swoją markę dobrą, widowiskową grą, notując mnóstwo asyst oraz niezliczoną ilość udanych dryblingów. Miał właściwie tylko jedną wadę, choć można się spierać, czy altruizm wypada nazywać słabą stroną. Michel Platini, który z przyszłym rycerzem przez dwa lata występował w Juventusie, nim przeszedł na zasłużoną emeryturę, uważał, że ten ofensywny pomocnik jest...za mało egoistyczny. Zdaniem słynnego Francuza, gdyby Laudrup częściej sam wykańczał akcję, zamiast obsługiwać crossami kolegów z drużyny, zdobywałby o wiele więcej bramek. Po zakończeniu kariery przez obecnego szefa UEFA, do „Starej Damy” przyszedł Ian Rush, mający wraz z 23-letnim wówczas Michaelem odbudować potęgę ze złotych czasów Platiniego i Bońka. Misja okazała się klapą. Rush we Włoszech wytrzymał tylko rok, wracając szybko z podkulonym ogonem do Anglii. Przygoda Laudrupa z Piemontami trwała zaledwie 12 miesięcy dłużej. Reprezentant Danii potrzebował zmiany otoczenia i gwarancji sukcesów, szczególnie po trzech latach bez żadnych strofeów. Wybawieniem okazała się pewna rozmowa telefoniczna. W 1989 roku po drugiej stronie słuchawki Michael Laudrup usłyszał głos Johana Cruyffa. Holender złożył ofensywnemu pomocnikowi propozycję nie do odrzucenia, przedstawiając jednocześnie wizję budowy pewnego zespołu ze stolicy Katalonii, którą później dziennikarze mieli określać mianem „Dream Teamu”.
 
 
Latem 2007 roku starszy z braci Laudrupów był jednym z najciekawszych nazwisk dostępnych na giełdzie trenerskiej. Duńczyka łączono z posadami w Valencii, Benfice, CSKA, czy nawet Chelsea, które szukało następcy Jose Mourinho. Skandynawski „Politiken” podawał nawet, że były gracz Barcelony był bardzo bliski związania się z Panathinaikosem, lecz Grecy nie chcieli zgodzić się na zapis, który pozwoliłby 43-letniemu wówczas szkoleniowcowi w każdej chwili odejść, gdyby pojawiła się oferta z ligi hiszpańskiej. „Koniczynki” postanowiły w takim wypadku zadowolić się Henkiem Ten Cate. Propozycja z La Ligi ostatecznie się pojawiła, nawet z Madrytu. Nie jednak z Realu, a o wiele mniejszego i skromniejszego Getafe, pewnego rodzaju satelity „Królewskich”, gdzie często trafiają gracze nie mieszczący się w składzie najbardziej utytułowanego klubu w Hiszpanii. Laudrup kontynuował drogę obraną przez jego poprzednika, Berndta Schustera, preferując ofensywny futbol, dając swoim zawodnikom sporo swobody w ich poczynaniach, czego sam zawsze oczekiwał podczas kariery piłkarskiej. Nie skutkowało to co prawda w lidze, w której „Azulones „ zajęli dopiero 14. pozycję. Jednym z powodów niskiej lokaty był zbyt szczupły skład na grę na trzech frontach. Otóż drużyna Duńczyka niemal do końca liczyła się w pucharach. W istniejącym jeszcze wtedy Pucharze UEFA ekipa z przedmieść Madrytu dotarła do ćwierćfinału. Dopiero po dramatycznej dogrywce, i to tylko przez lepszy bilans bramek na wyjeździe, lepszy okazał dopiero słynny Bayern Monachium. Copa del Rey również okazał się piękną przygodą dla Getafe, zwieńczoną dopiero w finale, gdzie trzeba było uznać wyższość Valencii. Niespodziewanie Michael Laudrup w stołecznym klubie wytrwał, pomimo obiecującego startu, zaledwie sezon. Rycerz uznał, że wycisnął z wąskiego składu co się da i wzorem Jose Mourinho opuścił zespół po osiągnięciu kresu jego możliwości. Zamiast ciepłej Hiszpanii, czekał  go zimny wschód. Ale ten wschód dawał duże możliwości finansowe dla pewnej moskiewskiej drużyny.