Skazywanie się na porażkę z gotową receptą na sukces po gliwicku

2014-07-24 10:42:43; Aktualizacja: 10 lat temu
Skazywanie się na porażkę z gotową receptą na sukces po gliwicku Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Gdy wchodzili do europejskich pucharów, chwaliło się ich nie tylko za ciekawy i efektywny styl gry, ale i za zarządzanie. Prezesa Kołodziejczyka zapraszano do programów telewizyjnych, z jego ust spijano słówka o rozsądnym bilansowaniu budżetu.

Od tamtego czasu minął nieco ponad rok i wydaje się, że Piast Gliwice znalazł się w miejscu, w którym pewnie by się nie spodziewał, gdy przygotowywał się do dwumeczu z Karabachem Agdam jako czwarta siła Ekstraklasy. Piast znów będzie skazywany na porażkę, na walkę li tylko o utrzymanie. Nie bez podstaw.
 
Sięgając po gwarantujące Ligę Europy czwarte miejsce, Piast wyznawał filozofię sprowadzania głównie zawodników z regionu, ewentualnie Czechów czy Słowaków, pasujących charakterologicznie do polskiego zespołu. Może Izvolt, Docekal, Cicman czy Polak nie byli jakimiś wirtuozami, ale były spotkania, w których wnosili coś dobrego do zespołu. I tak na przykład wyśmiewany przez kibiców Piasta "Czeski Ibra" Docekal wygrał Piastowi mecz wyjazdowy z Pogonią Szczecin w sezonie, kiedy ten zaskoczył całą ligę. Wtedy zrozumienie w tym zespole sięgało najwyższych wartości. Bo grali w nim piłkarze, którzy mówili praktycznie jednym językiem, dobrzy koledzy.
 
Co się zmieniło? Nagle zmienił się pogląd na to, jak powinna wyglądać kadra polskiego zespołu. Zaczęło się ufanie menedżerom, zaczęło się sprowadzanie każdego, kogo tylko zarząd klubu zobaczył na hiszpańskiej czy portugalskiej plaży na wakacjach, jak gra z kolegami w siatkonogę. Ilość osób nie mówiących w szatni po polsku systematycznie się zwiększała. Dotąd był to tylko Ruben Jurado (w kadrze był też Alvaro Jurado, jednak świetny sezon w wykonaniu kolegów spędził na leczeniu kontuzji oraz Mido, z którym bardzo szybko się pożegnano). 
 
Ubiegłego lata do Gliwic ściągnięto Rabiolę, który po roku nadal po polsku potrafił powiedzieć tylko "cześć" i to drugie słowo, z którego nauki przez kolegów z zagranicy najwięcej radości mają Polacy. Wiadomo jakie. To była zresztą jedyna radość, jaką Portugalczyk dał kolegom i kibicom. Goli strzelać nie potrafił, pudłował w najłatwiejszych sytuacjach. Carles Martinez natomiast bardzo szybko został jednym z najsłabszych defensywnych pomocników ligi. Także zero języka polskiego i dopiero przy szkoleniowcu ze swojego kraju zaczął grać lepiej i regularniej, niż u Marcina Brosza. O Collinsie Johnie z litości nie wspomnimy.
 
Zima? Kolejni stranieri. Nikiema, Badia, Hebert. Grunt właściwie przygotowany już pod kolejnego szkoleniowca. No bo jak Brosz miał dogadać się z drużyną, w której coraz bardziej przeważali obcokrajowcy, nie myślący bynajmniej o nauce języka? Zmiana była nieunikniona, wybrano trenera Angela Pereza Garcię i wszystko się odwróciło. Nie, nie mamy na myśli wyłącznie wyników, bo te Garcia na początku miał znakomite.
 
Odwróciła się komunikacja. Oto premiowani byli piłkarze znający hiszpański, nie polski. Ci, którzy mogli porozmawiać z trenerem przez tłumacza kontra ci, którzy mogli to zrobić bezpośrednio. Piast spokojnie utrzymał się dzięki zwyżce formy po podziale punktów. Ale powrotu do dawnej filozofii już nie było. Tego lata do Gliwic sprowadzono kolejnych hiszpańskojęzycznych. Bramkarz Cifuentes, Tunezyjczyk Said (grał niedawno w Hiszpanii, to chyba żadne zaskoczenie) i Kolumbijczyk Nieves. Niech nie będą naiwni ci, którzy cieszyli się z transferów Mokwy i Moskwika, wyróżniających się na zapleczu Ekstraklasy. Ich przydatność do zespołu zweryfikowała liga. Nie zostali nawet zabrani do Poznania.
 
Droga, jaką obiera Piast będzie zgubna - nie mamy wątpliwości. Pierwsze spotkanie ligowe obnażyło słabości Cifuentesa, a zaraz sprawdzimy pewnie Saida i Nievesa. Delikatnie mówiąc - nie spodziewamy się rewelacji. Kolumbijczyk ma 26 lat, a zaledwie 33 mecze w dwóch najwyższych ligach Kolumbii na koncie (plus trzy w Meksyku), natomiast Tunezyjczyk - 27 i ledwie 46 oficjalnych meczów ligowych rozegranych w życiu. 
 
A przecież jeszcze półtora roka temu w Piaście płynęła głównie słowiańska krew. Ba, ta słowiańska krew zawiodła go do pucharów. Gdzie zaprowadzi mieszanka, w której coraz więcej jest krwi hiszpańskiej? Mamy pewne obawy, ale damy jeszcze temu projektowi szansę. Choć na starcie jesteśmy nieco uprzedzeni. Od początku bardziej nam się podobał wariant swojski. Polskojęzyczny.