Spacer w wiosennej aurze. Legia nie daje szans bydgoskiemu Zawiszy
2016-04-06 20:33:54; Aktualizacja: 8 lat temuAwansować, zapomnieć i wyjechać. Piłkarze "Wojskowych" w 100 % wypełnili ten plan i w majowym finale Pucharu Polski zmierzą się z Lechem Poznań.
Początek kwietnia to gorący okres w polskiej piłce. I nie chodzi nam tu o wysokie temperatury za oknem, a o rozstrzygnięcia w rundzie zasadniczej Ekstraklasy i półfinałach Pucharu Polski. W obydwu rozgrywkach pewną pozycję mają piłkarze Stanisława Czerczesowa: w lidze prowadzą z czteropunktową przewagą nad drugim Piastem Gliwice, a wysoka wygrana w pierwszym pucharowym spotkaniu otworzyła im autostradę do majowego finału. Dlatego środowy pojedynek był okazją do odpoczynku dla najważniejszych zawodników, a Zawisza stanął przed szansą sprawienia olbrzymiej niespodzianki.
Zagrać odważnie
Dodatkowo atmosferę przed rewanżowym spotkaniem podgrzewał opiekun bydgoszczan, który stawiał na ofensywną odważną grę swojego zespołu. Chociaż większość statystyk przemawiała za „Wojskowymi”, trener gospodarzy liczył na cudowną odmianę drużyny. – Przed nami mecz, w którym musimy zagrać odważnie, musimy chcieć się pokazać z jak najlepszej strony – powtarzał przed środowym pojedynkiem. Nie było to nic innego jak próba zmotywowania zawodników, którzy wiedzieli z kim będą mieli do czynienia. Legia dotychczas rozegrała z Zawiszą trzy spotkania w ramach Pucharu Polski – wszystkie wygrała, nie tracąc nawet bramki. Nemanja Nikolić jest postrachem wszystkich ligowych defensyw, którym strzelił w krajowych rozgrywkach 30 goli (25 w Ekstraklasie i pięć w Pucharze Polski), a na siedem spotkań rozegranych między tymi drużynami w XXI. w. Zawisza wygrał tylko dwa. Popularne
Gra błędów
Gdyby bydgoscy piłkarze przez 90 minut grali tak, jak to w mediach zapowiadał ich trener, mielibyśmy szansę na dobre spotkanie, godne półfinału Pucharu Polski. Jednak początek meczu pozbawił nadziei tych, którzy liczyli na wielkie widowisko. Legia po czterech bramkach strzelonych przy Łazienkowskiej wyszła na plac bez Ondreja Dudy, Guilherme, Hlouska oraz Jędrzejczyka, a kwietniowe słońce przy niewielkim nakładzie sił miało pomóc Legionistom w dopełnieniu formalności.
Niemniej jednak goście chyba sami nie spodziewali się, że pomocną dłoń wyciągnie do nich kapitan przeciwników. Nieliczni kibice gospodarzy zgromadzeni na Stadionie im. Zbigniewa Krzyszkowiaka w 16. minucie omal nie spadli z krzeseł, kiedy ujrzeli w jak dziecinny sposób piłkę stracił Kamil Drygas, a Dominika Kowalskiego pokonał Nemanja Nikolić. Zresztą nie było to pierwsze takie zagranie w tym spotkaniu. W drugiej połowie w tym aspekcie gry dominowali wicemistrzowie Polski: w 59. minucie Guilherme (w 46. minucie zmienił Igora Lewczuka) pomylił strony i zagrał fantastyczne prostopadłe podanie w kierunku bramki Arkadiusza Malarza, co z zimną krwią wykorzystał Karol Danielak. Widowiskowego zagrania pozazdrościł mu Jakub Rzeźniczak, który chwilę później zaliczył koszmarną stratę, ale tym razem strzelec bramki dla Zawiszy nie zdołał umieścić piłki w siatce. W tym miejscu musimy pochwalić skrzydłowego bydgoskiego zespołu: jego wejście po przerwie rozruszało grę gospodarzy i zmusiło bramkarza Legii do sporego wysiłku. Trener Smółka może pluć sobie w brodę, że nie znalazł dla niego miejsca w wyjściowej jedenastce swojego zespołu.
Mimo wszystko nie możemy mówić o jakiejkolwiek niespodziance. Guilherme w 78. minucie wykorzystał gapiostwo w kryciu przy rzucie rożnym i ładnym strzałem zapewnił „Wojskowym” zwycięstwo. Dzisiejsze spotkanie pokazało w jakim miejscu jest obecnie bydgoski Zawisza. Legia w okrojonym składzie i bez wielkiego wysiłku wygrała w Bydgoszczy i 2 maja zagra w finale z Lechem Poznań. Trener Stanisław Czerczesow powinien być usatysfakcjonowany dzisiejszym treningiem i może już skupić się tylko na meczu z Pogonią Szczecin.