Thriller w ostatnich minutach: zwycięstwo Legii w meczu z Lechem

2016-10-22 22:46:52; Aktualizacja: 8 lat temu
Thriller w ostatnich minutach: zwycięstwo Legii w meczu z Lechem Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Gdy wydawało się, że można już wyłączyć wszelkie odbiorniki… Doszło do bójki w polu karnym, „Wojskowi” strzelili gola ze spalonego, a czerwoną kartkę dostał zawodnik siedzący na ławce.

Konkretnie, ale bez efektów

…Tetteh taranuje swojego przeciwnika wdając się z nim w pojedynek bark w bark, wygarnia mu spod nóg futbolówkę i uruchamia dobrze ustawionego kolegę z drużyny. Ma masę możliwości, wszak „Kolejorz” jest bardzo skoncentrowany i zachowuje niewielkie odległości pomiędzy poszczególnymi zawodnikami.

Poznaniacy dobrze weszli w ten mecz. Pomimo, że wraz z chwilą, gdy na szerokie wody Internetu wypłynął skład Lecha większość kibiców przecierała oczy ze zdumienia, na boisku wyglądało to całkiem nieźle. „Tetrałkowa” zapora pozwalała na szybki odbiór w środku pola i przeniesienie ciężaru gry na flankę, gdzie Makuszewski aż rwał się do gry. Jevtić świetnie się sprawdzał w roli nie do końca sprecyzowanej, jaką roboczo można określić mianem „wolnego elektrona”, a… na szpicy brakowało silnego i wysokiego aktora. Lech stał pomocnikami.

I chociaż swoją okazję na strzelenie gola miał najpierw Pawłowski, a później Makuszewski, gdy znalazł się w sytuacji 1 na 1, to piłka nie chciała zatrzepotać w siatce.

…Legioniści długo utrzymują się przy piłce mozolnie konstruując swój atak pozycyjny. Co nie oznacza, że nieskutecznie. Nie za bardzo radzą sobie z Tettehem, który stanowi skałę nie do przejścia, ale już przebicie się sektorem, gdzie go akurat nie ma, stanowi znacznie mniejsze wyzwanie.

Podopiecznym Magiery również nie można było odmówić solidnej gry. „Wojskowi” konsekwentnie zdobywali teren i próbowali grać na jeden kontakt, żeby szybko przenieść się pod bramkę przeciwnika. Taka dyspozycja umożliwiła zorganizowanie dwóch bardzo konkretnych akcji ofensywnych. Najpierw w 21. minucie sił próbował Nikolić po tym, jak otrzymał świetne podanie od Guilherme, a następnie oko w oko z bramkarzem gości znowu stanął Węgier. Tym razem usiłował odnaleźć się w gąszczu nóg defensorów poznaniaków – w polu karnym Lecha wytworzył się ogromny chaos i dzięki pinballowym zagraniom, piłka spadła pod nogi Nikolicia. Starczyło mu zimnej krwi na wykiwanie Putnocky’ego, ale miał za mało równowagi, żeby jeszcze wpakować piłkę do siatki.

Obie drużyny konsekwentnie realizowały przedmeczowe założenia, usiłując jak najszybciej otworzyć wynik tego spotkania. Bezskutecznie.

Szalona końcówka

I gdy wydawało się, że ten mecz nikomu nie utkwi w pamięci i będzie można go wrzucić do archiwum ze spotkaniami zapomnianymi, zaraz nieopodal tych do zapomnienia…

Na boisku zawrzało. Lech ruszył do ataku, ale zdawał się bić głową w mur. Bo co z tego, że był solidny, że taktycznie nie można mu było zbyt wiele zarzucić, jak brakowało mu tego, kogo zwykle: napastnika. Podopieczni Bjelicy w żaden sposób nie mogli zagrozić bramce Malarza. Duża w tym „zasługa” Szymka Pawłowskiego, który rozegrał dzisiaj bardzo słabe zawody. Poznański pomocnik był apatyczny, czytelny i grał bardzo niedokładnie. W ten sposób lechici zostali pozbawieni jednego silnika i byli zdani jedynie na Makuszewskiego, który w pojedynkę zbyt wiele nie był w stanie zdziałać. Zwłaszcza, że zwykle w polu karnym meldował się jeden, góra dwóch zawodników na wykończenie. A to nie wróżyło nic dobrego.

Na reakcję ze strony gospodarzy nie trzeba było długo czekać. Najpierw Putnocky dwukrotnie dokonał niemożliwego wyciągając strzały Jodłowca i Nikolicia, które spokojnie można zamknąć w szufladce „okazje stuprocentowe”, a następnie… skapitulował, gdy Węgier wyszedł w sytuacji 1 na 1. Przesądził o tym fart i masa błędów ze strony poznaniaków. Po tym jak grę wznowili Malarz i Kucharczyk, dalekie podanie spadło na głowę Nielsena, który zamiast odgrywać do Kadara, zgrał wprost pod nogi Nikolicia. Dla napastnika było to jak woda na młyn.

Lech przez długi czas nie mógł wybudzić się z marazmu. Boczni obrońcy nie wychodzili na obieg, nie było wykończenia, brakowało regulacji tempa, wszystkie akcje rozgrywano na „jedną modłę”. Jedynym zaskakującym elementem były wyjścia Trałki przy rzutach rożnych, gdy domykał akcje na krótkim słupku. Z pomocą „przybył” stały fragment gry. Kopczyński sfaulował Makuszewskiego w polu karnym, a Robak dopełnił formalności podchodząc do „jedenastki”. I wówczas, rozpętało się piekło.

Legioniści i lechici dosłownie rzucili się sobie do gardeł, a w samym centrum zamieszania znalazł się nie kto inny, a… Jasmin Burić, który za przepychankę z Malarzem został ukarany czerwoną kartką. Bójka w polu karnym „Wojskowych” tak wybiła z rytmu lechitów, że jeszcze stracili gola w ostatniej akcji meczu.

I niech ten zrzut ekranu posłuży za podsumowanie rozpaczliwej końcówki sobotniego meczu w Warszawie, który ostatecznie rozstrzygnął Hamalainen. O ironio.

LEGIA WARSZAWA – LECH POZNAŃ 2:1 (0:0)
BRAMKI:
Nikolić (64'), Hamalainen (90'+) – Robak (90' k.)

Legia Warszawa: Malarz [3] – Broź [3,5], Dąbrowski [1,5] (46' Kucharczyk [3]), Czerwiński [2], Rzeźniczak [3] – Jodłowiec [3], Moulin [2] (90' Hamalainen) – Odjidja-Ofoe [4], Radović [3] (84. Kopczyński), Nikolić [4]

Lech Poznań: Putnocky [3] – Kadar [2,5], Bednarek [3],  L. Nielsen [2], Kędziora [2] – Trałka [3] (81' Majewski), Tetteh [4] – Pawłowski [2], Jevtić [2,5] (65' Robak [3]), Makuszewski [4] – Gajos [3] (81' Kownacki)

Żółte kartki: Rzeźniczak, Nikolić, Malarz – Makuszewski, Kownacki
Czerwone kartki:
Jasmin Burić

Widzów: 28 842
Sędzia:
Szymon Marciniak [2,5]

Plus meczu Transfery.info: Maciej Makuszewski (Lech Poznań)