Transformacja Miedziowych: Od Bilbao po Villarreal

2017-07-12 23:18:00; Aktualizacja: 7 lat temu
Transformacja Miedziowych: Od Bilbao po Villarreal
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Polski Guardiola, nowy Messi, Ronaldo z Siedlec… Piłka nożna uwielbia porównania, zwłaszcza te najbardziej absurdalne.

Młody zawodnik po efektownym dryblingu z miejsca zostaje ochrzczony jako nowy Maradona, a najbardziej siermiężna ekipa po rozegraniu jednej składnej akcji bywa porównywana do Barcelony. No cóż, taki mamy klimat.

***

Runda jesienna Ekstraklasy, rok 2015. W trakcie jednego ze spotkań Zagłębia nagle pada porównanie – Lubin to polskie Bilbao. Wszystko spowodowane polityką sprowadzania graczy z regionu… ale jakby się tak nad tym zastanowić, czy ogólnie sprowadzanie piłkarzy w jakiś sposób związanych z klubem nie powinno być czymś zupełnie normalnym? W wielu przypadkach, również na naszym podwórku, tak właśnie się dzieje.

Na Dolnym Śląsku nie było dążeń do utworzenia autonomii, samo Zagłębie żadnych obwarowań transferowych sobie nie ustanowiło, wbrew pewnym mitom ludzie nie mówią tu żadną gwarą ani innym niezrozumiałym dla przeciętnego Polaka językiem, a i Papadopoulosa trudno było porównywać do Aduriza. Ot, kilka transferów piłkarzy urodzonych rzut beretem od Lubina, nic więcej. Równie dobrze można było Athletic porównać do Cracovii – w końcu też ma biało-czerwone pasy. Na dodatek nazwy klubu nie powinno się zestawiać bezpośrednio z miastem, co jest popularnym błędem… ale może na tym zakończmy, bo zabrniemy w niebezpieczne rejony. 

Wielkość ma znaczenie

Spokojne, niezbyt duże miasto na uboczu kraju, z którego jest wszędzie daleko. Przemysł jest w zasadzie zdominowany przez jedną branżę, żeby nie powiedzieć – jedno przedsiębiorstwo. Firma dająca solidnego kopa miejscowemu klubowi, który z roku na rok prosperuje coraz ciekawiej.

Opis ogólny, lecz pasujący zarówno do Villarreal jak i Lubina. Podobieństwa – oczywiście zachowując skalę – można mnożyć. Najbardziej  dobitnym jest klubowa polityka i pozycja prezesa. Papa Roig od wielu lat dowodzi Żółtą Łodzią Podwodną, a od jakiegoś czasu zaczął coraz bardziej akcentować swój wpływ i angażować się również w aspekty stricte sportowe. Wcześniej w dużej mierze odpowiadał za nie szef sekretariatu technicznego, Antonio Cordón, który po kilkunastu latach wyśmienitej pracy odszedł do Monaco.

Podobną rolę w dobrych wynikach Zagłębia odgrywał dyrektor sportowy, Piotr Burlikowski. On też został nagrodzony za sukcesy, dziś pełni ważną funkcję przy PZPN. Od czasu jego odejścia na pierwszy plan wysunął się nie kto inny jak prezes klubu, Robert Sadowski. Podobnie jak pan Roig chętnie udziela się w wywiadach, ma dobry kontakt z kibicami i kolokwialnie mówiąc – bierze wszystko na klatę. Wiele wskazuje na to, że po odejściu prężnie działającego Burlikowskiego, to właśnie najważniejsza osoba w klubie ma teraz najwięcej do powiedzenia.

Feniks – wyższa szkoła futbolowego recyklingu

Z zawodników, którzy w Villarreal piłkarsko odżyli spokojnie można by utworzyć bardzo solidną drużynę. Victor Ruiz przed transferem na El Madrigal był parodią obrońcy. Sergio Asenjo nie miał szans na regularne występy w Atlético i trudno było mu realizować potencjał. Denis Suárez był bardzo niemrawym piłkarzem przed wypożyczeniem do Villarreal… zresztą, po powrocie do Barcelony wszystko wróciło do „normy”. Jaume Costa, Jonathan dos Santos czy Denis Czeryszew w swoich poprzednich klubach traktowani byli raczej jako nieprzydatni piłkarze, dziś stanowią o sile Żółtej Łodzi Podwodnej.

Tę samą drogę obrało jakiś czas temu Zagłębie, a w trakcie trwającego okienka zostało to zaznaczone aż nad wyraz. Bartłomiej Pawłowski, Adam Matuszczyk czy Jakub Świerczok to zawodnicy, którzy w karierach mieli już o wiele lepsze momenty niż obecnie. Do Lubina przyjeżdżają się odbudować, być może licząc na transfer za rok albo dwa. W Zagłębiu przy odpowiedniej kwocie odejście utrudniane nie będzie, najlepiej pokazał to przykład Krzysztofa Piątka.

Projekt lubińskiego defibrylatora jest jeszcze w powijakach. Niezwykle udanym eksperymentem okazało się ściągnięcie Filipa Starzyńskiego, dziś zdecydowanie najlepszego zawodnika Zagłębia. Nic dziwnego, że kiedy w klubie doszło do małej rewolucji, włodarze próbują pójść za ciosem. Koszty operacji nie wydają się przesadzone, a inwestycja w przyszłości może się opłacić. Nawet gdyby coś poszło nie tak, zmienników na pewno nie zabraknie.

Nowy sezon, nowe rozdanie

Pozostawiając zbędne porównania, bo tak jak sponsor Żółtej Łodzi – Pamesa – nigdy nie będzie KGHM-em, tak Zagłębie nie zmieni się w Villarreal, nadchodzący sezon to dla Miedziowych wielka niewiadoma. Z poczynionych do tej pory ruchów można wyciągnąć jednak pewne wnioski.

Piotr Stokowiec najwyraźniej chce odejść od swojej filozofii polegającej na skrupulatnym budowaniu ataku od podstaw. Piłkarze tacy jak Pawłowski czy wcześniej sprowadzony Mazek wprowadzają dużą dozę nieprzewidywalności i energii na skrzydłach, jakiej często brakowało. Poza dobrym okresem na początku poprzedniego sezonu w wykonaniu Krzysztofa Janusa, przez większość rozgrywek Janoszka i Woźniak po prostu nie mieli alternatywy… a na dodatek przez fatalną dyspozycję napastników, ten drugi w kilku meczach musiał występować na szpicy.

Na większą dynamikę gry ma zapewne wpłynąć również pozbycie się hamulcowych. Bo z całym szacunkiem dla zawodników takich jak Rakowski czy Čotra, płynne przeprowadzenie szybkiego ataku z nimi w jedenastce często bywało niemożliwe. Holowanie piłki, zwalnianie akcji, gra na alibi do najbliższego kolegi albo wycofywanie jej do bramkarza czy środkowych obrońców, do tego dokładność centr wołająca o pomstę do nieba. Tego w nowym Zagłębiu ma być znacznie mniej, przynajmniej tak to wygląda w teorii. Coraz bardziej bezproduktywny był również Łukasz Piątek. Zawodnik dużo pracujący, dysponujący naprawdę dobrym uderzeniem z dystansu, ale od jakiegoś czasu zwyczajnie się męczył w układance Piotra Stokowca. Jego odejście powinno wyjść na dobre każdemu.

Postawiono również na odmłodzenie obrony. Podczas gdy poza Jachem w defensywie występowali głównie zawodnicy bliscy piłkarskiej emerytury, w nadchodzących rozgrywkach może zagrać nawet taka czwórka: Dziwniel (24 lata), Jończy (20), Kopacz (25), Czerwiński (24). Nawet jeśli zamienimy Jończego na Jacha (23), nadal będzie to dość młoda paczka. Wszystko to zawodnicy nie tylko nastawieni defensywnie, ale również gwarantujący coś ekstra w grze do przodu. Niezłe rozegranie w przypadku Jończego, aktywność w ofensywie, dynamika i determinacja bocznych obrońców oraz gra głową i warunki fizyczne Kopacza. Te ostatnie mogą się szczególnie przydać przy stałych fragmentach, które swojego czasu Piotr Stokowiec dopracował do perfekcji. Ich skuteczność spadła po odejściu Macieja Dąbrowskiego – teraz ma się to zmienić.

Miedziowi postawili na rozwagę i drugą szansę dla trenera Stokowca. Bez żadnych wątpliwości  ustalono pewną strategię, której teraz włodarze ściśle się trzymają. Transfery nie pozostawiają żadnych złudzeń, w Lubinie celem jest powrót na miejsce sprzed roku. Czy będzie to jednak możliwe? To jest Ekstraklasa, rozgrywki w których pewnym można być tylko setek nieudanych dobrych prób i absurdalnych porównań.

KRYSTIAN PORĘBSKI

Więcej na ten temat: Polska Zagłębie Lubin Ekstraklasa