Z omańskiej pustyni do Premier League - historia Aliego Al-Habsiego
2013-02-09 10:00:10; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Jedyny przedstawiciel swojego regionu w Premier League nigdy nie ma łatwo, ciekawiej jest kiedy pochodzi z Bliskiego Wschodu. Jednak Ali Al-Habsi z taką samą łatwością gra w Anglii, co mówi chociażby o Arabskiej wiośnie.
Ali Al-Habsi, który na co dzień broni barw Wigan Athletic, w Premier League jest uznawany za bramkarza co najmniej solidnego. Pochodzący z Omanu gracz jest wielkim patriotą, ale także fenomenem z równą łatwością potrafił mówić o Arabskiej wiośnie, co o swojej nieukrywanej sympatii do ulubionego bramkarza Johna „Budgie” Burridge'a.
Zawodnik bardzo się cieszy z możliwości organizacji Mistrzostw Świata przez Katar – Myślę, że to wspaniałe, że kraj z Bliskiego Wschodu otrzymał szansę organizacji takiego turnieju. Kiedy RPA otrzymywało organizację turnieju wszyscy pytali: Jak to będzie? Na jakim poziomie będzie ochrona? Ale było fantastycznie. Znając ludzi z Kataru, to będzie jeden z najlepszych mundiali w historii – powiedział.
W swojej ojczyźnie 30-letni golkiper jest uwielbiany przez każdego świadczy o tym choćby to zdjęcie z prezydentem omańskiej federacji piłkarskiej.
Jak się okazuje przed zrobieniem tego zdjęcia Al-Habsi przebył długą drogę w pogoni za swoim marzeniem. Droga od omańskiej pustyni i morderczych treningów, prowadziła przez pracę jako strażak na lotnisku, mroźną Norwegię, Bolton, aż do hrabstwa Lancashire, gdzie leży Wigan.
Na Bliskim Wschodzie Ali Al-Habsi jest już niemal ikoną. Każdy obserwuje jego grę i to nie tylko rodacy z Omanu.
- Tak, oczywiście, to ogromna presja. To nie tylko Oman, ale także Kuwejt, Arabia Saudyjska i wszystkie arabskie państwa. Oni zawsze obserwują jak gram. Nie uwierzylibyście jak tam kochają Premier League i Wigan – mówił w jednym z wywiadów.
- Teraz jest ciężej, bo każdy w ciebie wierzy. Jesteś twarzą ich wszystkich – dokończył Omańczyk.
Co ciekawe Al-Habsi nigdy nie planował europejskiej kariery a już na pewno nie jako bramkarz. Jeszcze w wieku 16 lat podczas gry dla klubu z rodzinnego miasta Al-Mudhaibi, był napastnikiem, wtedy jego brat zapytał „Ali dlaczego nie spróbujesz na bramce”?
W tym samym klubie oprócz niego występowało jego czterech braci, wszyscy grali w pierwszym składzie klubu z Omańskiej Trzeciej Ligi. Z powodu braku trawy, trenowali na piasku a mecze rozgrywali w sąsiedniej miejscowości.
Samo Al-Mudhaibi, które jest odległe o jakieś 120 kilometrów od stolicy Maskatu, słynie z wyścigów wielbłądów. Zresztą wszyscy jego znajomi trenują wielbłądy, on też kiedyś próbował, ale nie bardzo potrafił to robić. Teraz lubi popatrzeć jak się nimi zajmują i je karmią
Mimo tego, że grał zaledwie w trzeciej lidze doczekał się powołania do reprezentacji Omanu U-17. Jego kariera zmieniła się kiedy były angielski bramkarz, selekcjoner Omanu, John Burridge, zobaczył jak broni karnego w meczu towarzyskim.
- Powiedział, że mógłbym to robić w Anglii – wspomina Al-Habsi. – Będąc szczerym to tylko się zaśmiałem. Żaden piłkarz z Bliskiego Wschodu nie dostał nigdy szansy gry w Europie a on stwierdził, że mogę bronić w Premier League.
Al-Habsi w młodym wieku przeniósł się do stolicy, Maskatu, gdzie dostał pracę jako strażak na lotnisku. Nie tracił czasu pracował, trenował i tak w kółko. W przygotowaniu pomagał mu jego mentor John Burridge, który uczył go również angielskiego. W wakacje jeździł po 25 kilometrów bardzo wcześnie rano by zacząć treningi o piątej, zanim temperatura osiągnie 50 stopni.
Angielski były bramkarz pewnego razu powiedział: „Nie opuszczę cię aż trafisz do Premier League”. Słowa rzucane na wiatr? Nie, tak bardzo wierzył w swojego podopiecznego, że sfinansował mu w wieku 18 lat podróż do Anglii, gdzie trenował z Boltonem i odbył testy w Manchesterze United. Zarówno Alex Ferguson, Kevin Keegan (Manchester City), jak i Sam Allardyce (Bolton) chcieli mieć młodzieńca u siebie, ale nie dostał pozwolenia na pracę. Piłkarzem zainteresował się jednak Lyn Oslo i trafił do Norwegów na kolejne trzy lata, zgodził się ze względu na zwiększenie swoich szans właśnie przy otrzymaniu pozwolenia na pracę.
Kiedy wylądował w Skandynawii, wszędzie leżał śnieg, treningi były ciężkie a temperatura średnio wynosiła minus 15 stopni. Oglądał po nich swoje zmarznięte ręce i stopy, ale nie poddawał się. Rozmawiał dużo z rodziną, obiecał im, że zostanie i będzie dawał z siebie wszystko.
- Jeżeli masz marzenie… zapominasz o wszystkim wokół, zaciskasz zęby i robisz wszystko, żeby się spełniło. Obiecałem mojej rodzinie, że zostanę i będę ciężko trenował – opowiada Al-Habsi.
W 2005 roku Manchester City znów bardzo starał sprowadzić się Omańczyka, ale negocjacje upadły. Dwanaście miesięcy później trafił do Boltonu. W obecnym zespole Championship nie wiodło mu się najlepiej, bo nie zdołał wygryźć z pierwszego zespołu Jussi Jaaskelainenena. Dopiero w sezonie 2010-11, kiedy na wypożyczeniu wskoczył do pierwszego zespołu Wigan, sadzając Chrisa Kiklanda na ławce rezerwowych i zdobywając nagrodę dla klubowego gracza roku, został doceniony.
- Bardzo pomogło mi bycie muzułmanem: nie pij, trenuj ciężko. To uczyniło mnie bardzo dumnym. Nie reprezentuje tu tylko siebie, czy Omanu, ale cały region z którego pochodzę – mówi 30-latek.
- Wiele słyszałem o rasizmie, ale ja tego nie odczuwam, wręcz jestem wspierany. Nawet jeżeli jest czas na modlitwę inni gracze szanują to. Kiedy jedziemy na mecze wyjazdowe mam przygotowane miejsce, do którego mogę pójść pomodlić się przed meczem – dodał.
Do niedawna wiele mówiło się na temat przenosin Omańczyka do Liverpoolu FC, lub Arsenalu Londyn, gigantów angielskiego futbolu. To piękna historia o mężczyźnie, który dzięki swojej pracy i zapałowi z pustyni w Omanie trafił do klubu Premier League.
„To było ciężkie, ale jeżeli ktoś w ciebie wierzy, możesz dokonać wszystkiego” – Ali Al-Habsi.