Zjazd Cracovii trwa. Tym razem zostali upokorzeni przez Śląsk
2016-04-09 20:10:22; Aktualizacja: 8 lat temu Fot. Transfery.info
Boiskowa dominacja, multum stwarzanych sytuacji, walka i efektowna gra. Kto by uwierzył przed meczem, że to właśnie takie zdanie będzie idealną puentą dzisiejszej postawy Śląska?
Nie do końca zasłużone prowadzenie
Od pierwszych minut tej rywalizacji czuć było, że gospodarze nie zamierzają być przesadnie gościnni dla Cracovii. Założeniem taktycznym świeżo zakontraktowanego trenera Śląska jest wysokie bronienie się i jego podopieczni sumiennie się z tego wywiązywali. Po raz kolejny w wyjściowej jedenastce wrocławian pojawił się Morioka. Złośliwi powiedzieliby, że pierwszy raz mógł się w pełni porozumieć z kimś na boisku i to nie z tego powodu, że zaczął intensywnie uczyć się języka polskiego, ale dlatego, iż sędzią był jego krajan, Hiroyuki Kimura.
Obecność Japończyka w składzie implikuje większą ilość zadań defensywnych dla Tomasza Hołoty i to właśnie on zawiódł w 12. minucie. Na lewym skrzydle swoją specjalność zakładu, jaką jest szalenie precyzyjne dośrodkowanie, pokazał Paweł Jaroszyński. Piłka trafiła do Budzińskiego, po którego strzale piłka trafiła do Mateusza Cetnarskiego, który przez złe ustawienie Hołoty miał sporo czasu i miejsca, dzięki czemu otworzył wynik spotkania.
Po stracie bramki Śląsk nadal korzystał ze średniego pressingu, jednak brakowało im zdecydowania, przez co nie zawsze potrafili odebrać piłkę Cracovii. Na kolejną dogodną sytuację przyszło czekać do 29. minuty. Wtedy właśnie Cetnarski wrzucił piłkę z rzutu rożnego, żadnym zaskoczeniem nie było to, że najwyżej do piłki wyskoczył Covilo, ale po jego uderzeniu świetnie interweniował Abramowicz. Od tego momentu wrocławianie jeszcze bardziej zdecydowanie przejęli inicjatywę nad wydarzeniami boiskowymi, co owocowało coraz to groźniejszymi okazjami do.
Tuż przed przerwą były takie szanse aż dwie, jednak przez brak zimnej krwi Hołoty i pech, jaki miał Bence Mervo, którego silne uderzenie trafiło jedynie w słupek, to goście schodzili do szatni z korzystnym rezultatem.
Oliwa sprawiedliwa
Po przerwie można było zauważyć zmianę w poruszaniu się Morioki, który zaczął szukać sobie miejsca do gry znacznie niżej. W pierwszej części gry ofensywny zawodnik Śląska był niemal przyklejony do linii obrony Cracovii i rzadko pokazywał się do gry, przez co ataki gospodarzy kreowały się w bocznych strefach boiska i były do bólu przewidywalne.
Fenomenalnie na murawie czuł się dzisiaj Bence Mervo. Węgier pomimo dość młodego wieku walczył i biegał za dwóch, czego prawdziwą esencją była sytuacja z 61. minuty, gdy pobiegł dobre parędziesiąt metrów za Kapustką i ostatecznie zdołał odebrać mu piłkę. Napastnika się rozlicza głównie z goli i również w tej materii snajperowi Śląska nie można nic zarzucić. W 70. minucie to właśnie Morioka dynamicznie zszedł do środka i uderzył na bramkę. Piłkę wypluł przed siebie Sandomierski, a Mervo dokończył dzieła.
Zespół Rumaka ani myślał spocząć na laurach i w dalszym ciągu robił wiele, by wygrać to spotkanie. Determinacja, poświęcenie i walka Śląska poskutkowała tym, że w końcowych minutach meczu gola na wagę trzech oczek zdobył niekwestionowany samurajski bohater tej rywalizacji.
Cracovia przegrywa i w dodatku od pięciu gier nie potrafi wygrać. Nie sposób powiedzieć by dzisiaj zwycięstwo wymknęło im się z rąk, bo wrocławianie byli dzisiaj lepsi w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła.