Tottenham na ostatniej prostej po Leandro Damiao. Czy Brazylijczyk da "Kogutom" Champions League?

2013-05-29 03:00:09; Aktualizacja: 11 lat temu
Tottenham na ostatniej prostej po Leandro Damiao. Czy Brazylijczyk da "Kogutom" Champions League? Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Co łączy Andre Villasa Boasa z Rafą Benitezem? Powiecie pewnie, że obaj prowadzili londyńską Chelsea. Zgadza się, ale jest jeszcze coś, a raczej ktoś. I o tego kogoś ci dwaj panowie stoczą w najbliższych dniach walkę na noże. Leandro Damiao.

Na chwilę obecną, jego osiągnięcia nie mogą się równać z tymi, jakie miał w momencie wyjazdu do Europy Ronaldo, czy nawet znacznie mniej renomowany reprezentant Brazylii na pozycji napastnika, Fred. Ciężko też wrzucić go do szuflady z perfekcyjnie utalentowanymi technicznie bohaterami serwisu YouTube. Nie nazwiemy go nawet cudownym dzieckiem, bo nawet w Polsce pisanie o 23-latku jako o "młodym i obiecującym" to pewne przegięcie. A co dopiero w Brazylii. To co w tym gościu jest takiego, że jest obiektem westchnień dwóch klubów, które przez kilka ostatnich lat zanotowały wielki postęp i teraz rokrocznie biją się w swoich ligach o czołowe lokaty - Tottenhamu i Napoli?
 
Tych klubów, pilnie poszukujących napastnika, nie zniechęca nawet to, że - jak większość brazylijskich piłkarzy - Leandro Damiao nie jest własnością tylko i wyłącznie Internacionalu Porto Alegre. 30% praw do tego zawodnika posiada bowiem menedżer, który pojawił się w życiu Damiao w odpowiednim momencie i zaproponował mu wikt i opierunek (a klubowi pewną sumę pieniędzy) w zamian za udział w zyskach ze sprzedaży swojego gracza. By pokrótce wyjaśnić ten proceder, posłużymy się wypowiedzią jednego z takich łowców zawodników w Brazylii, Fabio Burraty.
 
 
Pomimo tego, że proceder został przez FIFA uznany za nielegalny, w Brazylii, ale i w Argentynie czy Portugalii, kwitnie w najlepsze. Co zręczniejsi gracze na rynku tzw. funduszy inwestycyjnych potrafią przepisy światowej federacji obejść choćby kupując sobie małe klubiki, następnie jako ich właściciele kupować obiecujących zawodników, następnie za pewną opłatą lokując ich w największych klubach, w których mają swoją grą zapracować na wysoki zagraniczny transfer. W takiej zagmatwanej sytuacji był na przykład letni nabytek Chelsea Londyn, Oscar, za którego teoretycznie Internacional Porto Alegre otrzymał nieco ponad 28 milionów funtów. W praktyce na konto tego klubu nie trafiła nawet połowa wspomnianej kwoty. 25% praw do zawodnika miał bowiem jego menedżer, 25% - sam zawodnik, a część pieniędzy w ramach wcześniejszych ustaleń trafiła na konto poprzedniego klubu Oscara, a więc Sao Paulo FC. 
 
W przypadku Leandro Damiao sytuacja wygląda nieco inaczej, ponieważ Internacional zachował aż 70% praw do piłkarza, tylko 30 przekazując (oczywiście za opłatą) agentowi. Ten, co jest częstą praktyką przy namawianiu piłkarzy do takich właśnie zobowiązań, przekazał pewien procent przyszłego zysku z transferu w ręce samego zawodnika. 
 
Transfer do Europy jest więc dla Damiao szansą nie tylko piłkarsko, ale też finansowo. Zimą musiał obejść się smakiem, choć Tottenham wykładał na stół 18 milionów funtów. Inter chciał o dwa więcej. Teraz "Koguty" mają ponowić swoją ofertę i, według angielskich źródeł, do ustalenia pozostały już tylko szczegóły. To one jednak sprawiły, że na White Hart Lane od przyszłego sezonu nie zobaczymy celu numer jeden z listy Andre Villasa Boasa, a więc Joao Moutinho. Tym szczegółem był fakt, że podczas gdy Tottenham grał sobie pokazowy mecz na Jamajce, negocjacje odkładając na później, Moutinho popijał szampana na pokładzie samolotu lecącego do Monako wraz ze swoim klubowym kolegą, Jamesem Rodriguezem i agentem Jorge Mendesem. 
 
O ile jednak brak Moutinho nie oznacza katastrofy, ponieważ drugą linią "The Spurs" dysponują bardzo dobrą, to wywrotka na ostatniej prostej wyścigu po Damiao i tym samym danie szansy Włochom, oznaczać będzie wielką porażkę, w szczególności w oczach kibiców. Ci bowiem, gdyby mieli możliwość zmiany jednej jedynej rzeczy w przeszłości, na pewno zrobiliby wszystko, by zimą Tottenham sprowadził wysokiej klasy napastnika. To w tym miejscu boiska "Koguty" przegrały bowiem walkę o Champions League. A rychłe odejście w ciągu maksimum roku Garetha Bale'a, którego bramki przysłoniły nieco ten problem, jeszcze obawy fanów z White Hart Lane wzmacnia. 
 
W kontekście Tottenhamu i desperackich poszukiwań snajpera co sie zowie pojawiają się nazwiska takie jak: Villa, Remy, czy właśnie - a może przede wszystkim - Damiao. Emmanuel Adebayor, wersja 2.0 z łatkami poprawiającymi zaangażowanie w grę, z którym u Togijczyka w przeciągu całego sezonu było kiepsko. Szczupły, wysoki i nienaganny technicznie. Typowany przez Ronaldo na najlepszą możliwą "dziewiątkę" Brazylii na mundial w przyszłym roku, a przez znawców piłki brazylijskiej na następcę Ibrahimovicia. Trudno o lepszą rekomendację. Jedynym mankamentem, jakiego u Leandro Damiao należy się doszukiwać jest tężyzna fizyczna, a raczej jej brak. Ale kilka miesięcy pod okiem Jose Mario Rochy powinno załatwić sprawę. Niech za najlepszą reklamę tego trenera siłowego posłużą sylwetki Falcao i Hulka, którzy w Porto trenowali właśnie pod jego czujnym okiem.
 
 
To, że Damiao odejdzie już teraz, jest niemal przesądzone. Wiadomo bowiem, że wyraził taką wolę, a znane powiedzenie mówi, że z niewolnika nie ma pracownika. Swoją cegiełkę do przyjścia Leandro właśnie na White Hart Lane (szczerze mówiąc, wątpimy by LD nagle zdecydował się na wypięcie się na Anglików i dołączenie do nowego zespołu Rafy Beniteza) dołożył też... Sandro. Pomocnik "Kogutów" podczas swojej spowodowanej kontuzją absencji do formy dochodził bowiem w Porto Alegre, niejednokrotnie mając okazję do wspominania napastnikowi Internacionalu (byłego klubu Sandro), że w Londynie bardzo by się przydał. 
 
Oczywiście ryzyko wiążące się ze sprowadzeniem Leandro Damiao jest dość wysokie, jako że ten zawodnik nigdy nie grał poza Brazylią. Choć akurat jeśli o Internacional chodzi, to niemal wszyscy sprzedani do Europy przez ostatnie trzy lata zawodnicy sprawdzali się na Starym Kontynencie. Oscar miał już bowiem kilka świetnych momentów w Chelsea, a z doświadczenia wiemy, że nawet najlepsi zawodnicy "The Blues" rozkręcali się w Londynie powoli, zachwycając w pełni od drugiego, a czasem nawet trzeciego sezonu. Wspomniany Sandro to pewny punkt środka pola Tottenhamu. Taison przez świetną grę w Metalurgu Donieck zwrócił na siebie uwagę między innymi Chelsea, ostatecznie podpisując kontrakt z Szachtarem Donieck. Do tego należy dodać zbierającego świetne recenzje na Ukrainie Giuliano, a także Juana Jesusa z Interu Mediolan.
 
Dlatego, by wreszcie ruszyć z impetem po Champions League, trzeba odgonić z White Hart Lane duchy Harry'ego Redknappa, czuwające nad tym, by transferów dokonywać na ostatnią możliwą chwilę. Następnie wysłać kilka faksów do Brazylii, samolot po zawodnika, przelew na kilkanaście milionów funtów do Porto Alegre i sprawić, że kibice przestaną wreszcie ze strachem spoglądać w program meczowy. A konkretnie - na pozycję numer dziewięć.