Austriacka piłka pod skrzydłami Red Bulla

2014-07-25 16:13:32; Aktualizacja: 10 lat temu
Austriacka piłka pod skrzydłami Red Bulla Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Legia, grająca w Ekstraklasie, zdobywająca dwa ostatnie mistrzostwa kraju, ma w 1. lidze klub podpięty bezpośrednio pod swoją akademię, a wspólne powiązania idą znacznie dalej. Klub, który może awansować.

Nieetyczne? Przecież gdyby taki zespół awansował do najwyższej ligi i grał mecz decydujący o zdobyciu lub przegraniu przez warszawski klub mistrzostwa, machina spekulacji na temat czystości takiego spotkania od razu ruszyłaby we wszystkich możliwych mediach. Nawet tych, dla których nie ma różnicy pomiędzy "Barcą" a "Barką". 
 
Generalnie bycie właścicielem kilku klubów to w świecie futbolu nic nowego. Vincent Tan ma w swoim władaniu Cardiff City oraz FK Sarajevo. Kevin McCabe kupował kluby w Anglii (Charlton Athletic, później Sheffield United), Chinach (Chengdu Blades) i na Węgrzech (Ferencvaros). Przy okazji baraży o awans do Premier League rok temu głośno natomiast było o Giampaolo Pozzo, który potęgę Watfordu stworzył na wypożyczonych z dwóch pozostałych klubów, będących w jego posiadaniu, zawodników. Chodzi o Udinese i Granadę, a więc nie byle jakie kluby, za to z dość szerokimi kadrami, co pozwoliło dać trochę jakości także Watfordowi. Może więc dobrze się stało, że w ostatecznej rozgrywce lepsze okazało się budowane na znacznie czystszych podstawach Crystal Palace.
 
To, z czym mamy do czynienia w Austrii idzie jednak znacznie dalej. Do tego, że Red Bull wchodzi z butami w świat futbolu, zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W Salzburgu stworzył już potęgę na skalę kraju, ale i coraz lepsze wyniki osiągającą w Europie. Oczywiście nie skończyło się na pieniądzach na transfery, trenerów, przebudowę stadionu. Red Bull wybudował także nowoczesną akademię w Liefering. 
 
 
I nie byłoby w tym nic dziwnego, a wręcz przeciwnie - to godne pochwały, że młodym zawodnikom zapewnia się znakomite warunki, włącznie ze świetnie wyposażonym internatem i sześcioma pełnowymiarowymi boiskami. Akademia jest jednak podpięta pod klub, który obecnie występuje w Eerste Liga, FC Liefering.
 
I tak jak w Hiszpanii Barcelona B czy Real B nie mogłyby awansować do La Liga, tak w Austrii awans Liefering jest prawnie możliwy. Klub satelicki Red Bulla Salzburg występuje bowiem na licencji USK Anif, a więc zespołu nie związanego ze sztandarowym projektem piłkarskim koncernu napojów energetycznych w Europie. A kooperacja pomiędzy Salzburgiem a Liefering jest po prostu nie do przeoczenia. Tylko w lipcu z akademii należącej do Red Bulla, do kadry FC Liefering bezpośrednio powędrowało pięciu zawodników. A między klubami, nie włączając w to szkółki, rokrocznie dochodzi do kilku wypożyczeń czy transferów bezgotówkowych.
 
Mechanizm jest bardzo prosty - młodzi zawodnicy mają w Liefering grać, w zamian za to Salzburg gwarantuje ich stały dopływ z akademii. Gdy któryś się wyróżni, po prostu przeniesiony zostaje do tipp-3 Bundesligi, do drużyny potentata z Salzburga. Red Bull zapewnia dodatkowo wypożyczenia z innych klubów należących do koncernu - a to z New York Red Bulls, a to z Red Bull Brazil. 
 
Póki kluby te nie grają ze sobą o stawkę, wszystko jest ok, jednak w momencie, kiedy spotkają się w pucharze, czy - co gorsza - w lidze... Chyba wyobrażacie sobie, jak "zadowolone" będą pozostałe austriackie zespoły, marzące od kilku lat o tym, by utrzeć nosa Salzburgowi. 
 
Gdy dodać do tego, że nieoficjalnie mówi się o bliskiej współpracy innego austriackiego klubu, występującego już w ekstraklasie FC Grodig, robi się jeszcze ciekawiej. Podejrzane jest choćby to, że do Grodig przez ostatni rok trafiło aż czterech piłkarzy bądź z Salzburga, bądź z Liefering, z czego trzej to wychowankowie akademii Red Bulla.
 
Cytując klasyka: przypadek? Nie sądzę.