Brendan Rodgers - właściwy człowiek na właściwym miejscu?

Brendan Rodgers - właściwy człowiek na właściwym miejscu? fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka
Źródło: Transfery.info

Gdy przychodził do Liverpoolu prosił, by z ocenami wstrzymać się do końca sezonu. Uważamy jednak, że 23 spotkania w Premier League (i mecze w innych rozgrywkach) to dorobek, który pozwala ocenić, czy to człowiek, którego Liverpool potrzebował.

Na pewno Brendan Rodgers to specjalista zupełnie inny, niż poprzedni menedżerowie. Człowiek o silnej osobowości, który na pierwsze swoje spotkanie z nowymi szefami przyniósł 180-stronicowy plan, prezentujący jego wizję Liverpoolu. Dokument składany przez 15 lat (!) miał zawierać jego postrzeganie piłki nożnej, filozofię, metodologię motywacji i treningu. Zawarte w nim postulaty musiały urzec Fenway Sports Group, ponieważ - jak widzimy - od ponad pół roku Irlandczyk z Północy cieszy się bardzo dużym kredytem zaufania od swojego pracodawcy.

Dokładnej treści szczegółowego planu Rodgersa nie znamy, jednak jeśli konsekwentnie wprowadza go w Liverpoolu, to najczęściej przewijającymi się w nim zwrotami (za to damy sobie ręce uciąć) były: "posession play" (gra oparta o posiadanie piłki), "high pressing" (wysoki pressing) czy "clear and obvious scoring chances" (czyste i oczywiste sytuacje strzeleckie). Filozofia Rodgersa to bowiem wyspiarska wersja "tiki-taki", która zachwyciła w minionych latach cały piłkarski świat, połączona z "futbolem totalnym" Rinusa Michelsa. 
 
 
By to osiągnąć, Rodgers konsekwentnie walczy o zgodne ze swoją filozofią wzmocnienia składu. Tutaj również jesteśmy przekonani, że - oczywiście o ile wcześniej kredyt zaufania zwyczajnie się nie przedawni - do końca sierpnia menedżer "The Reds" poukłada sobie skład pod własną filozofię tak, że jakiemukolwiek menedżerowi przejmującemu po nim Liverpool będzie bardzo ciężko wrócić do dawnej gry ekipy z Anfield - opartej na ilości (a nie jakości) sytuacji strzeleckich i w gruncie rzeczy bezpośredniej gry, opartej na małej ilości podań, potrzebnych do wypracowania jakiejkolwiek sytuacji strzeleckiej. Stąd też wzięła się dominacja LFC w Premier League pod względem posiadania piłki (statystyki za WhoScored.com):
 
 
Bradley Padget z Sabotage Times 31. maja ubiegłego roku przeanalizował dokładnie skład Liverpoolu i wskazał pięć koniecznych wzmocnień, by "tiki-taka" na Anfield miała rację bytu. I tak Fabio Borini to szybki, ciężko pracujący napastnik, który najbardziej przypomina Pedro Rodrigueza - nie jest tak naturalnie utalentowany, jak Messi, Alexis, czy jeszcze wcześniej Eto'o, Zlatan czy Henry, a jednak niezbędny, by ten styl gry wprowadzić. Ambitny, potrafiący poświęcić się dla zespołu, ale z instynktem zabójcy. Co prawda jeszcze nie zdążył rozwinąć swoich skrzydeł pod okiem Rodgersa, jednak znacznie utrudniło to złamanie kości śródstopia, po której dopiero niedawno wrócił do treningów. W Romie jednak niejednokrotnie pokazywał, że strzelać potrafi.
 
Dwa kolejne bóle głowy Rodgersa miały być umiejscowione w drugiej linii, gdzie ani Spearing, ani Henderson, ani Shelvey nie byli pomocnikami na miarę tej osławionej "posession play". Wydawało się, że poza kapitanem Stevenem Gerrardem i Brazylijczykiem Lucasem Leivą w pomocy nie ma nikogo, kto tak naprawdę pasowałby do koncepcji byłego szkoleniowca Swansea. Tak więc zgłoszono się po Joe Allena, który idealnie wpisywał się w grę opartą na niezliczonej ilości podań. Dlaczego? To właśnie Walijczyk był najlepiej podającym piłakrzem Premier League w ubiegłym sezonie, w dodatku był Rodgersowi świetnie znany, współpracowali bowiem w jednym klubie. Drugim wzmocnieniem w to miejsce miał być Nuri Sahin, jednak za chwilę może się okazać, że nie grając w koszulce Borussii Dortmund, Nuri Sahin przestaje być zawodnikiem świetnym i inteligentnym, a zaczyna być zawodnikiem po prostu... przeciętnym. Obecnie LFC zagiął parol na Coutinho i tylko kwestią dni jest złożenie przez Brazylijczyka podpisu pod kontraktem na Anfield Road. Ale czy kogoś dziwi, że Rodgers ściąga do siebie zawodnika, którego cechą rozpoznawczą jest świetna technika użytkowa i gra krótkimi podaniami?
 
Ostatnią słabszą strefą według Bradleya Padgeta był środek i lewa strona obrony. Brakowało bowiem stopera, który potrafi rozegrać piłkę (takiego a'la Pique) oraz kopii szybkiego, dobrego technicznie Glena Johnsona po lewej ręce Jose Manuela Reiny bądź Brada Jonesa. Do środka obrony nie sprowadzono jednak nikogo, mając w odwodzie nie najgorszego technicznie (choć na pewno nie na poziomie oczekiwanym przed Rodgersa) Daniela Aggera. Słyszy się jednak choćby o zainteresowaniu Ashleyem Williamsem ze Swansea czy Dejanem Lovrenem z Lyonu. 87% i 88,3% - pewnie domyślacie się, co oznaczają te liczby. To oczywiście dokładność podań jednego i drugiego. Oczywistego wniosku nie musimy chyba nawet wyprowadzać, czyż nie?
 
 
Jeśli zaś chodzi o bok obrony, ostatnio rozwiązaniem stało się ustawianie Glena Johnsona z lewej strony (ułatwił to fakt, że Anglik jest obunożny), a przesunięcie ze środka na prawą stronę młodziutkiego Andre Wisdoma, który choć momentami wygląda niepewnie, to jednak niewątpliwie ma potencjał i - co ważne - wywodzi się z akademii Liverpoolu (trenował tam od 14. roku życia). 
 
No właśnie, tutaj dochodzimy do kolejnego ważnego elementu filozofii Rodgersa, który może zjednać mu wielu zwolenników. Na samym początku stycznia powiedział bowiem, że chce dużo wnikliwiej penetrować (oczami swoich współpracowników i skautów, ale także osobiście) okolice Liverpoolu w poszukiwaniu "Scousers", czyli ludzi wychowanych w hrabstwie Merseyside.
 
 
Dlaczego dla fanów może to być tak ważne? Przede wszystkim należy wyjaśnić, że ci "Scousers" to ludzie często z głęboko zakorzenioną nienawiścią do reszty kraju. Lokalny patriotyzm - tak. Postawa patrioty względem własnego kraju - o, co to to nie. Ludzie pochodzący z Merseyside twierdzą bowiem, że gdziekolwiek się nie pojawiają, wzbudzają śmiech i ironiczne politowanie. Rodowity "Scouser",  Alex Woo pisał w swoim tekście, że bardzo często, gdy przedstawia się "jestem z Liverpoolu" w Londynie, słyszy rzeczy takie jak "spokojnie, to nic takiego", czy "proszę, nie kradnij mojego telefonu". Na 13-tysięcznej trybunie "The Kop" bardzo często pojawiał się zresztą transparent głoszący "Nie jesteśmy Anglikami, jesteśmy "Scouse" ".
 
 
Oczywiście jeśli Liverpool składałby się - dajmy na to - z samych Hiszpanów czy Włochów i zdobywał tytuł za tytułem, to większość kibiców byłaby zadowolona, a gdyby zaś w składzie grało 11 ludzi z Merseyside o wątpliwej jakości piłkarskiej, to mało fanów by to cieszyło. Jednak w każdym zespole musi być zachowana równowaga. Nikogo nie trzeba przekonywać, że Steven Gerrard i Jamie Carragher młodsi już nie będą. A z kimś przecież kibice powinni móc się identyfikować. Powiedzieć "to nasz człowiek". To głównie poszukiwanie tej duszy, kogoś, kto będzie w przyszłości kapitanem, dowódcą na boisku i poza nim, rozumiejącego ducha Anfield, atmosferę miasta Beatlesów, skłoniło Brendana Rodgersa do wypowiedzenia słów na temat poszukiwania "Scousers". Dla jednych pewnie będzie to populizm, my jednak przychylamy się do idei Irlandczyka z Północy. Nigdy bowiem Urugwajczyk, Hiszpan, Francuz czy Włoch - choćby nie wiadomo ile razy całował herb Liverpoolu i deklarował swoje przywiązanie do barw - nie będzie gotów umierać za ten klub.
 
Dlaczego dotąd nie wspomnieliśmy słowem o wynikach, powiecie. Siódme miejsce na półmetku rozgrywek, perspektywy raczej na kolejny rok w Lidze Europy... Owszem, rezultaty nie są zachwycające. Procent zwycięstw (47,22%) Rodgers ma podobny do Kenny'ego Dalglisha (47,3%) i aż o 10% niższy niż miał podczas swojej przygody na Anfield Rafa Benitez (56,29%). Odpowiedź jest prosta - widzimy, że Rodgers ma pomysł na Liverpool, ale na razie jeszcze musi szyć z materiałów które ma, które zostawili mu poprzednicy. Powoli dokupuje takie, które będą pasować do jego wizji i - tak jak wspominaliśmy - jesteśmy przekonani, że po zakończeniu letniego okienka transferowego BR będzie mieć zawodników w pełni pasujących do "tiki-taki" w wydaniu angielskim i będzie konsekwentnie, mozolnie ciągnął wózek pod szyldem "Liverpool Football Club" w górę. A - patrząc obiektywnie - już to robi! I gra, i skuteczność, i wyniki są bowiem z biegiem czasu coraz lepsze (ostatnie 4 spotkania w Premier League to 9 punktów i aż 12 bramek strzelonych, jedyna porażka to 1:2 z Machesterem United), pozycja w tabeli zaś to głównie efekt fatalnego startu sezonu, kiedy zespół musiał nauczyć się zupełnie nowych schematów gry.
 
Poza tym, w finale Ligi Mistrzów w Stambule do przerwy Liverpool też przegrywał. 0:3. Pamiętacie, jak to się skończyło, prawda?

Zobacz również

Relacje transferowe na żywo [LINK] Relacje transferowe na żywo [LINK] Tak kibice Lecha Poznań zareagowali na porażkę z Ruchem Chorzów Tak kibice Lecha Poznań zareagowali na porażkę z Ruchem Chorzów Jadon Sancho z jasnym stanowiskiem w sprawie przyszłości Jadon Sancho z jasnym stanowiskiem w sprawie przyszłości Roberto De Zerbi zdecydował. Ten klub chce poprowadzić w przyszłym sezonie Roberto De Zerbi zdecydował. Ten klub chce poprowadzić w przyszłym sezonie Tam zagra Nacho Fernández. Odejście z Realu Madryt przesądzone Tam zagra Nacho Fernández. Odejście z Realu Madryt przesądzone Zaskakujący zwrot akcji w sprawie Thomasa Tuchela?! Zaskakujący zwrot akcji w sprawie Thomasa Tuchela?! Gwiazda klubu MLS wypada z gry na nawet osiem tygodni po nokaucie od... zawodowego boksera [OFICJALNIE] Gwiazda klubu MLS wypada z gry na nawet osiem tygodni po nokaucie od... zawodowego boksera [OFICJALNIE] Górnik Zabrze z niespodziewanie wysoką porażką [WIDEO]. A już było tak dobrze... Górnik Zabrze z niespodziewanie wysoką porażką [WIDEO]. A już było tak dobrze... Kibice Milanu z protestem podczas najbliższego meczu Serie A Kibice Milanu z protestem podczas najbliższego meczu Serie A

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy