Gea'nialny Hiszpan

2015-01-22 21:06:49; Aktualizacja: 9 lat temu
Gea'nialny Hiszpan
Marek Ratkiewicz
Marek Ratkiewicz Źródło: Red Zone

Bosnich, van der Gouw, Barthez, Howard, Carroll… sir Alex Ferguson sześć lat szukał godnego następcy legendarnego Petera Schmeichela.

Wkońcu znalazł takiego w osobie doświadczonego Edwina van der Sara. KiedyHolender zawiesił buty na kołku, naturalnie nasuwały się obawy o to, czyszkocki menedżer znowu nie zanotuje kilku chybionych strzałów transferowych,zanim trafi w środek tarczy z zakupem nowego golkipera. Z perspektywy czasuwiemy, że te obawy były płonne. To nie była do trzech czy siedmiu razy sztuka.Tym razem słynny czerwony nos nie zawiódł Fergusona już przy pierwszej próbie.David de Gea okazał się doskonałym wyborem.

Szerszej publiczności Hiszpan objawił się w sezonie2009/2010, kiedy obchodził raptem 19. urodziny. Wtedy otrzymał szansęzaistnienia w macierzystym Atletico Madryt, gdzie trenował od dziecka.Szkoleniowiec Los Colchoneros, Quique Flores, w pewnym momencie zdecydował siępostawić na Davida po serii błędów bramkarza numer jeden, Sergio Asenjo. Młodywychowanek nie oddał miejsca między słupkami już do końca tego, a takżenastępnego sezonu. Swoimi występami robił ogromne wrażenie i zyskał rozgłos wcałej Europie, znajdując się na liście życzeń klubów z zasobniejszym budżetemniż Atletico. Ferguson uznał, że nie można czekać za długo, aby ktoś niesprzątnął mu sprzed nosa utalentowanego golkipera, i latem 2011 roku wyłożył nastół 18 milionów funtów. Zarząd z Vicente Calderon przystał na taką ofertę i deGea mógł pakować manatki oraz kupować bilet na samolot do Anglii.

Jak wiadomo, początki w nowym otoczeniu bywają trudne. Gdyktoś w młodym wieku przenosi się do innego kraju, nie znając tamtejszegojęzyka, może spodziewać się ciężkiej aklimatyzacji. Tak właśnie było wprzypadku de Gei. Pierwsze miesiące na Wyspach były dla niego twardymzderzeniem z rzeczywistością i w jakimś sensie prawdziwą szkołą życia. Zdarzałymu się klopsy przy strzałach, z którymi powinien sobie radzić. Kiepskowyglądała jego gra na przedpolu. Wyjścia do dośrodkowań często były bardzoniepewne, po części dlatego, że nie dawał rady w fizycznych starciach z mocnozbudowanymi rywalami. Notabene Ferguson stosował w bramce politykę rotacji, razwystawiając Davida, a raz Andersa Lindegaarda, choć wielu dziwiło takiepodejście. Abstrahując od generalnie przyjmowanej zasady, że na pozycjibramkarza powinna panować niezachwiana stabilizacja i jasny podział nazawodnika podstawowego oraz rezerwowego, wydawało się, że Hiszpan najbardziejpotrzebował zaufania w postaci przyznanego miejsca w pierwszym składzie.Tymczasem to, że siadał na ławce po jednym czy dwóch słabszych występach,raczej nie dodawało mu pewności siebie. Być może sir Alex postępował w ten sposób,bo widząc słabszą formę de Gei, nie chciał go narażać na kolejne wpadki, cotylko pogłębiłoby wątpliwości kibiców i zwiększyło krytykę bezlitosnej prasy, aco za tym idzie... jeszcze mocniej podkopałoby pewność siebie Davida. A możeSzkot myślał długoterminowo i chciał zahartować młodego bramkarza?

Cały artykuł możecie znaleźć w najnowszym numerze magazynu Red Zone. Czasopismo jest do kupienia w salonach sieci Empik na terenie całego kraju oraz w naszym sklepie internetowym: http://sklep.transfery.info/glowna/99-red-zone-stycze.html.