Nie pozwolili zawodnikowi Wisły Kraków dać autografów dzieciom. „Ręce opadają...”

2025-10-30 08:30:38; Aktualizacja: 7 godzin temu
Nie pozwolili zawodnikowi Wisły Kraków dać autografów dzieciom. „Ręce opadają...” Fot. Tomasz Dzierwa | 400mm.pl
Patryk Krenz
Patryk Krenz Źródło: Gazeta Krakowska

Derby Krakowa w Pucharze Polski nie przebiegły w przyjaznej atmosferze. Po ostatnim gwizdku starcia Wisły z Hutnikiem przekonał się o tym jeszcze mocniej James Igbekeme. Dzieci z akademii rywala zza miedzy chciały wziąć autograf od nigeryjskiego pomocnika, lecz zostały odepchnięte prawdopodobnie przez pracownika drugoligowego klubu. „Jeśli tak ma wyglądać wychowywanie młodych zawodników…” - relacjonuje Bartosz Karcz z „Gazety Krakowskiej”.

Wisła awansowała do następnej rundy Pucharu Polski. Los chciał, że w 1/16 finału mierzyła się z sąsiednim Hutnikiem. Zgodnie z przewidywaniami pokonała przeciwnika, choć nie było to dla niej łatwe spotkanie.

Środowy mecz z całą pewnością nie przebiegał w przyjaznej atmosferze. Kibice gospodarzy wywiesili na trybunach transparent z obraźliwym hasłem „Śmierć Wiślackiej Ku**ie”. Na tym jednak nie zakończyli swojego występu. W pewnym momencie doszło do spalenia szalików większego rywala.

Niepotrzebne zdarzenia miały także miejsce po ostatnim gwizdku. 

Jak relacjonuje Bartosz Karcz z „Gazety Krakowskiej”, w pewnym momencie dzieci z akademii Hutnika chciały wziąć autograf od pomocnika „Białej Gwiazdy”, James Igbekeme. Niestety, mimo chęci nie miały takiej możliwości. 

Osoba odpowiedzialna za dzieci zaczęła je odpychać od zawodnika z Nigerii, uniemożliwiając tym samym wspólne zdjęcia i podpisy.

„Z naszych informacji wynika, że dopytywał później (Igbekeme - dop. red.) jeszcze kilka razy pracownika Wisły, o co chodziło? Nie mieściło mu się w głowie, że ktoś może zabraniać dzieciom zrobienia sobie zdjęcia z piłkarzem czy wzięcia od niego autografu. Jeśli tak ma wyglądać wychowywanie młodych zawodników… Ręce opadają, szczerze mówiąc i warto, żeby dorośli naprawdę dziesięć, a może i sto razy się zastanowili…” - napisał Karcz.