Ojrzyński nie zemścił się na Boreckim

2015-10-26 19:36:56; Aktualizacja: 9 lat temu
Ojrzyński nie zemścił się na Boreckim Fot. Transfery.info
Błażej Bembnista
Błażej Bembnista Źródło: Transfery.info

Klasyczny centrostrzał przypięczetował wyjazdowe zwycięstwo Podbeskidzia Bielsko-Biała nad Górnikiem Zabrze. Samo widowisko stało jednak na słabym, typowo poniedziałkowym poziomie.

Leszek Ojrzyński przez kilkanaście miesięcy prowadził drużynę "Górali", z którą rozstał się w mało przyjemnych okolicznościach. Choć przed samym meczem zapowiadał, że Podbeskidzie "interesuje go jedynie jako najbliższy rywal" nietrudno było oprzeć się wrażeniu, że dzisiejszy pojedynek ma dla niego szczególne znaczenie. Zwycięstwo nie tylko zadowoliłoby jego ambicję, ale również stałoby się promykiem nadziei w walce o to, by nowoczesny stadion Górnika nie stał się najpiękniejszym obiektem w pierwszej lidze.

Zabrzanie zdecydowanie dominowali przez pierwsze dwadzieścia minut gry. Grali wysokim pressingiem, bardzo ofensywnie, starając się jak najszybciej otworzyć wynik meczu. Najczęściej przeprowadzali akcję prawą stroną, gdzie z obrońcami Podbeskidzia nieźle radził sobie Łukasz Madej. Podopieczni Roberta Podolińskiego nastawili się na skuteczną defensywę i powolne budowanie akcji. Wyczekiwanie na kontrę opłaciło się: w 24. minucie Mateusz Możdżeń świetnie podał do Roberta Demjana, a niedawny król strzelców Ekstraklasy zdobył swoją drugą bramkę w tym sezonie.

Górnik jeszcze przed przerwą próbował odpowiedzieć na gol Słowaka, ale na nic zdawały się próby dośrodkowań z rzutów wolnych, ani strzały aktywnego Łukasza Madeja. Emilius Zubas po raz kolejny potwierdził, że jest mocnym punktem defensywy "Górali", broniąc stuprocentową okazję skrzydłowego gospodarzy. Tempo meczu zaczęło jednak znacznie spadać, a zamiast efektownych dryblingów mogliśmy zobaczyć solidną dawkę rąbanki i kopaniny. Warto wyróżnić tu Koheia Kato, który często brał udział w pojedynkach bark w bark.

Kopanie po kostkach zdominowało również niemal całą drugą połowę. Potwierdzają to statystyki fauli - "Górnicy" mieli ich na koncie w całym meczu aż 23, a goście z Bielska - 11. Gospodarze jednak nie kwapili się do tego, by odrobić straty, zamiast tego zajęli się kasowaniem przeciwników. Zabrzanom nie pomogło też szybkie wykorzystanie przez Ojrzyńskiego kompletu zmian. Gra wciąż się nie układała, a bezbarwny w tym sezonie Maciej Korzym po raz kolejny nie miał praktycznie żadnej stuprocentowej okazji na zdobycie gola. Czy piłkarze Zabrza po prostu nie mają tej jakości, czy trener, znany jako specjalista od przypadków beznadziejnych, jeszcze nie rozpracował ich problemu? 

Przebieg meczu pokazał, że Robert Podoliński także nie dokonał cudownej przemiany "Górali" w piłkarzy gotowych roznieść w pył ligę i grających niesamowitym systemem. Po nieudanej przygodzie w Cracovii i próbach nauczania tiki-taki pod Wawelem młody szkoleniowiec zrozumiał, że w realiach Ekstraklasy trzeba wykorzystywać potencjał, jaki tkwi w posiadanym zasobie ludzkim, a nie silić się na innowacje. Zawsze przecież znajdzie się taki Adam Mójta, który wykona klasyczny centrostrzał i ustali wynik spotkania. 

Na uwagę zasługuje jednak dobra gra Mateusza Szczepaniaka. Nominalny środkowy napastnik został dziś ustawiony jako skrzydłowy i ze swojego zadania wywiązał się znakomicie. Podłączał się do akcji ofensywnych, cofał do obrony i wyróżniał się swoją szybkością. Plus także dla Jakuba Kowalskiego, który często bardzo ofiarnie powstrzymywał graczy Górnika.

To jednak był kolejny typowy poniedziałkowy mecz, gdzie dominował chaos, strzelanie po obrońcach i autach, a zamiast składnych akcji oglądaliśmy niezliczoną ilość fauli. Memy z ostatnim Lechem zastąpią te z Górnikiem, który miał dziś naprawdę dobre jedynie pierwsze dwadzieścia minut. Leszek Ojrzyński musi odłożyć swoją zemstę na rundę rewanżową. Ma na nią szansę, jeżeli do tej pory znajdzie jakiegoś napastnika/odpali mu Maciej Korzym. Robert Podoliński na razie buduje z tego, co ma, więc zamiast ciekawej architektury mamy mało finezyjną, ale stabilną konstrukcję.