Sądne chwile dla przyszłości Wisły Kraków. Czas do północy!
2018-12-28 01:53:27; Aktualizacja: 5 lat temu Fot. Transfery.info
W piątek powinna wyjaśnić się przyszłość Wisły Kraków, bo o północy mija termin uiszczenia przelewu za zakup spółki.
Kibice ekipy spod Wawelu przeżywają w ostatnich dniach huśtawkę nastrojów. Na początku minionego tygodnia w mediach pojawiła się informacja o porozumieniu z zagranicznymi inwestorami w kwestii przejęcia klubu.
Sam TS ograniczył się wyłącznie do lakonicznego komunikatu, w którym poinformował opinię publiczną, że podpisana została warunkowa umowa, w której imię nowym właścicielem spółki zostanie luksembursko-brytyjskie konsorcjum funduszu inwestycyjnego.
Od tamtej pory trwa nieustanne oczekiwanie na przelew pieniędzy, które sprawią, że Wisła nie tylko odetchnie, ale również będzie to równoznaczne z faktem, że nieco ponad dwuletnia era Towarzystwa Sportowego za sterami klubu dobiegła końca.
Jazda bez trzymanki
Podstawowym mankamentem rządów Marzeny Sarapaty było chłodne i racjonalne podejście do sprawy. Wspólnie z wiceprezesem Damianem Dukatem nakreślali przez ponad dwa lata piękne wizje, które zakładały powrót do dawnych czasów, kiedy to „Biała Gwiazda” była w stanie rywalizować z europejskimi potęgami.
Przypadek owej dwójki to przykład na to, że czasami lepiej schować dumę do kieszeni. Oni natomiast, zamiast uspokoić sytuację w klubie, jeszcze bardziej ją wzburzyli. Zamiast nieszkodliwej burzy, którą postawił po sobie Bogusław Cupiał, stworzyli orkan, ciężki do opanowania nawet przez zamożnych, lokalnych przedsiębiorców.
Ciężko jednak dokonywać oceny moralnej ich czasów. Ponad dwuletnia kadencja to przykład na to, że ciężko zgrywać superbohatera, będąc zwykłym śmiertelnikiem. To trochę tak, jak w tej kreskówce z wścibskimi dzieciakami i ich tchórzliwym psem. Na początku jest pięknie, plan działa bez zarzutów. Z czasem jednak inteligentom udaje się połączyć pewne fakty i całe przedsięwzięcie bierze w łeb, a jego twórca zostaje brutalnie zdemaskowany.
Wiele osób zdążyło już zresztą wydać wyrok w tej sprawie. Nie ma wątpliwości, że z czasem opinia publiczna będzie dowiadywać się, do jakiej niegospodarności na różnych płaszczyznach dopuściły się poszczególne osoby. Jedyne co może w tej sprawie zastanowić to fakt, że tak zasłużony klub trafił w tak niepowołane i niekompetentne ręce.
Manuel Junco
Hiszpan, który powinien wcielić się w rolę ratownika, mógł okazać się facetem, który wbije ostatni gwóźdź do wiślackiej trumny. Gdyby nie przecięcie pępowiny w ostatnim momencie, jego hulaszcza polityka mogłaby doprowadzić do katastrofy. Nieodpowiedzialność i ryzyko było u niego na porządku dziennym, a nieuzasadnione zmiany trenerów oraz generowanie dodatkowych kosztów z tytułu powiększenia kadry do blisko trzydziestu piłkarzy tylko potwierdzają tezę. Do tego dochodziły jeszcze dość spore pieniądze dla zawodników z tytułu parafowania umów indywidualnych oraz duże prowizje dla menadżerów. Jak na spółkę pogrążoną w kilkudziesięciu milionowych długach, to naprawdę odważne, a zarazem niezbyt rozsądne kroki.
Święta Trójca
Więcej w ostatnich dniach na ich temat podśmiechujek, niżeli rzetelnych informacji. Prawdą jest jednak, że przeciętnemu zjadaczowi chleba ciężko jest znaleźć jakiekolwiek wieści na temat Ly Vanna i spółki. Nie musi to jednak oznaczać, iż nie mamy do czynienia z poważnymi biznesmenami.
Trzej panowie złożyli swego czasu na ręce Towarzystwa Sportowego gwarancje bankowe na niemałe sumy. Ponadto zapowiedzieli również działalność na terenie Krakowa, jak i okolic, co powinno odbić się nie tylko na Wiśle, ale również na całym regionie, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Biznesmeni spotkali się także kilka dni temu z piłkarzami i obiecali im, że wszystkie zaległości wobec nich zostaną spłacone. Ponadto zapowiedzieli również, że ich postawa z ostatnich miesięcy zostanie w najbliższym czasie dodatkowo wynagrodzona.
Warto podkreślić, że nie wszyscy gracze wyszli z tych rozmów do końca usatysfakcjonowani. Wielu być może nauczonych przeszłością i pustymi sloganami serwowanymi przez poprzedni zarząd, wolało zwyczajnie zachować powściągliwość i nie wypowiadać się na temat nowych właścicieli.
Weryfikacja panów Ly Vanny, Matsa Hartinga i ich kompana Adama Pietrowskiego nastąpi w piątek. Jeżeli na koncie spółki pojawi się mityczne 12,2 miliona złotych, nieważne w jakiej walucie, będzie to sygnał, że wspomnianym kontrahentom zależy na inwestowaniu w Wisłę. Nie będzie to jednak definitywne zamknięcie dyskusji na temat ich wierzytelności, ponieważ nie po słowach ich poznamy, lecz po czynach.