Został pierwszym Polakiem w ekstraklasie San Marino, teraz opowiada o kulisach. „To trochę dziwne”
2024-09-11 10:59:50; Aktualizacja: 2 miesiące temuWiktor Paszyński tego lata podpisał kontrakt z drużyną AC Juvenes/Dogana, zostając tym samym pierwszym Polakiem w historii ekstraklasy San Marino. 19-latek w rozmowie z TVP Sport opowiedział o tym, jak wyglądają tamtejsze realia i dlaczego wybrał akurat ten kierunek.
Wiktor Paszyński od młodzieńczych lat futbolu uczył się tylko i wyłącznie na włoskich boiskach. Dotychczas występował on na poziomie Serie C oraz Serie D w takich klubach jak Urbania Calcio, oraz Alma Juventus Fano 1906, z którego latem postanowił odejść.
Jego wybór mógł co u niektórych wywołać spore zdziwienie, ponieważ 19-latek trafił finalnie do AC Juvenes/Dogana, a więc zespołu pochodzącego z San Marino. Przeprowadzka ta sprawiła, że jednocześnie został on pierwszym Polakiem w historii tamtejszej ekstraklasy. Był to zatem historyczny transfer.
Ale dlaczego akurat padło na ten kierunek? O swojej decyzji Paszyński opowiedział w rozmowie z TVP Sport.Popularne
– W Fano zmienił się prezes. A ja w wieku piętnastu lat podpisałem kontrakt, gdy jeszcze byłem młodszy, a klub był profesjonalny. Związałem się umową na cztery lata plus rok, do dziewiętnastego roku życia. Tylko że w wyniku spadku do Serie D mój kontrakt zostałby przedłużony do 25. roku. A Fano ma nieciekawą sytuację. Klub stracił stadion, nie ma własnego boiska treningowego. Boisko, z którego korzysta, jest oddalone kilka godzin od miasta. Urbania chciała mnie z powrotem, miałem już przygotowaną koszulkę z nazwiskiem... Niestety Fano zażądało piętnaście tysięcy euro za wykup. Mogłem iść na wypożyczenie albo odejść do innego kraju. Przy drugiej opcji, nowy klub nie musiałby płacić poprzedniemu - oznajmił.
Młody napastnik opowiedział także o realiach, które spotkały go w nowej drużynie. Szczególnie zdziwił go pewien aspekt związany ze stadionami.
- Mamy treningi trzy razy w tygodniu i rozgrywamy jeden mecz w weekend. Nasze zajęcia nie zawsze są w te same dni, tylko w zależności od daty spotkania. Gramy niestety na sztucznych boiskach, ale są one na szczęście w dobrym stanie, co dwa lata muszą być odnawiane. Przez całe życie grałem na naturalnej murawie, dlatego teraz męczę się trochę szybciej. Myślę jednak, że to kwestia przyzwyczajenia. Poza tym każda z drużyn nie ma własnego stadionu ani boiska, tylko każdego tygodnia jeździmy w inne miejsce. To trochę dziwne - powiedział.