Czesław Michniewicz po Mistrzostwach Świata w Katarze zakończył w burzliwych okolicznościach przygodę z reprezentacją Polski. 53-latek na bliskowschodniej imprezie spełnił główny cel, awansując z kadrą z grupy.
W 1/8 jego podopieczni spotkali na drodze przeszkodę, której nie dało się ominąć, czyli broniących tytułu Francuzów.
Niestety, o samym turnieju mówiło się nad Wisłą niewiele. Głównym tematem stała się obiecana przez premiera Mateusza Morawieckiego spora premia, którą mieli otrzymać kadrowicze. Wewnątrz zespołu pojawiły się ponoć z jej powodu liczne tarcia.
Po ponad półrocznej przerwie Michniewicz wrócił do zawodu, wiążąc się z dwunastą drużyną poprzedniej edycji Saudi Pro League, Abha Club.
Wiadomo było, że nie skusił go projekt sportowy.
Saudyjska ofensywa skusiła 53-latka, oferując mu pokaźne zarobki. Zdaniem Piotra Koźmińskiego z „WP Sportowe Fakty” żaden polski szkoleniowiec w historii nie otrzymywał takich pieniędzy.
Na początku mówiło się, że z tytułu rocznego kontraktu z opcją przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy zgarnie około milion dolarów rocznie. W rzeczywistości zarobki Michniewicza mogą sięgać nawet 1,5 miliona dolarów, wliczając w to jeszcze członków sztabu.
Nawet selekcjonerzy naszej reprezentacji nie mogli liczyć na podobną podstawową pensję.
Start saudyjskich rozgrywek zaplanowano na 11 sierpnia.