Przed sezonem wielu ekspertów zadawało sobie pytanie, kto kupił lepszego napastnika, Manchester City czy Liverpool. Ci pierwsi postawili na Erlinga Brauta Haalanda, a drudzy - na Darwina Núñeza. Dzisiaj nikt już nie ma wątpliwości, który klub zrobił latem lepszy interes. Norweg ma na swoim koncie w obecnej kampanii czterdzieści dziewięć goli we wszystkich rozgrywkach, a Urugwajczyk zaledwie piętnaście.
Pomimo gry poniżej oczekiwań były snajper Benfiki długo utrzymywał miejsce w podstawowym składzie, po części korzystając na problemach kadrowych zespołu. W ostatnich tygodniach Jürgen Klopp nie stawia już jednak tak ochoczo na 23-latka.
Dość powiedzieć, że w ostatnich sześciu meczach tylko raz znalazł się on w wyjściowej „jedenastce”.
Podczas zeszłotygodniowej konferencji prasowej niemiecki szkoleniowiec zdradził, jaka jest jedna z przyczyn problemów Núñeza po przeprowadzce na Wyspy Brytyjskie.
- Oczywiście wciąż się adaptuje. Jego angielski nie jest dobry, jeśli w ogóle istnieje. Pracujemy nad tym ciężko. Musi nauczyć się angielskiego, tak to już jest. Możemy przetłumaczyć wszystko, jednak na treningach nie możemy mówić w czterech językach i potem to tłumaczyć. Jest to język futbolu, więc to pomaga mu mocno - powiedział, już wyraźnie poddenerwowany atmosferą wokół swojego podopiecznego, Klopp.
W najbliższą niedzielę Liverpool w hicie 34. kolejki zmierzy się u siebie z Tottenhamem. Zobaczymy, czy od pierwszej minuty na murawie zobaczymy Urugwajczyka, z którym w roli rezerwowego „The Reds” radzą sobie ostatnio bardzo dobrze, bo wygrali poprzednie trzy spotkania.