Gdy świat zaczął walkę z pandemią koronawirusa, trudno było sobie wyobrazić powrót piłkarzy na boiska. Władze piłkarskie z całego świata debatowały jednak na tyle długo, aby opracować w miarę bezpieczny schemat rozgrywania spotkań, oczywiście bez udziału kibiców.
To, co jeszcze zmieniło się po wznowieniu rozgrywek, to zasady dotyczące bezpośrednio piłkarzy oraz drużyn. Trenerzy zyskali bowiem możliwość przeprowadzenia w trakcie zawodów aż pięciu zmian i uwzględnienia w kadrze meczowej 23 graczy.
Nim sezon dobiegł końca, FIFA przedłużyła czas trwania modyfikacji do następnej kampanii. Zaznaczono jednak od razu, że to do organizatorów należy ostatnie zdanie w sprawie ich wykorzystywania.
Mając to na uwadze, do pierwotnych założeń zdążyła już wrócić Premier League, a podobnie postąpiła teraz LaLiga. Różnica polega na tym, że za powrotem do mniejszej liczby zmian i dostępnych członków drużyny w Anglii optowały same kluby, a jak informuje Isaac Fouto z Cadena COPE i stacji GOL, w Hiszpanii ekipy chcą podtrzymania roszad, które wpływają nie tylko na bezpieczeństwo graczy, ale i dają większy wachlarz możliwości szkoleniowcom.
Idąc tym tropem, władze LaLigi w porozumieniu ze Związkiem Hiszpańskich Piłkarzy skontaktowały się już z Królewskim Hiszpańskim Związkiem Piłki Nożnej, prosząc o utrzymanie wcześniej wprowadzonych udogodnień. Na razie nie wiadomo, jaka była reakcja najważniejszego organu piłkarskiego w Hiszpanii.