Mundialowo - dzień 5. - Słabszy znaczy ambitniejszy

Redakcja
Źródło: Transfery.info

We wtorek rozegrano trzy spotkania. W ramach rozgrywek w grupie F, siły mierzyły Słowacja i Nowa Zelandia. W "grupie śmierci" (G) natomiast, Portugalia podejmowała Wybrzeże Kości Słoniowej, a Brazylia zmierzy(...)

We wtorek rozegrano trzy spotkania. W ramach rozgrywek w grupie F, siły mierzyły Słowacja i Nowa Zelandia. W "grupie śmierci" (G) natomiast, Portugalia podejmowała Wybrzeże Kości Słoniowej, a Brazylia zmierzyła się z Koreą Północną.

Mundialowy debiut Słowaków przypadł na konfrontację z Nową Zelandią. Nasi południowi sąsiedzi wybiegli na murawę stadionu w Rustenburgu nieco stremowani i pierwsze minuty to niespodziewana dominacja piłkarzy z Oceanii. "Repre" z czasem osiągnęli optyczną przewagę, jednak nie miała to większego wpływu na przebieg zawodów. Podopieczni Wladimira Weissa nie kwapili się do skomasowanego atakowania bramki rywali. Jan Mucha - podczas pierwszych 45 minut - mógł natomiast uciec myślami do Liverpoolu i rozgrywać w głowie pierwsze wirtualne mecze Premier League. Stricte piłkarskiej mizerii ciąg dalszy.

Po przerwie, na którą Tomasz Jasina zalecał Słowakom płomienną mobilizującą mowę selekcjonera Weissa, wreszcie coś drgnęło. W 50. minucie Robert Vittek wykorzystał dośrodkowanie Stanislava Sestaka i głową pokonał Marka Pastona. Kontrowersją pozostaje kwestia pozycji spalonej, którą w momencie podania zajmował strzelec bramki. Pierwsza sędziowska wtopa stała się faktem. Po tym zdarzeniu, Słowacja wróciła do "swojej" gry. Asekurancko, kunktatorsko i w ogóle do bani - tak prezentowali się jedni z eliminacyjnych pogromców Polaków.

Za wybitnie minimalistyczne podejście Słowacy zostali należycie skarceni. Ostatnia - już 93. - minuta spotkania przyniosła gola dla Nowej Zelandii. Prawy defensor "All Whites", Winston Reid dał wyrównanie precyzyjnym strzałem głową. Mucha bez szans. Tim Howard również. - Ten remis to nasza sportowa tragedia - rzekł po końcowym gwizdku Weiss senior. Cóż, inaczej się nie da, jeżeli większe niż minimalne chęci do gry wykazuje tylko Weiss junior, a Zabavnik bawi co najwyżej nieporadnością.

Frapująco zapowiadał się bój Portugalii z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Jeżeli jednak w RPA coś wygląda w miarę interesująco zawczasu, rzeczywistość razi obrazem skrajnie odmiennym. Pierwsza połowa się odbyła. Raz potężnie uderzył Cristiano Ronaldo (w słupek), po drugiej stronie boiska szalał Gervinho. Kropka.

Iworyjczycy byli w drugiej połowie - w pierwszej zresztą też - stroną aktywniejszą. Portugalczycy strzelali fatalnie i niecelnie. I rzadko. Jakiekolwiek emocje przyniosła dopiero końcówka. Przycisnęło Wybrzeże, robiąc dużo czczego szumu w "szesnastce" Eduardo, lecz bez przełożenia na faktyczne sytuacje podbramkowe. Kropka.

Brazylijczycy, których na potencjalnych mistrzów sygnuje przede wszystkim ukochany przez Dariusza Szpakowskiego Castrol Index, do 55. minuty niemiłosiernie męczyli się z Koreą Północną. "Canarinhos" grali statycznie, schematycznie i bez polotu. Wybijała się natomiast ogromna ambicja Koreańczyków - co zrozumiałe - stojących na niemal z góry przegranej pozycji. Rywale Brazylii dawali z siebie maksimum, momentami poczynali sobie na tyle odważnie, że zawodnikom Dungi powinno być zwyczajnie wstyd. Wola walki stanowiła czynnik, który podświadomie kusił, aby za przybyłych zza Czerwonej Kurtyny trzymać kciuki.

Strzelanie rozpoczął Maicon, który z piekielnie ostrego konta, silnym uderzeniem pokonał Myong-Guk Ri. W tej sytuacji golkiper koreański szykował się już do wyłapania dośrodkowania, zapominając o bramkarskim credo, tj. pilnowaniu krótkiego rogu. Eh, te wuwuzele tylko namieszają we łbie. W 71. minucie podwyższył Elano, wykorzystując znakomite prostopadłe podanie od Robinho. Brazylijczycy zaczęli grać swobodniej, kilkakrotnie prezentując akcje finezyjne, przeprowadzane na pełnej szybkości i z klepki zarazem. Gdy wydawało się, że w rytmie tej dosyć powolnej samby dotrwają do końca spotkania, Ji Yun-Nam wpadł w pole karne Julio Cesara i pokonał bramkarza Interu Mediolan środkiem najprostszym - bombą wprost przed siebie. Na nerwową końcówkę zabrakło czasu, bowiem Koreańczykom na ewentualne wyrównanie pozostały dwie minuty regulaminowe plus dwie doliczone. Brazylia wygrywa, ale więcej powodów do radości mogą mieć chyba ich przeciwnicy.

Wydarzenie dnia: Postawa "kopciuszków", papierowych outsiderów. Najpierw Nowa Zelandia zagrała niezwykle konsekwentnie, do samego końca i do znudzenia bazując na tym, w czym jest najlepsza. Wytrwałe wrzucanie piłek pod bramkę Słowaków przyniosło wymarzony efekt. Nie oszukujmy, "All Whites" to raczej piłkarscy rzemieślnicy po kiepskiej zawodówce, ale za to z nieopisaną motywacją w dążeniu do pozornie błahych celów, dla nich jednak - z pogranicza marzeń. Podobnie Koreańczycy z Północy, którzy stanęli na przeciwko swych futbolowych herosów. Odstawali piłkarsko i fizycznie, fakt, ale podjęli rękawice i dawali z siebie dosłownie wszystko. Właśnie w ten sposób, przeciwnie do przesadnej zachowawczości ocierającej się o zwykłe lenistwo, winno się grać na mundialu. Takie zespoły kibice chcą oglądać.
Więcej na temat: Mistrzostwa Świata

Zobacz również

Zobacz ostatnie transfery Gwiazda ŁKS-u zostanie w Ekstraklasie?! Kontrowersyjny transfer na radarze Ansu Fati z szokującym transferem?! Tego chce FC Barcelona Transfery - Relacja na żywo [30/04/2024] Gwiazdor Górnika Zabrze z letnim transferem?! „To mogą być jego ostatnie mecze u nas...” Bayern Monachium wybrał nowego trenera. Czas na kluczowe rozmowy Bayer Leverkusen z pierwszym poważnym ubytkiem na sezon 2024/2025? Piłkarz gotowy na hitowy transfer „To powinien być standard...”. Kamil Kuzera z pretensjami po meczu z Puszczą Niepołomice

Najnowsze informacje

Ekstra

Ekstra

Nasi autorzy