Doświadczony skrzydłowy związał się 10 października po raz piąty z macierzystym klubem i zamierzał w nim zakończyć swoją piłkarską karierę.
Z tego też powodu zgodził się na zawarcie z nim pięciomiesięcznej umowy za symboliczną pensję w wysokości 1500 reali brazylijskich, czyli niewiele ponad 1000 złotych.
36-latkowi nie będzie jednak dane w najbliższym czasie pojawić się na boisku w barwach Santosu, ponieważ podpisany przed kilkoma dniami kontrakt został zawieszony za porozumieniem obu stron w związku z naciskami ze strony sponsorów zespołów.
Spośród nich na drastyczny krok w postaci zerwania współpracy zdecydowała się firma Orthopride, która nie wyobrażała sobie, aby jej markę reprezentował Brazylijczyk skazany zaocznie we Włoszech na dziewięć lat więzienia za dokonanie zbiorowego gwałtu na kobiecie albańskiego pochodzenia w 2013 roku, kiedy to występował w Milanie.
Pozostali sponsorzy zagrozili tym samym, dlatego obie strony doszły do wniosku, że najkorzystniejszym rozwiązaniem obecnej sytuacji dla klubu będzie tymczasowe zawieszenie współpracy aż do momentu, w którym Robinho zostanie ewentualnie oczyszczony z postawionego mu zarzutu.
„Santos FC i Robinho informują, że za obopólną zgodą postanowili zawiesić ważność kontraktu podpisanego 10 października, aby zawodnik mógł skupić się wyłącznie na swojej obronie w procesie toczącym się we Włoszech” - czytamy w opublikowanym komunikacie.
Sam piłkarz odwołał się już jakiś czas temu od wyroku wydanego w 2017 roku i czeka na ponowne rozpatrzenie swojej sprawy, co może nastąpić w grudniu.
- Jeśli w jakikolwiek sposób mógłbym zaszkodzić zespołowi, to lepiej, abym w tym momencie skoncentrował się tylko na swoich osobistych sprawach. Chciałbym udowodnić swoją niewinność - powiedział były gracz między innymi Realu Madryt, Manchesteru City, Guangzhou Evergrande, Atlético Mineiro, Sivassporu czy İstanbulu Başakşehir.
100-krotny reprezentant „Canarinhos” rozegrał do tej pory łącznie 72 spotkania dla Santosu, w których strzelił 35 goli.