Ostatnia edycja Ligi Mistrzów w starym formacie rozpoczęła się na dobre. Niewiele brakowało, a Real Madryt na starcie zgubiłby pierwsze punkty. Na Santiago Bernabéu wymęczył zwycięstwo z absolutnym debiutantem rozgrywek, Unionem Berlin.
Jedyne kluczowe trafienie na wagę wygranej w doliczonym czasie gry drugiej połowy posłał niezawodny na starcie Jude Bellingham, wykorzystując zamieszanie w polu karnym.
Dzień wcześniej Manchester City, obrońca tytułu, też zmagał się z małymi kłopotami, ale ostatecznie pokonał Crvenę zvezdę 3:1.
W świetle rozpoczęcia zmagań o najcenniejsze trofeum na Starym Kontynencie Ancelotti zapytany przez jednego z dziennikarzy o największego faworyta turnieju wskazał właśnie „Obywateli”.
Takiego poglądu nie podziela jeden z jego podopiecznych. Aurélien Tchouaméni zażartował w mix-zonie, że musi przekonać szkoleniowca do zmiany zdania.
– Naprawdę tak trener powiedział? Muszę z nim to przedyskutować – zaśmiał się były gracz AS Monaco.
– Słuchajcie, Real zdobył w historii 14 Pucharów Europy. Nie mogę powiedzieć, że jesteśmy faworytami, ale jeśli przychodzi zastanowić się nad tym, kto może wygrać te rozgrywki, pierwszy na myśl przychodzi właśnie Real Madryt.
– Jeśli ludzie wymieniają głównie Manchester City, nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Musimy skupić się na naszej pracy, wygrywać mecze i w końcu dążyć do końcowego triumfu – podsumował 23-latek.
Gracz zabezpieczający środek pola wystąpił dotąd we wszystkich sześciu spotkaniach, przyczyniając się do serii zwycięstw. Czterokrotnie kończył zawody przed czasem.