Nie będziemy tutaj kwestionować umiejętności Guerriera - od tego jesteśmy dalecy, bo widzieliśmy jedynie fragmenty jego występów i nie chcemy wydawać pochopnych osądów. O jego potencjale jednak najlepiej świadczy to, że podpisał kontrakt z Wislą, a nie z Barceloną (która podobno też była nim zainteresowana - swoją drogą to jedna z najgłupszych plotek, z jakimi zetknęliśmy się tego lata) czy jakimkolwiek innym bogatszym i bardziej renomowanym klubem, a dotąd występował tylko w lidze Haiti. Najlepsi z jego reprezentacji zdążyli już jednak zakotwiczyć w Rosji, Francji, czy choćby w Stanach Zjednoczonych.
Nie o tym jednak chcemy napisać. Chodzi nam o zupełnie inną sprawę. Kilka dni temu trener Wisły, Franciszek Smuda głośno zastanawiał się nad tym, czy klub powinien w ogóle płacić Osmanowi Chavezowi, skoro ten co i rusz wyjeżdża na mecze reprezentacji Hondurasu. Już wtedy zapaliła nam się czerwona lampka w sprawie angażu Guerriera. No bo skoro w Wiśle tak się narzeka na powołania dla Chaveza, to nikt nie zorientował się, że reprezentant Haiti, Guerrier, występuje w tej samej strefie CONCACAF i że powołania będzie otrzymywał mniej więcej z podobną częstotliwością, co Chavez?
Nie chcemy niczego na zapas wyrokować, jednak nie zdziwimy się, jeśli za kilka miesięcy zapytany o Guerriera, Smuda wypali w swoim stylu: "zastanawiam się, dlaczego klub płaci temu zawodnikowi, skoro jest on na usługach związku piłkarskiego Haiti".