ANALIZA TAKTYCZNA: Kontrataki Jagiellonii i falstart Legii
2015-02-17 01:06:40; Aktualizacja: 9 lat temuW pierwszym tegorocznym spotkaniu T-Mobile Ekstraklasy, Legia Warszawa uległa na własnym boisku Jagiellonii Białystok 1:3. Dla gospodarzy bramkę zdobył Helio Pinto, dla gości natomiast trafiali Maciej Gajos (dwukrotnie) oraz Patryk Tuszyński.
SKŁADY I USTAWIENIA
Henning Berg na mecz z Jagiellonią wybrał ustawienie 1-4-2-3-1. Co istotne, przed czwartkowym spotkaniem 1/16 Ligi Europy z Ajaksem Amsterdam szkoleniowiec gospodarzy dał odpocząć zdecydowanej większości swych podstawowych zawodników, wobec czego skład mistrzów Polski był daleki od optymalnego. W bramce Malarz. Linia obrony to Brzyski, Astiz, Lewczuk i Bereszyński, przed nimi zaś duet defensywnych pomocników Pinto-Jodłowiec. Na skrzydłach trzymający się linii bocznych Ryczkowski z Koseckim. Na „10” Szwoch, ustawiony z plecami najbardziej wysuniętego – choć często cofającego się do drugiej linii i schodzącego do lewego skrzydła – Sa.
Z kolei Michał Probierz – za wyjątkiem kontuzjowanego Barana i odsuniętego od składu najlepszego strzelca Ekstraklasy, Piątkowskiego – wystawił przy Łazienkowskiej swój najsilniejszy zespół. Nominalnie, trener Jagiellonii zdecydował się na identyczne ustawienie co jego vis-a-vis, czyli 1-4-2-3-1. W bramce Drągowski. Formacja defensywna: Wasiluk, Tarasovs, Madera i Modelski. Pozycję defensywnych pomocników zajęli Pazdan i Grzyb. Tercet ofensywnych pomocników tworzyli Frankowski, Gajos i Dzalamidze, przy czym ten ostatni, choć ustawiony na prawym skrzydle, schodził do środka, by tam – już w strefie ataku – rozgrywać piłkę. Jedynym napastnikiem drużyny z Białegostoku był w niedzielę Tuszyński.
Źródło: Ekstrastats
OBRAZ I PRZEBIEG MECZU
W trakcie meczu zarysował się dosyć wyraźny podział ról – stroną bardziej proaktywną, mającą inicjatywę i przewagę w posiadaniu piłki, była Legia (ogółem 60% do 40% czasu gry, per Ekstrastats). Gospodarze próbowali przedostawać się pod bramkę Jagiellonii i tworzyć tam sytuacje strzeleckie poprzez atak pozycyjny. Goście natomiast byli nastawieni raczej reaktywnie, a taktyka obrana przez Probierza zakładała wyprowadzanie szybkich kontrataków po odbiorze futbolówki. Oczywiście, Jagiellonia również miała fragmenty, w których rozgrywała atak pozycyjny na połowie Legii, jednak raczej nie kreowała w ten sposób sytuacji bramkowych; te ostatnie miały przynieść właśnie kontrataki.
Jagiellonia w fazie obrony przechodziła z ustawienia 1-4-2-3-1 do, przede wszystkim, 1-4-1-4-1. Gajos zajmował miejsce obok Grzyba, natomiast za ich plecami operował asekurujący pomocników Pazdan. Środek pola Jagiellonii ustawiony był zatem w konfiguracji 1-2 (tzw. V). Goście jednak dostosowywali swoje ustawienie w fazie obrony do sytuacji na boisku, broniąc także w ustawieniach 1-4-5(4-1)-1 oraz w wyjściowym 1-4-2-3-1. W pierwszym przypadku, skrzydłowi operowali w linii z ustawionymi w poziomie Pazdanem i Grzybem (swoistym piwotem był Gajos), w drugim natomiast Pazdan i Grzyb ustawiali się wyraźnie głębiej w stosunku do ofensywnych pomocników.
Wymaga odnotowania, że pomimo przyjęcia taktyki gry z kontrataku, Jagiellonia nie cofnęła się głęboko, pod własne pole karne. To bowiem umożliwiłoby Legii podejście znacznie wyżej na połowę rywala i w rezultacie – przynajmniej w teorii – skutkowałoby większym zagrożeniem dla bramki Drągowskiego (rzecz jasna, mówimy tutaj o teorii i prostej zależności, tj. mniejsza odległość od bramki => większe szanse na stworzenie pod nią zagrożenia). Blok obronny ustawiony był następująco: (i) najbardziej wysunięty Tuszyński doskakiwał do rywali między 50 a 60 metrem boiska, (ii) znajdujący się za nim Frankowski, Gajos, Dzalamidze i ewentualnie Grzyb atakowali zawodników Legii, gdy ci choćby zbliżyli się do linii środkowej; Jagiellonia stosowała zatem na Łazienkowskiej tzw. średni pressing (napastnik i pomocnicy, zwłaszcza boczni, szybko zamykali swoich przeciwników, uniemożliwiając wprowadzenie piłki na połowę gości i zmuszając Legią do wycofania piłki), (iii) za plecami wspomnianej czwórki, asekurując ją, ustawiony był Pazdan, ewentualnie z poziomie z Grzybem.
Jagiellonia w fazie obrony, w ustawieniu 1-4-1-4-1. Przy piłce, w pobliżu linii środkowej, znajduje się Pinto. Do Portugalczyka już doskakuje Grzyb.
Tym razem „Jaga” w ustawienu 1-4-5(4-1)-1. W linii z Pazdanem i Grzybem znajdują się Frankowski i Dzalamidze, natomiast Gajos jest nieco, aczkolwiek wyraźnie, wysunięty przed formację pomocy.
Raz jeszcze Jagiellonia w fazie obrony, w ustawieniu 1-4-4-1-1, z już bardziej wysuniętym Gajosem.
Tym razem Jagiellonia w ustawieniu wyjściowym 1-4-2-3-1 także w fazie obrony.
Jak wspomniano wyżej, w przekroju całego spotkania zespołem proaktywnym i prowadzącym grę była Legia. Jednak pierwsze 11 minut spotkania, po których Gajos fantastycznym strzałem dał prowadzenie Jagiellonii, wyglądały inaczej. Goście podchodzili w fazie obrony jeszcze wyżej, z kolei w fazie ataku nie ograniczali się do kontrataków, chętnie przechodząc do ataku pozycyjnego i rozgrywając futbolówkę na połowie Legii. Podopieczni Probierza mieli w tym fragmencie meczu tzw. przewagę optyczną.
Co istotne, otwierającą wynik bramkę przyniósł gościom właśnie atak pozycyjny. Uderzenie Gajosa poprzedziła wymiana 11 podań – gra została przeniesiona z lewego na prawe skrzydło, następnie futbolówkę wycofano do linii obrony, by następnie trzema zagraniami przez środek przedostać się w okolice 25 metra przed bramką Malarza, skąd Gajos oddał strzał. Ale po kolei: Tarasovs do Grzyba, ten przyjęciem gubi Pinto – który wyskoczył doń ze swojej strefy, w której powstała nieuzupełniona przez nikogo luka – i zagrywa do Tuszyńskiego, który to z kolei cofnął się z pierwszej linii właśnie w strefę opuszczoną przez Pinto; za napastnikiem gości wychodzi Lewczuk, ponieważ nie ma przy nim Pinto (Jodłowiec uzupełni lukę w środku obrony po tym, jak Tuszyński zagra do Gajosa); brak Pinto oraz asekuracji jego strefy powoduje, że Tuszyński z łatwością zagrywa do niekrytego (!) Gajosa; ten zaś znajduje się między liniami obrony i pomocy Legii, korzystając z braku w tym sektorze jednego z dwóch defensywnych pomocników.
To, że Jagiellonia w fazie obrony nie wycofała się tuż przed własne pole karne, było podyktowane nie tylko względami defensywnymi. Stosując średni pressing, goście starali się odebrać piłkę możliwie blisko środka boiska i z tej strefy wyprowadzić kontratak. Co oczywiste, im bliżej bramki rywala następuje odbiór, tym łatwiej o skuteczny kontratak.
Jagiellonia była w fazie obrony, po pierwsze, bardzo dobrze zorganizowana i zdyscyplinowana taktycznie. Po drugie, gracze z Białegostoku znakomicie radzili sobie w odbiorze, wygrywając większość pojedynków. Ogółem, goście zanotowali 35 odbiorów (3 w strefie ataku i po 16 w strefach środkowej i obronnej, per Ekstrastats), a najlepszy w tym elemencie byli Grzyb (7), Frankowski oraz Pazdan (po 5).
Legia miała do przerwy spory problem ze sforsowaniem bloku obronnego oraz ze stwarzaniem sytuacji bramkowych. Pierwsze trudności w fazie ataku pojawiały się już przy próbie wprowadzenia piłki na połowę Jagiellonii, ponieważ w okolicach linii środkowej na gospodarzy agresywnie pressowali Tuszyński, trójka Frankowski-Gajos-Dzalamidze, a także wychodzący wyżej Grzyb lub Pazdan. W środku Jagiellonia miała zatem trzech graczy (Tuszyński, Gajos + ktoś z dwójki Pazdan-Grzyb) przeciwko dwóm (Pinto, Jodłowiec); z na flankach skrzydłowi brali aktywny udział w fazie obrony, starając się zamykać ustawionych w okolicach linii środkowej bocznych obrońców Legii.
Astiz zagrywa do Jodłowca, który nie ma nawet czasu na przyjęcie piłki, bowiem momentalnie doskakuje do niego Pazdan. Gdy futbolówka ostatecznie trafi do Brzyskiego, do lewego obrońcy Legii doskoczy Dzalamidze.
Dalej, gdy już udało się wprowadzić piłkę na połowę Jagiellonii, Legia miała trudności z jej rozegraniem w strefie ataku. Mogło to się wydawać po części zastanawiające, ponieważ w bloku obronnym Jagiellonii – pomimo niewątpliwie wysokiego poziomu jego organizacji i dyscypliny taktycznej – nierzadko tworzyła się luka za plecami Pazdana. Tego jednak Legia nie zdołała wykorzystać, choć parokrotnie gospodarze wprowadzali futbolówkę do tej strefy (m.in. strzały w trybuny oraz w słupek Sa). Legii brakowało kogoś, kto operowałby między 20 a 30 metrem od bramki Jagiellonii i wziął na siebie odpowiedzialność za otwierające/kluczowe/ostatnie podanie. Była to zapewne przyczyna tego, że pozbawiony podań Sa grał cofał się do tej strefy i sam próbował tworzyć sobie sytuacje strzeleckie. Skoro jednak Portugalczyk brał się za rozegranie, brakowało go w pierwszej linii.
Na powyższym ujęciu widać lukę pomiędzy formacjami obronną i pomocy Jagiellonii. Innymi słowy, odległość pomiędzy Pazdanem – tj. najniżej operującym pomocnikiem – a środkowymi obrońcami jest zbyt duża. Przyczyna? Z jednej strony Jagiellonia, o czym była mowa wcześniej, nie cofnęła się zbyt głęboko, by nie dać się zepchnąć Legii do skomasowanej defensywy i zamknąć w hokejowym zamku na 30 metrach; co więcej, większą skuteczność kontrataków miały zapewnić odbiory możliwie blisko bramki Legii; goście bronili więc już w rejonie środka boiska. Z drugiej strony jednak, Probierz nie zdecydował się na grę wysoko ustawioną linią obrony (szybcy Sa i Kosecki, wysocy i wolniejsi Wasiluk, Tarasovs i Madera). W rezultacie, w bloku obronnym Jagiellonii wytworzyła się luka pomiędzy podchodzącymi wysoko pomocnikami a obrońcami. Musimy bowiem pamiętać, że choć Pazdan ustawiony był na „6”, to jednak nie trzymał większej głębi nie okupował strefy przed środkowymi obrońcami. Efekt? Niedostateczne zabezpieczenie tej strefy i powstała luka.
Problem pojawiał się zwłaszcza we wstępnym stadium fazy ataku Legii, choć luka utrzymywała się również w kolejnych stadiach. To samo dotyczyło sytuacji, gdy Legia szybko wprowadzała piłkę do strefy ataku.
Legii nie było również łatwo kreować sytuacje skrzydłami, a jeżeli już to następowało, to prawą flanką, po której biegał Kosecki. Ryczkowski był w fazie ataku bezproduktywny. Jagiellonia jednak dobrze zabezpieczała boki – skrzydłowi wracali za Brzyskim i Bereszyńskim, a w dodatku na asekurację schodzili odpowiednio Tarasovs i Madera, tak aby skrzydłowy Legii nie miał otwartej drogi do bramki.
Kolorowo nie było również w fazie obrony. Gajos miał tam zbyt dużo swobody, przez co Jagiellonia już przed przerwą groźne kontrowała. Przykłady? Analizowana bramka na 1:0 i sytuacja, po której Astiz faulował Tuszyńskiego w polu karnym.
Tym razem to Jodlowiec, zupełnie bez potrzeby wyszedł ze swojej strefy. Niezależnie od tego, obaj defensywni pomocnicy ustawieni są dosyć wysoko i w rezultacie nikt nie zabezpiecza strefy przed środkowymi obrońcami (jak czyni to choćby Vrdoljak), gdzie są Gajos i niewidoczny na powyższym ujęciu Tuszyński. Pierwszy ma dość miejsca i czasu, by zagrać dokładne prostopadłe podanie za obrońców Legii. Tuszyński wygrywa walkę o piłkę z Astizem i zostaje przewrócony przez Hiszpana. Rzut karny dla gości.
Od początku drugiej połowy Berg postawił na Masłowskiego, który w przerwie zmienił Szwocha na „10”. Cel tej zmiany był jasny – poprawa jakości gry w ofensywie poprzez lepszą dystrybucję piłki w strefie ataku, tak aby nie musiał tego robić Sa. W pierwszych 45 minutach Legia miała tak naprawdę jedną, ewentualnie dwie dobre sytuacje bramkowe (o ile liczyć niecelne uderzenie Sa poprzedzone indywidualną akcją) i nie oddała celne strzału na bramkę Drągowskego (ogółem, 16 strzałów, w tym 2 celne, 9 niecelnych i 5 zablokowanych, per Ekstrastats).
Jagiellonia z kolei w drugiej połowie nadal dobrze broniła i – co wymaga podkreślenia – naprawdę znakomicie wyprowadzała kontrataki.
Legia z kolei nadal nie mogła sobie poradzić ze strefą między liniami obrony i pomocy – pomimo, nominalnie, dwóch defensywnych pomocników. Nie tylko bowiem powstawała tam luka, ale Jagiellonia z łatwością wprowadzała tam piłkę.
Sytuacja, po której Tuszyński podwyższy na 2:0. Madera odbiera piłkę Sa i rozpoczyna kontratak. Jodłowiec zamiast przynajmniej utrzymać pozycję, ewentualnie cofnąć się, rusza w kierunku Madery, mimo że to samo robi już ustawiony wyżej Pinto. Jest jednak zbyt daleko, by doskoczyć do rywala zanim ten wykona podanie ( Pinto zaś po prostu za wolno się zbierał).
W rezultacie obaj defensywni pomocnicy znajdują się 1,5-2 metry od Madery, nie podejmują próby odbioru (nie są w stanie) i zostają wyeliminowani z akcji jednym, prostym podaniem. Obaj, odnotujmy, są ok. 30-40 metrów od bramki Jagiellonii. Środkowi obrońcy pozostawieni są bez asekuracji, a sytuacja nie jest beznadziejna jedynie dzięki temu, że do akcji ofensywnej nie włączył się Bereszyński. Ale...
Mimo to Legia traci bramkę. Zagrania z klepki Tuszyńskiego z Gajosem, podanie na wolne pole na prawej flance do Dzalamidze, Gruzin szybko prowadzi piłkę i wpada w pole karne. Frankowski z lewego skrzydła ścina na bliższy słupek zabierając ze sobą Lewczuka. Astiz schodzi na pozycję lewego obrońcy do Dzalamidze, łatając dziurę po Brzyskim (co powinien zrobić jeden z defensywnych pomocników), ten zaś nie wraca w lukę po Astizie (OK, mógł nie zdążyć). Wracający Jodłowiec ma z daleko, a poza tym musi uważać na schodzącego do lewego skrzydła Gajosa. Pinto ma oczywiście za daleko. O ile kluczowe okazały się błędy duetu Jodłowiec-Pinto – jeden z nich właściwym ustawieniem we wstępnej fazie akcji powinien ją istotnie utrudnić, a ponadto miałby mniejszą odległość do pokonania wracając – równie ważne było zawahanie Bereszyńskiego, który nie wiedział, czy utrzymać pozycję, czy doskoczyć do Tuszyńskiego. Ten moment pozwolił napastnikowi Jagiellonii przyjąć piłkę bez krycia i oddać celny strzał. 2:0.
Legia zatem nie wyciągnęła wniosków z tego, co Jagiellonia robiła już w pierwszej połowie, obnażając słabość gospodarzy w tym elemencie.
W 59’ minucie Berg wykorzystał limit zmian. Kucharczyk zmienił Ryczkowskiego, zajmując miejsce na lewym skrzydle, a Saganowski zastąpił Koseckiego. Legia przeszła na ustawienie 1-4-4-2. Masłowski po niespełna kwadransie przeniósł się z „10” na prawą flankę, starając się jednak schodzić stamtąd do środka, za napastników. Wyżej, de facto jako skrzydłowy, w strefie opuszczanej przez Masłowskiego, operował natomiast Bereszyński. Saganowski dołączył do Sa w pierwszej linii.
Jagiellonia tymczasem wyprowadzała kontrataki z jeszcze większą łatwością, wykorzystując coraz to bardziej ofensywne usposobienie Legii, większą liczbę zawodników zaangażowanych w fazę ataku oraz, oczywiście, problemy duetu Pinto-Jodłowiec z asekuracją strefy przed środkowymi obrońcami. Tylko brak dokładności Dzalamidze spowodował, że goście nie dołożyli kolejnych bramek i nie „zabili” meczu po nieco ponad godzinie. W nowym ustawieniu Legii, Pinto i Jodłowiec musieli grać wyżej, przez co Jagiellonii łatwiej było kontrować.
Berg zmuszony był jednak podjąć ryzyko, jeśli chciał, by jego drużyna wróciła do gry. Decyzja o wprowadzeniu Kucharczyka szybko okazała się trafną – to za jego sprawą Legia oddała pierwszy celny strzał, a niedługo później jego uderzenie minimalnie minęło lewy słupek bramki Drągowskiego. Kucharczyk był w strefie ataku aktywny, chętnie biorąc na siebie odpowiedzialność za grę ofensywną mistrzów Polski. Odpowiedzią Probierza było wprowadzenia Mackiewicza, który nieco ostudził zapał ofensywny Bereszyńskego i zmusił wychowanka Lecha Poznań do skupienia większej uwagi na fazie obrony. Jak wspomniano, zmiana ustawienia Legii pociągnęła za sobą podejście wyżej jednego z defensywnych pomocników – Masłowski nie przez cały czas poruszał się w środku – ryzyko jednak się opłaciło. To właśnie Pinto zdobył bramkę kontaktową. W tej samej akcji jednak wyszło również na Probierza, bowiem dynamiczny Mackiewicz zmusił Lewczuka do faulu, po którym obrońca Legii zobaczył drugą żółtą kartkę.
Pinto podłączył się do ataku Legii i w odpowiednim momencie znalazł się w kluczowej strefie, tj. pomiędzy obrońcami i pomocnikami Jagiellonii. Tam, gdzie – jak wskazywano wyżej – od początku meczu tworzyła się wolna przestrzeń.
Tyle tylko, że zaraz po golu Pinto Jagiellonia wypunktowała Legie dwoma kolejnymi kontratakami. Ten drugi okazał się rozstrzygający: strata Jodłowca, „dynamiczny” – choć tym razem właściwie ustawiony – Pinto, odbiór Dzalamidze, znakomite podanie do Mackiewicza, równie dobre dośrodkowanie tego ostatniego i wszystko kwituje, nieco szczęśliwie, Gajos. 3:1, game over.
PODSUMOWANIE
Ze względu na skład wystawiony w niedzielę przez Berga, trudno mówić o próbie generalnej przed Ajaksem. Trafnie podsumował to Bogusław Leśnodorski.
Legia zagrała doprawdy słabo – miała problem z rozegraniem piłki w strefie ataku i tworzeniem okazji bramkowych, gdy zaś już zawodnicy gospodarzy znajdowali się w niezłych sytuacjach, to pudłowali (parokrotnie Sa, Kucharczyk, Saganowski). Choć statystyka strzałów prezentuje się okazale (16), to już liczba celnych uderzeń (2, do tego jednak słupek Sa) świadczy o jakości prób podejmowanych przez legionistów. W fazie obrony gospodarze z reguły nie mieli większego problemu z atakiem pozycyjnym Jagiellonii, natomiast nie byli w stanie sobie poradzić z kontratakami przyjezdnych. Zawiódł zwłaszcza duet Pinto-Jodłowiec, który nie potrafił zabezpieczyć strefy przed środkowymi obrońcami, co tylko ułatwiło rywalom grę z kontry.
Co do Jagiellonii, drużyna Michała Probierza zaprezentowała przy Łazienkowskiej zorganizowaną, zdyscyplinowaną i skuteczną grę w defensywie, nawet pomimo tworzącej się zbyt często luki za plecami defensywnych pomocników; w istotnym stopniu gra gości w destrukcji utrudniła Legii poczynania w fazie ataku i przełożyła się na problemy gospodarzy z kreowaniem sytuacji strzeleckich (w tym m.in. 5 zablokowanych strzałów). Jeszcze lepiej Jagiellonia spisała w się w fazie ataku, a precyzując – w kontrataku. Akcje konstruowane przez kwartet Frankowski(Mackiewicz)-Gajos-Dzalamidze-Tuszyński stanowiły źródło nieustannego zagrożenia dla całej defensywy Legii i okazały się kluczowe dla losów meczu, przesądzając o zwycięstwie gości.
MATEUSZ JAWORSKI