Andrija Živković. Oskarżony o śmierć klubu
2017-06-11 16:33:47; Aktualizacja: 7 lat temuPini Zahavi, Apollon Limassol, Zvezdan Terzić i Partizan Belgrad. Gdzie poszukiwać wspólnego mianownika? W third-party ownership.
Przepraszam Andrija, ale jesteś jedynie pretekstem do opowiedzenia historii o procederze, który aż po dziś dzień zbiera na Bałkanach potężne żniwo. Wylęgarnia talentów jest natomiast idealną przykrywką dla nierozerwalnej siatki, która trzyma w ryzach cały serbski futbol.
Świński pęcherz
„Nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje. Wyobraź sobie chłopaka w podstawówce, który nagle dowiaduje się, że zgłosił się po niego sam, wielki Partizan. Przecież wcześniej widywałem ich tylko w czarno-białej telewizji i nagle… miałem się stać częścią czegoś tak potężnego? Zarówno surrealistyczne jak i piękne.” (ekapija.com)Popularne
Kibicował im od dziecka i w jednej chwili jego życie stanęło na głowie. Spełnienie najskrytszych marzeń? Można było odnieść takie wrażenie, chociaż początki nie należały do najprostszych. „Do Belgradu przeniosłem się dopiero półtora roku temu (w 2011 roku, przyp. red.), wcześniej kursowałem na linii Niš-Belgrad-Niš i zmagałem się z tzw. kosztami podróży. Rodzice byli dla mnie ogromnym wsparciem i to właśnie z nimi przeniosłem się do stolicy po zakończeniu tamtego etapu edukacji”, opowiadał w długim wywiadzie dla ekapija.com. Trud się opłacił.
(źródło: sport.blic.rs)
Andrija nie potrzebował piłkarskiej szczepionki. Urodził się z miłością do futbolu. Zapytany o to, kiedy zaczęła się jego wielka przygoda bez wahania odpowiedział, że… zaraz po urodzinach czekały na niego łóżko i świński pęcherz. Nic więc dziwnego, że zaczął pielęgnować uczucie już w wieku 3 lat. Jego pierwszy trener, jeszcze z czasów w FK Konstantin Niš, Dobrivoje Djurdjevic Kobe, nie szczędził ciepłych słów w rozmowie z sport.blic.rs: „Od maleńkiego widać było, że ma ogromny talent. Zawsze grał z chłopakami starszymi od niego o 3 lata. Chłonął wszystko co mówiłem i… uciszał pozostałe dzieci słowami, uspokójcie się i słuchajcie trenera! Był bardzo spokojny. Może właśnie dzięki temu zawsze wyglądał tak, jakby wyprzedzał swój rocznik o co najmniej dwa kroki. Takiej dyscypliny nie widziałem u starszych dzieci. Wszystko, co trzeba było zrobić, on robił jako pierwszy. Nieważne, że był najmłodszy w drużynie: on motywował kolegów. Prosił ich, żeby grali wyżej, był głównym inicjatorem akcji”.
Andrija trenował całymi dniami. Wyróżniał się na tle pozostałych dzieciaków. „Tak właściwie to opanował podstawy bez jakiegoś specjalnego treningu. Wyssał futbol z mlekiem matki. Jest niesamowicie utalentowany. Nigdy nie przeszkadzało mu, że był najniższy, najmłodszy.”, kontynuował Kobe.
Nie były to puste słowa. 17-letni Zivković w jednej chwili stał się jednym z najsłynniejszych serbskich zawodników młodego pokolenia. Najpierw mając 17 lat i 92 dni zapisał się na kartach historii Orłów stając się najmłodszym debiutantem. Selekcjoner Sinisa Mihajlović wpuścił go na boisko w 60. minucie towarzyskiego meczu z Japonią. Jego dobra postawa nie umknęła trenerowi Partizana. Andrija doczekał się debiutu w pierwszej drużynie zaledwie 5 miesięcy po symbolicznym meczu kadry. Zwieńczeniem dobrego roku była opaska kapitańska, którą otrzymał, gdy po przeciwnej stronie barykady stanął Radnički Niš. Miał 17 lat, 7 miesięcy i 18 dni.
„Ten chłopak będzie wielkim piłkarzem”, miał powiedzieć trener kadry po obiecującym meczu Zivkovicia. Zresztą, nie on jeden nie szczędził pochwał. Zoran Milinković był pod wrażeniem indywidualnych umiejętności pomocnika: „W dryblingu nie ma sobie równych, a do tego dysponuje mocnym uderzeniem. Jest nieprzewidywalny, rywal ma ogromne problemy, żeby odczytać jego zamiaru. Ma wszystko, czego wymaga się od nowoczesnego piłkarza”, pojawiło się na spherasports.com. Koledzy z drużyny również doceniali umiejętności młodego gracza. Stefan Babović porównał go do Robbena, chociaż na pierwszy rzut oka bardziej przypominał mu Messiego: „Drybling, prowadzenie piłki, pokazanie się w tempo do gry – technicznie prezentuje się idealnie”. Kariera nabierała tempa. Młodzieżowa reprezentacja po raz pierwszy od ogłoszenia niepodległości, dostała się na Mistrzostwa Świata U20 w Nowej Zelandii. Outsider turnieju stał się jego czarnym koniem i sensacyjnie pokonał Brazylię w finale.
Veljko Paunović doprowadził swoich podopiecznych do finału, w którym zmierzyli się z Brazylią. I zwyciężyli. Gol Maksimovicia ze 118. minuty doprowadził do potężnego wybuchu radości. (instagram.com/ @zivkovic17)
Zivković walnie przyczynił się do sukcesu młodzieżówki. Najpierw były nerwy ze stali w ćwierćfinale, gdy sprawnie zamienił jedenastkę na bramkę w konkursie rzutów karnych, a Serbowie pokonali Stany Zjednoczone, następnie na wyższym szczeblu rozgrywek otworzył wynik w spotkaniu z Mali (zwycięstwo po dogrywce), a zwieńczeniem było podanie otwierające przy pierwszym golu w finale i asysta przy złotym, mistrzowskim trafieniu.
Wielki sukces reprezentacji Serbii przyćmił pierwszy zwiastun burzy. Ta sama zdolna młodzież zaledwie rok wcześniej zakwalifikowała się do półfinałów Mistrzostw Europy U-19. Zivković nie miał okazji uczestniczyć w jej wielkim sukcesie. Partizan ściągnął go z powrotem do kraju informując, że jest niezbędny w klubie, który w tym samym czasie walczył w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Pomocnik nie miał wyboru i zamiast historycznego meczu z Portugalią, przypadł mu Łudogorec w trzeciej rundzie zmagań.
Rozbój w biały dzień
Third-party ownership, czyli w dużym uproszczeniu, korzystanie z pomocy osób trzecich w finalizacji transferów piłkarskich. Trzy lata temu UEFA rozpoczęła walkę z kontrowersyjnym procederem, który zamienia piłkarzy w niewolników bez prawa głosu (większość umów podpisywana jest za plecami najbardziej zainteresowanych). Wciąż istnieją potężne luki w zaostrzonych przepisach.
Marko Grujić. 21-letni pomocnik, o którym przed sensacyjnym transferem do Liverpoolu nikt nie słyszał. Pojawił się znikąd i wiele wskazuje na to, że może tam wrócić nawet pomimo posiadania niekwestionowanego talentu. Jego ojciec początkowo nie zgodził się na transfer do Anglii. Marko nigdzie się nie wybiera! Mam jego paszport i nie pozwolę, żeby zniszczyli karierę mojego syna! Mówię o zarządzie (FK Crvena Zvezda). Wszystkim zależy tylko na pieniądzach, dlatego tak naciskają na transfer. Wydzwaniają do niego po 10 razy dziennie i ponaglają. W serbskiej prasie aż roi się od historii typu „numer Gerrarda już na niego czeka” albo „Klopp dzwonił do niego osobiście”. Miliony tu, miliony tam, opowiadał na łamach gazety Blic.
Zaraz potem miał wypadek – ktoś nagle wyjechał mu na czerwonym świetle. Goran Grujić trafił do szpitala, a jego syn podpisał kontrakt z Liverpoolem.
Luka Stojanović. 23-letni pomocnik, który zamienił Partizan na Sporting w 2012 roku. Mniej więcej w tym samym czasie na Guardianie pojawiła się historia tajemniczej siatki agencji, która miała być w rękach Mendesa i Abramowicza. Ponoć pod ich kontrolą były prawa aż 9 zawodników portugalskiej drużyny. Dziwnym trafem Stojanović przeniósł się do Apollonu Limassol (przykład przy wsparciu futbolgrad.com)
I wreszcie, Andrija Zivković, którego historia wydaje się być najbardziej zagmatwaną, a jednocześnie ujawniającą najwięcej faktów.
Zvezdan Terzić kontratakuje
Utalentowany pomocnik został odsunięty od treningów z Partizanem i natychmiast przesunięty do Teleoptika Belgrad po tym, jak odrzucił propozycję nowego kontraktu. Takie kary nie są niczym nowym w świecie futbolu i chociaż wielu podjęło próbę walki o prawa młodych zawodników, to na chwilę obecną trudno o jakieś wielkie efekty. Okazuje się jednak, że ta cała historia jest znacznie bardziej złożona niż mogłoby się wydawać.
Sierpień, 2014 roku. Partizan negocjuje nową umowę z Zivkoviciem. W tym czasie posiada 100% federacyjnych praw i 75% ekonomicznych. Pozostałe 15% pozostaje w posiadaniu ojca, a 10% agenta. Jednocześnie Dragan Djurić zostawił klub z długiem w wysokości 13/15 milionów euro.
Partizan decyduje się więc na sprzedanie 50% praw ekonomicznych Apollonowi (pozostaje mu 25%) i obie strony zgadzają się, że na chwilę obecną Zivković ma pozostać graczem belgradzkiej ekipy. Cypryjski klub odpowiada za transfer pomocnika. W efekcie, Partizan otrzymuje 1,2 mln euro w dwóch ratach (900 tys. i 300 tys.) oraz jest uprawniony do otrzymania dodatkowej sumy równej 10% od zysku Apollonu od kwoty powyżej 4 mln euro (tzw. wynagrodzenie za przeniesienie praw do zawodnika). Żeby tego było mało, Cypryjczycy są w tak uprzywilejowanej sytuacji, że mogą wykupić 100% federacyjnych praw i pozostałe 25% ekonomicznych do 20.08.2015 (jako transfer definitywny do Apollonu). Krótko mówiąc: Partizan musi znaleźć Zivkoviciowi nowy klub do zamknięcia zimowego okienka transferowego. Jeśli nie, spotka ich kara finansowa. Czyli teoretycznie, osoba odpowiedzialna za transfer mogłaby namówić inny klub do złożenia oferty opiewającej na powiedzmy 20 milionów euro. Gdyby nie doszedł do skutku, Partizan musiałby zapłacić Apollonowi połowę od tej kwoty. Dodatkowo, serbscy włodarze tak bardzo zakopali się w swoich umowach, że w sierpniu 2013 r. sprzedali 15% praw ekonomicznych szwajcarskiej agencji (Dony Management AG). A to oznacza, że w ogólnym rozrachunku, na czysto zarobiliby 5% od kwoty potencjalnego transferu Zivkovicia.
Tym samym odmowa ze strony zawodnika spotkała się z napadem wściekłości zarządu. Młody piłkarz wylądował w Teleoptiku, a po usłyszeniu wyroku nie mógł powstrzymać łez. Wszystkie umowy zostały podpisane bez jego i jego ojca wiedzy.
Okazuje się, że za tym wszystkim stoi jedna osoba z siatką powiązań. Pini Zahavi. Po raz pierwszy jego imperium zostało opisane na łamach rumuńskiego ProSport.
Ten superagent jest jednym z lepszych w swoim fachu. Ponoć to właśnie on miał zorganizować Abramowiczowi wizytę na obiektach Manchesteru United, a następnie namówić go na kupno Chelsea. Pomogły mu kontakty z lat 90., gdy wykorzystywał swoje żydowskie korzenie do wniknięcia do świata rosyjskich oligarchów tego samego wyznania. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło, a mostem-łącznikiem całego imperium Zahaviego stał się właśnie Apollon Limassol. Nie jest to jedyny klub, który zawarł z nim tajemnicze umowy. Kolejna na liście jest Benfica, do której najpierw w 2012 roku z Partizana został sprzedany Lazar Marković (tylko po to, żeby przejść do Liverpoolu za 25 milionów euro), a następnym ważnym punktem w historii stała się sprzedaż Zivkovicia za 5 mln euro. Oczywiście portugalski klub wydał oficjalne oświadczenie, w którym wyparł się prowadzenia jakichkolwiek negocjacji z najbliższymi i agentem piłkarza. Przykład Grujicia jest również bardzo istotny, bowiem wskazuje na bezpośrednie koneksje Zahaviego z Zvezdanem Terziciem. Okazuje się bowiem, że ówczesny prezes Red Star Belgrad zaoferował mu młodego gracza. Trudno w tym momencie wskazać jakieś konkretne liczby, ale szacuje się, że Zahavi zarobił w ciągu ostatniej dekady około 100 milionów euro na samych zawodnikach Partizana.
Superagent nie działa sam. Na rynku bałkańskim ma specjalnego pośrednika, Abdilgafara Ramadaniego (Fali/Falji, różnie na niego mówią), który posiada agencję LIAN Sports, a jego zaufanym pracownikiem jest Nikola Damjanac, były bramkarz Partizana, prywatnie… szwagier Zvezdana Terzicia.
Buntownicze nastawienie Zivkovicia nie umknęło serbskiej prasie, która zaczęła go stawiać w bardzo złym świetle. Partizan usiłował zrobić z siebie największego pokrzywdzonego, chociaż nie miał do tego podstaw. Według pewnych źródeł (m.in. futbolgrad.com) trener i niektórzy członkowie drużyny mieli znęcać się psychicznie nad młodym pomocnikiem, żeby zmusić go do podpisania nowej umowy.
Jedynym komentarzem Andriji na ostatnie wydarzenia było to zdjęcie z podpisem: „Nieważne co się stanie, Partizan pozostanie w moim sercu”. (instagram.com/ @zivkovic17)
Serbska prasa stojąca po stronie klubu usiłowała zdobyć jak najwięcej argumentów „za” haniebnym czynem Zivkovicia. Najpierw odwoływano się do zachowania ojca piłkarza, który został skrytykowany za ujawnienie szczegółów kontraktu i częste kontakty z prasą (o ironio), na co Zivković senior odpowiedział, że klubowe władze wysyłały mu listy z pogróżkami. „Zamierzamy wyjechać gdzieś bardzo, bardzo daleko. Nawet jesteśmy w stanie przyjąć obywatelstwo innego kraju. Mamy serdecznie dość Partizana i całego Serbskiego Związku Piłki Nożnej. Nie chcę już nigdy więcej wypowiadać się na ten temat. Mam tylko jedną wiadomość do wszystkich, którzy nam grozili: nie boję się was i jeśli podążycie za mną, odpowiem tym samym”, w sposób bardzo gwałtowny wyraził swoje zdanie na ten temat na łamach Kurira. Na tym wojna się nie zakończyła, na mondo.ba poszli o krok dalej, twierdząc, że Zivković zabił Partizan.
Okazało się bowiem, że serbski klub może paść od własnej broni – długi wobec byłych zawodników (m.in. dobrze znanego kibicom Lecha, Volkowa) opiewały na kwotę 6,8 mln euro. Jeśli doliczy się do tego zaległe 13/15 mln pozostałe po Djuriciu, sytuacja wyglądała dramatycznie. „Jednym z najgorszych jest Andrija Zivković. Utalentowany piłkarz obiecał, że pomoże Partizanowi i akademii, która go wychowała, a później odrzucił ofertę nowego kontraktu, zostawiając klub z niczym i jeszcze zaraz po podpisaniu umowy z Benfiką złożył pozew na 11 tys. euro”, czytamy na stronie.
Mediom nie udało się ani trochę wybielić klubu, który od dłuższego czasu zmaga się ze sprawami sądowymi wytoczonymi przez byłych piłkarzy. I nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek uległo zmianie czy to w Partizanie, czy w całej Serbii. Zivkoviciowi na chwilę udało się uciec od ciemnej przeszłości, ale okoliczności zawarcia umowy z Benfiką sprawiają, że jego sytuacja wciąż jest bardzo niepewna. W tym momencie stoi przed kolejną szansą na zaprezentowanie swoich umiejętności na dużym turnieju – a przecież już dwukrotnie udowodnił, że ma na nie patent.
ŹRÓDŁA: ekapija.com, sport.blic.rs, telegraf.rs, spherasports.com, fourfourtwo.com, futbolgrad.com (kompendium wiedzy o TPO i tłumaczenie fenomenu imperium Zahaviego), slbenfica.pt, mondo.ba.