Argentyńska Familia
2014-11-21 12:18:43; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Prawa do serialu „Rodzinka.pl” zostały sprzedane do Argentyny. Nabywcy licencji argumentowali to „zmieniającym się trendem na rynku TV, w którym to rodzina jest teraz najważniejsza”.
I pomimo faktu i pani prezes „musiała” to podpisać, a reżyser znaleźć jakiegoś Karolaka do roli. Postawiono na sprawdzony format - znajdźmy po prostu rodzinkę - i w ten oto sposób państwowa „TV Publica” odnalazła raj dla koneserów awantur, oazy bezpieczeństwa od lat 12 oraz pokładów humoru większego niż ropy naftowej na świecie. Przed państwem rodzina Zarate.
Rodzina to w Argentynie słowo związujące trzy pokolenia. Nestorzy, ich dzieci, a na końcu wnuki. Przy odrobinie szczęścia, to także i prawnuki, ale nie wybiegajmy naprzód we rwącej niczym rzeka akcji. Modna w „Kraju Srebra” jest także rodzinna profilaktyka zdrowotna pod nazwą - rekreacja. I tak przyspieszamy tempo, wyciągamy na wierzch liczne rodzeństwo i wkładamy do inkubatora pod nazwą futbol. I co dostaniemy? Ktoś o zboczonych myślach znajdzie zapewne werbalne przekazy kierowane przeze mnie do płci pięknej. Inny odnajdzie tam narodziny piłkarzy. I właśnie z takim zagadnieniem zmierzymy się analizując i to dogłębnie klan Zarate. Poznajmy ich bliżej:
Głowa rodziny: Sergio Zarate
Szyja rodziny: Catalina Riga
Wiek obojga: nieistotny (ocenzurowany)
Pochodzenie męża: chilijskie
Pochodzenie żony: włoskie
Główne atuty pana Zarate: bycie głową rodziny, chrapanie podczas snu, zmiana bielizny co 5 dni
Główne atuty pani Zarate: płodzenie dzieci, bycie żoną pana Zarate
Główne wady pana Zarate: bycie głową rodziny, żeby pozbyć się żony na wieczór kupuje produkty w kartonach
Główne wady pani Zarate: uczulenie na produkty tekturowe
Sergio Zarate, który przyczynił się do spłodzenia niemal podstawowej jedenastki dzieciaków, był Chilijczykiem i zarazem trudnił się piłką nożną (jego ojciec Juvenal też grał w piłkę, gdzie zasłynął z tego, że okiwał go sam wielki Garrincha), ale bez szczególnych osiągnięć. No chyba, że policzymy mu te parę spotkań w pierwszej lidze (czy epizod w argentyńskim Independiente) oraz jego niepohamowaną naturę dandysa o oczach Rosjanina, niemieckim wąsie oraz uszom nietoperza. W trakcie swojej kariery sportowej, ów owłosiony element urody zmiękczył kolana przyszłej pani Zarate - Włoszce z pochodzenia (co może tłumaczyć jej pociąg do włosów). Kobieta była omamiona czernią brwi, namiętnością pocałunku i smakiem margherity z piekarnika... I to wielokrotnie, wystawiając swoją komórkę jajową na ciężką próbę. Tak tak moi drodzy - biologia z której miałem jedynie 3 (pozdrawiam z tego miejsca panią Jaworską - która NIE jest mamą Jaworskich piszących dla tego portalu), sprawiła niezłego psikusa. Czterech chłopców i pięć dziewczynek - prawdziwa matka Włoszka z pikanterią Chili(e). Jednak państwo Zarate płodzili swoje potomstwo już na argentyńskiej ziemi. Intrygujące nieprawdaż?
Syn numer 1: Sergio Zarate
Wiek: 45 lat i parę dni
Pseudonim: Jezus bez brody, niemiecki aktor filmów przyrodniczych
Główne zadanie: bycie najstarszym i najmądrzejszym bratem w rodzinie
Urodzony: w szpitalu w okolicach października
Okoliczności narodzin: walenie w tynki mieszkania pana Zarate
Cel jaki mu przyświeca: dowieść, że ciało zanurzone w alkoholu nie traci na ciężarze tyle, ile waży owa ciecz wyparta przez jego ciało
Aktualny zawód: miłosny plus bycia agentem na usługach rodziny
Jako pierwszy swoje futbolowe kroki stawiał Sergio, który w 1987 roku zadebiutował w barwach Velezu Sarsfield (często nazywanego rodzinnym fortem, co wyjaśnię innym razem). Był postacią o tyle ciekawą, że swój pobyt zagranicą zaczął od niemieckiego 1. FC Nürnberg, gdzie całkiem udane występy pomieszał z mniej udanymi. Choć, kiedy wrócił po rocznym wypożyczeniu z Italii, to od razu został najlepszym strzelcem drużyny (a był pomocnikiem). Niestety nie wystarczyło to do utrzymania Norymbergi w 1. Bundeslidze. Po epizodzie kanapkowym zwanym Hamburger SV, trafił na wiele lat do Meksyku, gdzie popijał tequilę, handlował kokainą i strzelał do policjantów z Miami. Jego życie przypominało trochę rollercoaster, ale bez zabezpieczeń w postaci słodkiego misia przytulanki. Jeszcze w Meksyku zaczął intensywne studia prawnicze i menadżerskie, co zaowocowało pracą na przyszłość - agent piłkarski. I od wielu lat jego praca była tak ceniona i szanowana, że pilnuje wyłącznie... rodzinnych interesów. Co prawda miał po drodze pewne kłopoty z trzymaniem pewnego nerwu na wodzy, gdy zadawał się z pewną uroczą Meksykanką, która była córką narkotykowego bonza... ale pominiemy to, nieprawdaż? Może zainteresuje was jedyny mecz w reprezentacji Argentyny w meczu z Rumunią? Rzekłbym, że wycyganił go od Alfio Basile. Za butelkę dobrego wina z Mendozy.
Syn numer 2: Ariel Zarate
Wiek: 41 lat i 4 miesiące z okładem
Pseudonim: BBB - Bójka, Bajka i Brawurka
Główne zadanie: rozrabiać, bić potencjalnych szwagrów, przeprowadzać staruszki przez jezdnię w celu podwędzenia torebki
Urodzony: w szpitalu 25 marca w dniu 13 lipca
Okoliczności narodzin: Święto Niepodległości Polski
Cel jaki mu przyświeca: jeśli ruch pięści Ariela jest prostoliniowy, a wektor siły jest stały, to pracę tej siły określa się wzorem: Pięść Ariela = Siła * Przemieszczenie = Szpital
Aktualny zawód: komentator sportowy/polityczny/śniadaniowy/wieczorny/ekonomiczny
Ariel Zarate, rocznik 1974, z uznaniem przyznaje, że starszy o 4 lata brat Sergio był jego idolem. We wszystkim, nawet w sposobie picia yerby. Jako piłkarz swoje życie spędzał głównie na hiszpańskiej ziemi, gdzie Malaga, Tiki Taka oraz kasztanki stanowiły jego podstawową dietę. Co ciekawe, jako napastnik bardziej niż ze skuteczności, był znany ze swych asyst i podań. Czy mówiłem już o tym, że mówiono na niego "kelner"? Jeśli tak, to napomknę słowem pisanym, że zanim zdecydował się zostać piłkarzem, pracował jako kelner w restauracji... chińskiej. Jako, że Ariel kojarzy nam się z proszkiem, to chyba nie można nie wspomnieć o tym, jak wielbił kopać resztę swojego rodzeństwa (ale tak rekreacyjnie, dla treningu). W czasach szkolnych znany był z bójek lub z eliminacji przyszłych szwagrów. Ponieważ siostry piłkarza, cieszyły się dużą popularnością wśród szkolnych rówieśników. Zresztą Ariel był wyjątkowym i ukochanym bratem, albowiem po analizie przyszłych mężów przystawiał im weryfikacyjną pieczątkę z pięści i nogi. Te ostatnie kończyny zapewniły zresztą historyczny powrót do argentyńskiej Primery - All Boys. A co aktualnie porabia? Dziś można go posłuchać w „TV Publica”, gdzie współkomentuje mecze drugiej ligi argentyńskiej. Generalnie bez szału (w momencie pisania ostatniego zdania, autor niespodziewanie otrzymał cios w twarz - sprawca nieznany, wyskoczył oknem z 7 piętra).
Syn numer 3: Rolando Zarate
Wiek: 36 i pół
Pseudonim: ten co pożyczał auto Raulowi na zakupy do Carrefoura, BCR10 - Blondwłosy Czarny Rudzielec z 10
Główne zadanie: wyrywać chwasty z ogródka, pokazywać kobietom jak się strzela gole, ładnie się uśmiechać na rodzinnych spotkaniach
Urodzony: dnia szóstego Augusta w Haedo
Okoliczności narodzin: Mikołajki i inne zręczne łapki
Cel jaki mu przyświeca: nawracać ryby płynące pod prąd, zostać ambasadorem wysp Cooka, śpiewać publicznie piosenki grupy Behemoth z kościelnej ambony.
Aktualny zawód: nosić pieluchy po Mauro, ganiać go z linijką
Rolando Zarate, o którym pisano słynne pieśnie, robiono roladki, chrzczono paliwa na stacjach benzynowych, zapowiadał się na największy talent z klanu. Młody, zabójczo przystojny brunet, który potem ogłupiał w momencie przefarbowania się na blond, swoją techniką uwodził tych, którzy zechcieli nim handlować. A trzeba przyznać, że Rolando traktowano jak kredyt w banku dla najbogatszych z układu - wypożyczano na niski procent. To skusiło słynny Real Madryt, który wziął chłopaka na półtorej roku, gdzie najpierw siedział w Castilli, a potem trenował obok Raula, Savio czy McManamana (dla niewtajemniczonych to taki hamburger z angielską rybą, która śpiewa piosenki Beatlesów). 11 lutego 2000 roku strzelił jedyną (w całej swej przygodzie madryckiej) bramkę w meczu ligowym z Malagą (notabene jego brat Ariel, też grał w tym meczu). I na tym poprzestał, gdyż rozegrał tylko siedem spotkań z łączna liczbą 87 minut. I tak przez 7 lat, ciągle był poza domem. Ale za to w 2005 roku jak wrócił do Velezu, to od razu wskoczył też do kadry Jose Pekermana, który powołał go na mecz towarzyski z Meksykiem. Ba, tak zatańczył na tym sobrero, że strzelił nawet bramkę - zuch chłopak. Po kilku latach stwierdził skromnie, że jego życie przypomina Jasia Wędrowniczka. Fakt, ciągle było płynne, począwszy od jednego baru do drugiego. Pewien rok swojej kariery spędzał dojazdem w Katarze, którego nabawił się przez swojego najmłodszego z klanu Zarate brata - Mauro.
Syn numer 4: Mauro Zarate
Wiek: 27 i ¾
Pseudonim: Wielbłądzia Stopa, Członek Nazi, Finezyjny Karciarz Zmysłów
Główne zadanie: być niesfornym i najpopularniejszym w klanie, sprawiać zachwyt u nastolatek oraz handlować swoją podobizną w reklamie kuwety dla kota.
Urodzony: 18 marca tam gdzie reszta
Okoliczności: koniec roku szkolnego
Cel jaki mu przyświeca: szkołę miałem w d... upie, więc żadnego wzoru z fizyki wam nie podam!
Aktualny zawód: nożny - po prostu piłkarz
I to niesforny chłopak jest głównym bohaterem serialu, taką odpowiedzią na Musiała. Miał instynkt strzelecki, ale reszty zabrakło, gdy podpisywał kontrakt z Al-Saddem. Choć Velez zgarnął 22 mln dolarów, to sam piłkarz łagodnie rzecz ujmując popisał się równaniem z iloczynem w roli głównej. Nikt nie wspomniał co prawda, że zamieszany był w to jego brat Sergio, który negocjował w tej sprawie tak skutecznie, że zgarnął dla siebie... okrągłe 2 mln baksów (argentyńska skarbówka płakała, jak to usłyszała). Zaś bratu odpalił kontrakt w wysokości 6 mln, zapewniając dostatnie życie w piasku, daktylach i wielbłądach. W ciągu dwóch lat zagrał jednak tylko osiem spotkań, by przez resztę czasu albo symulować kontuzje albo bawić się w Lawrence'a z Arabii w wersji XXX. Legendą piasku pozostały jego wyprawy z wielbłądem i... kobietami. Hmm, nawet jak potem ustatkował się z piękną Natalią Weber, to nie sposób mu odmówić jego pustynnych herców. Ten Argentyński Gringo nie krępował się w doborze partnerek na jedną noc, gdzie potrafił bez trudu zaczepiać okoliczne bogate damy, stewardessy oraz kobiety z królewskich hare... dworów. Moi mili, jednak nie chcąc z tego tekstu robić drugiej części „Głębokiego Gardła” wspomnę, że nieprzypadkowo Rolando musiał co środę wpadać na kontrole. Jak na dobrego brata przystało... sam też w tych wyprawach uczestniczył, a kasę za bilety (w końcu leciał z Argentyny) zwracał mu Al-Sadd. Kochająca się rodzinka, nie ma co! Ale sam Mauro wiódł swe cztery litery po rozmaitych klubach. Od nazyfikacji w Lazio, poprzez mediolański deszcz i gdy powrót na łono Velezowe miał się zakończyć pięknie... ten czmychnął do Anglii, zostając uznanym za kawał chama z zachodu Anglii.
I to tyle. Wersja argentyńska „Rodzinki” pojawi się już w grudniu, kiedy otwierając prezenty spojrzymy na nieprzejednane obrazki, wiecznie uśmiechniętej rodzinki Zarate.
PS A tak swoją drogą, ostatnio pewien znajomy nazwał mnie konfidentem. Cóż jako, że znam trochę języka greckiego, to cieszę się, że uznaje mnie za człowieka godnego zaufania. W takich czasach, takie wyznania... Szacunek.
MICHAŁ BOROWY