Barcelona? I hate you!
2013-02-21 20:00:18; Aktualizacja: 11 lat temuFC Barcelona jest klubem, który się kocha albo nienawidzi. Czym różni się, jednak dzisiejsza niechęć do Katalończyków od tej z przeszłości. Różnice są bardzo wyraźne.
FC Barcelona - drużyna, która budzi obecnie największe emocje w piłkarskim świecie. Jedni uwielbiają patrzyć na setki podań, efektowane kombinacyjne akcje oraz indywidualne popisy podopiecznych Tito Vilanovy, pozostali - wręcz przeciwnie, powołując się na schematyczność i zwyczajną nudę, która doskwiera oglądając spotkania Katalończyków. Jedno pozostaje bezsprzeczne - Barcelona to jeden z najwybitniejszych klubów w historii futbolu. Dziesiątki spektakularnych sukcesów, setki legendarnych graczy oraz milionowa rzesza fanów na całym świecie. Tak piękną historią może poszczycić się tylko kilka zespołów na całym świecie.
Skąd, więc ta niechęć niektórych kibiców do piłkarzy Barcy? Historia pokazuje, że zjawisko braku sympatii, a często nawet nienawiści do katalońskiej drużyny obecna była znacznie wcześniej, aniżeli czasy "wielkiej Barcelony" stworzonej przez Pepa Guardiolę. Popularne
Środowa porażka Barcelony z Milanem w Lidze Mistrzów wywołała wielki entuzjazm wszystkich, którzy marzą o kresie dominacji Barcelony w światowym futbolu. Coraz częściej można obserwować zjawisko, odsłaniające świadomość kibiców, którzy mówiąc dosadnie, nienawidzą Barcelony, przez co zamiast kibicować jednemu kontretnemu klubowi, wspierają zawsze tę drużynę, która rywalizuje przeciwko podopiecznym Vilanovy. Czym wytłumaczyć takie zachowania? Po pierwsze, niektórzy chcą przeciwstawić się trendowi miłości do Barcelony, która obudziła się w milionach kibiców na fali sukcesów Katalończyków w ostatnich latach. Inni z kolei to przedstawiciele społeczności będącej zawsze na "nie". Podobnie było na przełomie XX i XXI wieku, kiedy to sukcesy odnosił Real Madryt, a cały świat z zapartym tchem przyglądał się poczynaniom "Królewskich". Wtedy mogliśmy obserwować prawdziwy "wysyp" miłośników Ronaldów, Beckhamów czy Zidanów - sytuacja analogiczna to tej obecnie, kiedy co drugi chłopiec na szkolnych boiskach z dumą przywdziewa trykoty Messiego, Fabregasa czy Iniesty. Czy zjawisko niechęci czy nawet nienawiści do Barcelony jest czymś nowym? Zdecydowanie nie. Historia pokazuje, że nawet w dobie największego kryzysu sportowego klubu z Katalonii miliony kibiców na świecie złorzeczyło na samą myśl o bordowo-granatowych barwach hiszpańskiego klubu. Róznica pomiędzy falą niechęci z obecnych czasów, a tą sprzed kilkunastu lat jest zasadnicza.
Katalonia od lat walczy o swoją niepodległość i niezależność od państwa hiszpańskiego. Myśląc Katalonia, mówisz Barcelona. Schemat jest prosty. To właśnie jeden z najwspanialszych klubów w historii futbolu w sposób znamienny wpisuje się niepodległościowe dążenia Katalończyków. Stadion Camp Nou w latach 30-tych stanowił arenę wolności dla mieszkańców Barcelony. To właśnie w tym miejscu można było wykrzyczeć wszelakie hasła w stronę reżimu rządzącego, który całkowicie zsyłał katalońską kulturę na margines. To właśnie FC Barcelona stała się płaszczyzną, na której Katalończycy mogli realizować swoje polityczne ambicje do woli. Wszelkie decyzje podejmowane przez władze klubu były stawiane w świetle wydarzeń o randze państwowej. Klub niejednokrotnie rezygnował z usług swoich największych gwiazd - Rivaldo, Ronaldo, Maradona, Ronaldinho, aby zachować status całkowitego braku akceptacji wszystkiego co komercyjne, przez co "niekatalońskie". FC Barcelona miała kojarzyć się wyłącznie, jako twór nieskazitelny, przepełniony romantyczną nutą walki o niezależność. Już samo hasło "Més que un club" - "więcej niż klub" budzi skojarzenia przez wielu odbierane, jako akt potrzeby wywyższania się i awansu w hierarchi ważności. Kataloński wzorzec klubu nijak wpisuje się w mocny komercjalizm piłki nożnej. Sam fakt braku reklam na koszulkach Barcy nie był tak kontrowersyjny, jak wieloletnie twierdzenie, że barwy klubowe nie mogą być wykorzystywane w żaden sposób, odbierający im wręcz "religijną" wartość. Przeciwnicy kultu Barcelony często zarzucali jej kibicom skrajny wręcz nacjonalizm. W dobie tworzącej się Unii Europejskiej i wszechogarniającej globalizacji tożsamość, a nade wszystko świadomość tej tożsamości, którą reprezentowali Katalończycy, była źródłem ataków poglądowych, które wygłaszane były nawet przez osoby, które z piłką nożną żyły raczej na bakier.
Jak z tych zarzutów obroniła się Barcelona? Zbytnio wysilać się nie musiała. Fakty przemawiały same za siebie. Katalończycy nigdy nie traktowali kibiców drużyn przeciwnych, jako ludzi gorszej kategorii. Patrząc przez pryzmat relacji, chociażby w światku kibicowskim na Wyspach Brytyjskich jest to fakt warty odnotowania. Ponadto na stadionie Barcelony zawsze zasiadał ogromny odsetek kobiet i dzieci, przez co argument, że Camp Nou jest swoistym "centrum nacjonalizmu" musiał być natychmiastowo odrzucony. Chociaż pogląd, że sprawy polityki i sportu w FC Barcelonie są łacząne w zbyt wyraźny sposób panuje do dnia dzisiejszego.
Jak widać, niechęć do Barcelony ma wieloletnie podstawy histotyczne. W dawnych latach źródłem braku szacunku i sympatii do Barcy było poczucie wyższości Katalończyków oraz silne pragnienie niepodległości. Chociaż dzisiaj mieszkańcy Barcelony i wszyscy Katalończycy równie mocno marzą o niezależności, to dzisiaj nikt nie powie, że gardzi klubem z Barcelony przez wzgląd na etniczne czy polityczne zawirowania.
Dlaczego, więc stale rośnie liczba osób, które zwyczajnie "nie trawią" Barcelony? Zdania są podzielone, chociaż wydaje się, że najmocniejszym argumentem przemawiającym za niechęcią do Blaugrany jest fakt, że w ostatnich latach Messi i spółka mówiąc kolokwialnie, najzwyczajnie w świecie "odjechała" piłkarskiemu światu. A obserwacja społeczeństwa pokazuje wprost, że nienawidzimy wszystkich tych, którzy się wyróżniają i są po prostu lepsi od reszty.
W artykule zaczerpnięto informacje z książki Franklina Foera - "Jak futbol wyjaśnia świat, czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji".