Ten sezon będzie należeć do nich?! 18 zawodników, którzy mogą zabłysnąć w Ekstraklasie
2025-07-18 11:10:28; Aktualizacja: 32 minuty temu
Nowy sezon to nowe nadzieje. Spośród wszystkich klubów w Ekstraklasie wybraliśmy po jednym zawodniku, dla których nadchodzące rozgrywki mogą okazać się przełomowe.
Wraca Ekstraklasa. Długie wyczekiwanie na wznowienie zmagań w naszej rodzimej lidze wreszcie dobiega końca, dlatego tuż przed inauguracją warto dokonać przeglądu wojsk.
Zajrzeliśmy do każdej z szatni, by wytypować zawodnika, dla którego nowy sezon może okazać się przełomowy. Skupiliśmy się przede wszystkim na młodych talentach, ale nie zabrakło też letnich nabytków czy piłkarzy, którzy pierwsze przetarcie z polskimi rozgrywkami mają już za sobą.
***Popularne
Gísli Thórdarson (Lech Poznań) - islandzki pomocnik trafił na Bułgarską w zimowym oknie transferowym i choć spodziewano się, że w następnych miesiącach pomoże swoim nowym kolegom w walce o tytuł mistrzowski, stanowiąc alternatywną opcję dla Antoniego Kozubala i Radosława Murawskiego, szybko nabawił się kontuzji barku, w związku z czym minione rozgrywki dobiegły dla niego końca po zaledwie pięciu meczach.
20-latek intensywnie pracował nad powrotem do zdrowia. Na treningach zjawił się wcześniej niż przewidywano, a większość jednostek zaplanowanych w ramach okresu przygotowawczego zrealizował na pełnych obrotach. To w zestawieniu z obiecującymi występami zwiastowało, że dostanie pierwszy plac na meczu o Superpuchar. Ale nagle wszystko posypało się przez uraz.
Jeżeli szukać jakiegoś pozytywu - problem nie był poważny. Już następnego dnia Thórdarson wybiegł w sparingu z Sokołem Kleczew, a trener Frederiksen normalnie powinien mieć go pod swoją ręką na piątkową inaugurację przeciwko Cracovii. Gdy tylko zdrowie będzie jego sprzymierzeńcem, w Poznaniu może grać pierwsze skrzypce.
Lamine Diaby-Fadiga (Raków Częstochowa) - jeden z bohaterów pomysłowej wymiany między Jagiellonią Białystok a Rakowem Częstochowa. W stolicy województwa podlaskiego Francuz nie potrafił uwolnić potencjału, który zdradzał w treningach i który dostrzegli w nim działacze Rakowa. Pod Jasną Górą ma pokazać zupełnie nową twarz.
- Lamine to zawodnik, który pasuje do naszego DNA. Ma bardzo duży potencjał, którego nie pokazał jeszcze w pełni w barwach Jagiellonii. Wierzymy, że trener Marek Papszun go wydobędzie i z każdym tygodniem w Rakowie Lamine będzie coraz lepszy. Na boisku widzimy go na pozycji numer „dziesięć”, ale to wszechstronny zawodnik z wieloma atutami, które prezentuje na boisku - zachwalał letni nabytek „Medalików” doradca zarządu ds. sportowych, Artur Płatek.
Nie ma większego sensu, by wracać myślami i grzebać w przeszłości tego piłkarza. Do Częstochowy przyjechał z czystą kartą i tylko od niego będzie zależeć, czy chwyci wyciągniętą dłoń. Następnej takiej szansy może już nie dostać.
Oskar Pietuszewski (Jagiellonia Białystok) - na tle przeciętnej ligowej szarości takie perełki to prawdziwe unikaty. W stolicy Podlasia mają tego pełną świadomość, przy czym do tematu podchodzą z rozwagą i spokojem. Pomimo lawiny zapytań, dyrektor sportowy Łukasz Masłowski zapewnia, że tego lata o żadnym odejściu nie ma mowy.
Wiosną Pietuszewski potrafił błysnąć młodzieńczą fantazją, wkręcając rywali w ziemię, a jego indywidualne akcje przynosiły wiele korzyści całemu zespołowi. To typ skrzydłowego, z którym obrońcy raczej nie chcą mieć do czynienia. 17-latek uplasował się w czołówce ligi pod względem liczby udanych dryblingów oraz wygranych pojedynków w stosunku do rozegranych minut. Bardzo często meldował się też w polu karnym przeciwnika, stwarzając zagrożenie zarówno dograniem futbolówki, jak i bezpośrednim uderzeniem na bramkę. Co ważne, prezentując pełną paletę walorów ofensywnych, nie wykręcał się od wypełniania obowiązków w obronie.
Krążą opinie, że Pietuszewski to talent z potencjałem na spore europejskie granie. Możliwe, że na granie w pięciu najlepszych ligach na Starym Kontynencie. Nim jednak wypłynie na szerokie wody, będzie musiał utwierdzić wszystkich w przekonaniu, że jest gotów stawić czoła takiemu wyzwaniu.
Adrian Przyborek (Pogoń Szczecin) - co wspólnego mają Lamine Yamal i Adrian Przyborek? Otóż, mimo olbrzymich rozbieżności na wielu płaszczyznach, nazwiska obu tych zawodników zagościły na liście największych talentów z rocznika 2007 według brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Przy czym nie o podkreślenie kontrastów tutaj chodzi. To raczej dowód na to, że w Szczecinie rośnie kawał grajka.
Przyborek swój debiut w pierwszej drużynie „Portowców” zanotował miesiąc i siedemnaście dni po ukończeniu 16. roku życia. Od tamtego czasu uzbierał kolejne 63 występy. Przyrównując do skali europejskiej, niewielu jego rówieśników może pochwalić się tak konkretnym doświadczeniem w piłce seniorskiej.
Dycha na plecach to spora odpowiedzialność, ale również świadectwo tego, że młody chłopak nie boi się stawiać czoła wyzwaniom. Jeżeli w nowej kampanii ugruntuje pozycję w wyjściowej jedenastce i ustabilizuje formę, jeszcze nie raz wywoła uśmiech na twarzach kibiców Pogoni.
Wojciech Urbański (Legia Warszawa) - obecne wybory trenera Edwarda Iordănescu sugerują, że druga linia w zespole Legii jest jak na razie mocno zabetonowana i ciężko będzie się do niej przebić. Na własnej skórze przekonuje się o tym młody Urbański, który w trakcie okresu przygotowawczego potrafił błysnąć cudowną akcją, ale gdy przyszło do grania o punkty, jego rola ogranicza się, przynajmniej w tym momencie, do łapania ogonów.
Młodzieżowiec nie ma lekko. O skład musi konkurować z takimi wyjadaczami jak Bartosz Kapustka czy Juergen Elitim. Do tego w razie potrzeby niżej może zejść Ryōya Morishita, a lada chwila gotowy do gry będzie też Gonçalves. Niezależnie, jak oceniamy każdego z tych zawodników, trudno nie przyznać, że każda z konfiguracji daje Legii porządnie obsadzony środek pola.
Możliwe, że Iordănescu potrzebuje nieco więcej czasu, by śmielej postawić na wychowanka Wisły Kraków. Dlatego kluczowe będzie w tym wszystkim podejście samego piłkarza. O ile utrzyma poziom, nie zniknie z radarów i będzie dalej systematycznie robił swoje, to powinien mieć duże szanse, by jeszcze w tym sezonie dobić się do wyjściowego składu.
Fabian Bzdyl (Cracovia) - akademia krakowskiego klubu regularnie zasila pierwszy zespół swoimi absolwentami. Tylko w ciągu ostatnich lat przez kadrę „Pasów” przewinęli się Michał Rakoczy (po tureckim wojażu znów w szeregach Cracovii) czy Filip Rózga (sprzedany za dwa miliony euro do Sturmu Graz). Na nową nadzieję typowany jest zaś Fabian Bzdyl - wychowanek w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Bzdyl dołączył do Cracovii w wieku czterech lat. Następnie przeszedł przez wszystkie szczeble grup juniorskich, by w lutym zeszłego roku po raz pierwszy wystąpić w Ekstraklasie, stając się drugim najmłodszym debiutantem w historii klubu (16 lat, dwa miesiące i osiem dni).
W poprzednim sezonie nastolatek nabił trochę ponad 400 minut i dorzucił dwa trafienia - w tym jedno fantastyczne przeciwko Jagiellonii Białystok. Wydaje się, że w nowych rozgrywkach będzie miał więcej sposobności ku temu, żeby serwować takie pociski.
Kacper Karasek (Motor Lublin) - występujący na pozycji pomocnika lub skrzydłowego zawodnik bilet do Ekstraklasy wykupił już w trakcie ubiegłego sezonu za sprawą zdobycia jedenastu bramek oraz pięciu asyst w 32 meczach na pierwszoligowym poziomie. Kwestia była tylko jedna - czy podpisze nową umowę, czy spakuje walizki i wyjedzie do innego klubu. Ostatecznie wygrała druga z wymienionych opcji, a wolny transfer 23-latka lublinianie sfinalizowali jeszcze w pierwszej połowie czerwca.
Były młodzieżowy reprezentant Polski trafił do Motoru jako wzmocnienie środka pola. Ma za sobą obiecujący okres przygotowawczy, ale w nowe rozgrywki najprawdopodobniej wejdzie jako rezerwowy. O minuty będzie musiał się poszarpać, jednak biorąc pod uwagę dynamikę sezonu, z pewnością nie zabraknie okazji, by zagościł swoja obecnością na zielonej murawie.
Przed dwoma laty zrezygnował z niego Widzew. Teraz będzie miał okazję, żeby zagrać łodzianom na nosie.
Marcel Wędrychowski (GKS Katowice) - szybki, dynamiczny, przebojowy. Umiejętność błyskotliwego wykorzystania rzeczonego zestawu cech każe nam sądzić, że wychowanek Stali Szczecin nareszcie zerwie z łatką „niespełnionego talentu”. W końcu nie bez przyczyny mówi się o nim, że może zostać „nowym Fornalczykiem”.
Plan, który przedstawili mu działacze Pogoni, nie przekonał ofensywnego zawodnika do kontynuowania kariery w stolicy województwa zachodniopomorskiego, stąd w trakcie letniego okienka zmienił klub na zasadach wolnego transferu. Miał trafić do Arki Gdynia, lecz finalnie skusił się ku opcji przeprowadzki w szeregi GKS-u Katowice, z którym związał się trzyletnim kontraktem.
Dotychczas progres Wędrychowskiego hamowały kontuzje. Zdrowie nie dopisywało także podczas zeszłego sezonu, bowiem pauzował przez cały okres rundy jesiennej. Miejmy zatem nadzieję, że urazy nie będą dawały mu się we znaki tak często (a najlepiej w ogóle), bo z tej gliny da się coś ulepić. Tym bardziej, gdy jest w rękach Rafała Góraka.
Ousmane Sow (Górnik Zabrze) - przy Roosevelta od niespełna pół roku, jednak wiosną nie pokazał tego, na co go naprawdę stać. Wynikało to zapewne poniekąd z naturalnej bariery aklimatyzacyjnej, bo kiedy Sow przyleciał na Górny Śląsk nie posługiwał się językiem angielskim.
Senegalczyk może obsadzić zarówno lewą stronę, jak i środek ataku, lecz najlepiej czuje się mimo wszystko na prawej flance, skąd chętnie ścina z piłką do środka na lepszą nogę. Swoją przewagę buduje w głównej mierze na sile i szybkości. Spośród wszystkich zawodników Górnika w poprzednim sezonie osiągnął dziewiątą najwyższą prędkość maksymalną (lepsze wyniki notowali Taofeek Ismaheel - pięć razy, Kryspin Szcześniak - dwa razy oraz Paweł Olkowski - raz).
Sow nie był przysłowiowym „kotem w worku”. Dość oczywiste wydaje się, że zanim klub wydał na niego około 250 tysięcy euro, skrupulatnie przeanalizowano wszystkie argumenty za oraz przeciw w zakresie tego ruchu. I finalnie uznano, że piłkarz o takim profilu będzie w stanie zrobić różnicę.
W przypadku Sowa pora więc sypać konkretami. Parasol ochronny właśnie został zdjęty.
Igor Drapiński (Piast Gliwice) - za nim pierwszy pełny sezon na boiskach Ekstraklasy. Trener Aleksandar Vuković przeprofilował go na bocznego lewego obrońcę i choć w tej roli zaliczył kilka naprawdę udanych występów, to przez Maxa Möldera będzie brany pod uwagę głównie jako środkowy defensor.
21-latek ma się od kogo uczyć, w końcu na co dzień podpatruje Jakuba Czerwińskiego. Kapitan Piasta rozegrał 267 meczów na poziomie Ekstraklasy, a także ponad 100 spotkań na jej zapleczu. Poza tym trzykrotnie podnosił trofeum przyznawane mistrzom Polski oraz liznął europejskiego futbolu (między innymi cztery występy w fazie grupowej Ligi Mistrzów).
Drapiński nie jest już ligowym świeżakiem. Wie, z czym je się Ekstraklasa. Dlatego jeżeli myśli o tym, by kiedyś wyrwać się poza polskie podwórko, w nowych rozgrywkach musi postawić sobie poprzeczkę jeszcze wyżej.
Jakub Budnicki (Korona Kielce) - jeszcze dwa lata temu ganiał za piłką w trzecioligowej Pogoni Grodzisk Mazowiecki, gdzie na weekendowym rozkładzie miał takie zespoły jak Błonianka Błonie, Olimpia Zambrów czy Warta Sieradz, a już w sobotę może zaliczyć oficjalny debiut w Ekstraklasie. Futbol zna różne historie, ale ta należy do tych naprawdę wyjątkowych.
Korona ruszyła po niego w momencie, kiedy stało się jasne, że wygasającej umowy nie przedłuży Miłosz Trojak. Do Kielc trafił na zasadzie transferu gotówkowego (600 tysięcy złotych) po świetnym sezonie w pierwszoligowym GKS-ie Tychy. Na zapleczu elity dał się poznać jako solidny obrońca obdarzony bardzo dobrymi warunkami fizyczno-motorycznymi, a także zawodnik lubiący wprowadzać piłkę do przodu. Przede wszystkim zasłynął jednak z zagrożenia stwarzanego w polu karnym rywali (w ostatnich rozgrywkach strzelił aż siedem goli).
Budnicki, szykowany do gry na pozycji pół-prawego stopera, wchodzi w duże buty i z ciekawością będziemy przyglądali się jego poczynaniom w złocisto-krwistych barwach.
Depú (Radomiak Radom) - na południu województwa mazowieckiego doszli do wniosku, że skoro powiodło im się z transferem Capity Capemby, za którego już teraz padają oferty rzędu miliona euro, konsekwentnie odrzucane przez władze Radomiaka, to czemu by nie pozyskać... jego rodaka.
Tym sposobem przy Struga zameldował się Laurindo Dilson Maria Aurélio, znany szerszej publice jako Depú. Jest to 25-letni napastnik wyróżniający się ponadprzeciętnymi predyspozycjami motorycznymi oraz znakomitą eksplozywnością, co do którego jednak rodzą się spore wątpliwości.
W poprzednim sezonie Angolczyk strzelił jednego gola i zaliczył jedną asystę w koszulce serbskiego FK Vojvodina, do którego był wypożyczony z Gil Vicente. Marnie. Na Bałkach nie rozpływano się raczej nad jego występami, a po rozstaniu szybko o nim zapomniano. Poza tym letni nabytek Radomiak jest graczem narażonym na częste urazy, co może budzić następne obawy.
Depú to wciąż spora niewiadoma, ale zarazem zawodnik, który może odcisnąć wyraźne piętno w polskiej Ekstraklasie. W Radomiu mają nadzieję, że kupiony za rekordowe pieniądze (łącznie 200 tysięcy euro) napastnik odpali już w pierwszych miesiącach, bo wtedy wszelkie wątpliwości znikną w oka mgnieniu.
Samuel Akere (Widzew Łódź) - transferowa karuzela kręci się przy Piłsudskiego jak szalona. A nim na dobre poszła w ruch, do wagoniku wiozącego nowych przybyszów wsiadł nigeryjski skrzydłowy pozyskany z Botewu Płowdiw.
Na papierze ten transfer to strzał w dziesiątkę - relatywnie niska kwota (około 750 tysięcy euro); skrzydłowy, który w oferowanym pakiecie ma niemal wszystko, czego dziś oczekuje się na od zawodnika występującego na jego pozycji; potencjał na sprzedaż z pokaźnym zyskiem. Tutaj wszystko się zgadza.
- Samuel jest skrzydłowym z wyjątkową umiejętnością analizowania sytuacji oraz podejmowania szybkich decyzji, potrafi też grać jeden na jednego. Umie tworzyć sobie przestrzeń na boisku. Jest szybki i często atakuje przestrzeń za linią obrony rywali - opisuje dyrektor sportowy Mindaugas Nikoličius.
O ile nie dopadną go kontuzje, może namieszać i zrobić show w Ekstraklasie.
Tomasz Wójtowicz (Lechia Gdańsk) - dziś możemy co najwyżej rozmyślać nad tym, jak potoczyłyby się losy wychowanka Ruchu Chorzów, gdyby latem zeszłego roku przeszedł do Jagiellonii Białystok zamiast Lechii Gdańsk. A rozeszło się przecież o prowizje dla agencji menedżerskiej.
Debiutancki sezon 21-latka przyniósł siedem występów w podstawowym składzie. Bywało gorzej, bywało też lepiej, aczkolwiek wiele wskazuje na to, że wraz z nadejściem nowych rozgrywek sytuacja ulegnie diametralnej zmianie.
Wszystko przez odejście Maksyma Chłania, które otwiera przed Wójtowiczem furtkę do gry w startowej jedenastce trenera Carvera. Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej wygra rywalizację z innymi zawodnikami, w tym z pozyskanym niedawno Mohamedem Awadem Allim.
Filip Kocaba (Zagłębie Lubin) - defensywny pomocnik spędził poprzedni sezon na wypożyczeniu w Arce Gdynia, gdzie morskie powietrze zdecydowanie mu posłużyło. Wychowanek Zagłębia szczelnie zabezpieczył środek pola, wyrastając na kluczową postać całego zespołu zarówno wtedy, kiedy funkcję trenera pełnił Tomasz Grzegorczyk, jak i w momencie, gdy stery przejął Dawid Szwarga.
Po finiszu ubiegłych rozgrywek wspomniany Szwarga wspólnie z dyrektorem sportowym Veljko Nikitoviciem oraz prezesem Wojciechem Pertkiewiczem próbowali zatrzymać tego zawodnika na wszelkie możliwe sposoby. Być może były to złudne nadzieje, lecz w końcu dotarło do nich, że w Lubinie taki temat nie jest w ogóle brany pod lupę.
W kolejnym sezonie Kocaba, grając u boku bardziej doświadczonego Damiana Dąbrowskiego, ma trzymać środek pola u Leszka Ojrzyńskiego. 20-latek zrobił solidne wrażenie podczas letnich sparingów, a sympatycy „Miedziowych” liczą na powtórkę w meczach o stawkę.
Marcel Predenkiewicz (Arka Gdynia) - w ostatnim sezonie wypożyczony do Polonii Warszawa. Dla „Czarnych Koszul” zdobył dwie bramki i zanotował identyczną liczbę asyst w 33 występach, co nie do końca oddaje jego rzeczywisty wpływ na poczynania stołecznego zespołu. Równocześnie doskonale obrazuje jednak to, z czym ma największy problem - dostarczaniem konkretów pod polem karnym przeciwnika.
Skrzydłowy nie grzeszy wykończeniem, na co niejednokrotnie narzekali sympatycy warszawskiej drużyny i na co zdaje się w nadchodzących rozgrywkach będą narzekać kibice Arki. Nie zmienia to faktu, że Predenkiewicz jest zawodnikiem o wysokim suficie możliwości, co podkreśla nawet sam trener beniaminka, Dawid Szwarga. Jeżeli, kolokwialnie rzecz ujmując, „coś” u tego gracza wreszcie „przeskoczy”, gdynianie będą mieli z niego sporo pociechy.
Igor Strzałek (Bruk-Bet Termalica Nieciecza) - jeden z tych chłopaków, któremu wróżono ciekawą karierę w koszulce warszawskiej Legii. I niby wszystko się zgadzało: technika, dobry przegląd pola, nieszablonowość. Ale zamiast „błysków” były jedynie „przebłyski”. W końcu przy Łazienkowskiej uznano, że lepiej będzie, jak Strzałek poszuka minut gdzie indziej.
Na starcie zeszłego sezonu ofensywny pomocnik został wypożyczony do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza, a wcześniej zaliczył krótki przystanek w Mielcu. Pod batutą trenera Marcina Brosza zagrzał miejsce w wyjściowej jedenastce i wspólnie ze „Słonikami” awansował do elity, zdobywając dwie bramki i siedem asyst na przestrzeni 29 występów.
Klub zawalczył, by Strzałek pozostał w jego szeregach. Efekt? Kolejne wypożyczenie. Tym razem jednak z wpisaną opcją wykupu. Jeśli zatem młodzieżowiec przekona do siebie sztab oraz działaczy, a tegoroczny beniaminek skombinuje środki, żeby za niego zapłacić, zawodnik zamknie za sobą drzwi w szatni stołecznego zespołu. Kto wie, czy nie raz na zawsze.
Wiktor Nowak (Wisła Płock) - jako nastolatek został odrzucony przez Legię Warszawa, co - jak sam przyznawał - mocno go dotknęło. W konsekwencji musiał rozejrzeć się za innym klubem w okolicy i dołączył do Znicza Pruszków.
Ciężką pracą oraz regularnymi postępami na dobre przebił się tam do pierwszej drużyny. W zeszłym sezonie był niemal nie do zdarcia - opuścił tylko jedno spotkanie, i to wyłącznie z powodu zawieszenia za kartki. W pozostałych meczach zawsze wychodził na plac od pierwszych minut, bardzo często grał od deski do deski i zapisał na swoim koncie siedem trafień, a także sześć asyst.
Latem sięgnął po niego Górnik Zabrze, choć wcześniej mocno interesował się nim także Raków Częstochowa. Wraz z nowym zespołem wyjechał na zagraniczne zgrupowanie, po którym zapadła decyzja o wypożyczeniu. Istniało bowiem ryzyko, że przy silnej konkurencji w środku pola „Trójkolorowych” jego czas na boisku będzie ograniczony.
Tym sposobem 20-letni pomocnik zasilił szeregi Wisły Płock, której trykot będzie ubierał w najbliższym sezonie. Do drużyny trenera Mariusza Misiury dołączył ledwie parę dni przed inauguracją sezonu, więc trudno się spodziewać, by od razu wskoczył do pierwszego składu. Niemniej widzimy go tam w niedalekiej przyszłości.