Historie są niemal identyczne. Teodorczyk zdecydował się na zagraniczny wyjazd po świetnym sezonie 2013/2014. Zdobył w nim 20 bramek. Do Marcina Robaka, który sięgnął po koronę króla strzelców zabrakło mu raptem dwóch trafień. Snajpera Lecha Poznań łączono z niezliczoną liczbą drużyn. Ostatecznie padło na Dynamo Kijów. Kierunek trochę dziwił, ale Ukraińcy po prostu przebili wszystkich rywali. Zarówno jeśli chodzi o pieniądze dla „Kolejorza”, jak i kasę dla samego zawodnika.
Ukraińską przygodę „Teo” ciężko
jednoznacznie ocenić. Polak strzelał we wszystkich rozgrywkach, w
jakich występował. W 53 spotkaniach ukłuł w sumie 21 razy,
statystycznie trafiał do siatki co 100 minut. Gdy wchodził na
murawę, z reguły nie zawodził. Problem w tym, że nie pojawiał
się na niej zbyt często. Powody były różne. Sergiej Rebrow wyżej
cenił umiejętności reszty snajperów, a samemu Teodorczykowi przytrafiały się też przestoje. Nie bez znaczenia była oczywiście
kontuzja, przez którą Polak stracił niemal połowę sezonu. Być może była nawet kluczowa.
Poprzednie rozgrywki ligowe Polak zakończył
kapitalnie, bo hat-trickiem z Metalistem Charków, ale jego pozycji w
drużynie to nie zmieniło. Trener Rebrow dał mu jasno do
zrozumienia, że woli Juniora Moraesa i
Oleksandra Hładkija. Gdyby „Teo” został na Ukrainie na kolejny sezon, cały czas grałby niewiele. Jego menedżer Marcin
Kubacki mówił zresztą, że 25-latek nie czuje się tam zbyt
dobrze. Wypożyczenie do Anderlechtu
od początku wydawało się świetnym wyjściem.
Wilczek wyjechał z kraju rok po
Teodorczyku. W swoim ostatnim sezonie na rodzimych boiskach strzelił
dokładnie tyle samo goli co trzy lata młodszy kolega. W jego
przypadku 20 trafień dało jednak koronę króla strzelców.
Wilczkiem też interesowało się sporo zespołów. W końcu podpisał
trzyletnią umowę z Carpi. Jakie były oczekiwania? Spore. Z jednej
strony chodziło o Serie A, a więc silną ligę, w której
napastnikom gra się dość ciężko. Z drugiej - beniaminek z Carpi
dysponował słabą kadrą, więc szanse na regularną grę były duże.
Tak się przynajmniej wydawało.
Na początku nie było
jeszcze tak źle, bo Wilczek wszedł z ławki w meczach z Sampdorią
Genua i Interem Mediolan. Potem przyszła jednak kontuzja mięśni
brzucha, a do tego pojawił się stan zapalny spojenia łonowego.
Polak powtarzał, że nie zamierza się poddawać, ale jego
przyszłość w różowych barwach się nie rysowała. Po urazie
spędził tylko 15 minut na boiskach Serie A. Zimą został odsunięty
od drużyny i postanowił opuścić Półwysep Apeniński. Tak jak
Teodorczyk, znalazł się w sporym dołku. Nie ma co ukrywać, obaj spodziewali się o wiele więcej po swoich zagranicznych
transferach.
Wilczek odbudowę formy zaczął w rundzie
wiosennej poprzedniego sezonu. Pierwszą bramkę dla Brøndby zdobył
już w ligowym debiucie z Hobro. Potem dorzucił cztery
kolejne trafienia.
W jeszcze wyższej formie jest jednak na
początku tego sezonu. W lidze strzelił już cztery gole. Do tego w
ostatnim spotkaniu z Aarhus dołożył asystę. Więcej trafień w
duńskiej ekstraklasie mają tylko jego koledzy z drużyny - Teemu
Pukki (osiem) oraz Andrew Hjulsager (pięć). Jeden z nich często jest partnerem Polaka w linii ataku.
Sumując statystyki ligowe z europejskimi pucharami, wygląda to znakomicie: 12 spotkań - osiem trafień - cztery asysty.
Teodorczyk pierwszy mecz w barwach
Anderlechtu rozegrał dopiero na początku sierpnia, ale póki co
wygląda to równie dobrze. 25-latek trafił już do siatki w
eliminacjach Ligi Europy ze Slavią Praga, a w trzech meczach ligi
belgijskiej zdobył dwie bramki i zanotował asystę. - To najlepszy
napastnik Anderlechtu od 2010 roku, odkąd odszedłem z klubu -
stwierdził ostatnio na łamach „La Derniere Heure” Nicolas
Frutos. A przecież odkąd Argentyńczyk opuścił „Fiołki”,
gole strzelali tam m.in. Romelu Lukaku i Aleksandar Mitrović. Bierzemy to z dystansem, ale komplement zacny.
Nie pozostaje nic innego jak liczyć na to, że obaj nasi snajperzy na długo
utrzymają obecną dyspozycję. Zawsze to cieszy, gdy zawodnicy
podnoszą się po mniejszych lub większych niepowodzeniach. Oni to zrobili. A
jeszcze bardziej cieszy fakt, że Wilczek z Teodorczykiem w formie mogą
być fajną alternatywą dla Adama Nawałki. Selekcjoner nie pominął
ich zresztą przy powołaniach na najbliższy mecz z Kazachstanem.
-
Doceniam klasę Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego, ale nie
mam kompleksów - przyznał ostatnio Wilczek w rozmowie z „Przeglądem
Sportowym”. I takie podejście nam się podoba. Obaj panowie mogą przydać się kadrze.