"Chyba mi nie powiesz, że to twój wnuk?" Charlie Austin - kariera murowana

2014-12-20 18:41:30; Aktualizacja: 9 lat temu
"Chyba mi nie powiesz, że to twój wnuk?" Charlie Austin - kariera murowana Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Kochają go fani Queens Park Rangers, ale też wszyscy gracze Fantasy Premier League, bo małym kosztem daje im sporo punktów. On sam wie doskonale, jak budować swoją karierę cegła po cegle. Trzy lata temu był to przecież jego fach.

Historia Charliego Austina to materiał na film. Coś jak przesłodzony „Gol” z Kuno Beckerem grającym Santiago Muneza. Seria perypetii chłopaka z wielkim futbolowym marzeniem, zakończona bramką w świetle reflektorów, w błyskach fleszy fotoreporterów i pod czujnym okiem kamer Premier League. 

To opowieść o człowieku, którego rozkład dnia sprzed pięciu lat zupełnie nie przypomina obecnego. Trening, trening, mecz. Tak wygląda to w Premier League. Praca na budowie, pociągiem (a czasem nawet promem) na mecz, mecz, prysznic, powrót do domu. I budzik nastawiony znów na 5:30, by nie spóźnić się do pracy. Cegły same się przecież nie położą.

- Kiedy myślę o tamtych dniach, zastanawiam się, jak to się mogło tak pozmieniać - wyznaje Austin. Trzeci najlepszy strzelec Premier League, spoglądający z góry na tych, którzy w tamtym czasie byli już multimilionerami. Na Robina van Persie, Wayne’a Rooneya, czy Didiera Drogbę.

Bohaterowie takich historii zwykle przechodzą też przez chwile zwątpienia. Nie mogło być inaczej. W wieku 15 lat Charlie usłyszał w akademii Reading, że jest za mały. Od tamtego czasu, aż do momentu, gdy w 2009 roku dostrzegli go skauci Swindon Town, nie miał styczności z zawodową piłką. - Szczerze mówiąc, takie granie sprawiało mi frajdę. Wolałem grać z kumplami na osiedlowych boiskach, niż trenować w profesjonalnym klubie. 

Jeśli więc Austin miałby być inspiracją dla twórców z Hollywood, do obsadzenia mieliby dwie niezwykle istotne, drugoplanowe role. Dwóch starszych panów, których połączyła pasja do wyścigów konnych. 

- Poznałem Harry’ego w restauracji Ocean Palace jakieś 20 lat temu. Pamiętam, że wytypował kiedyś poprawnie cztery wyścigi konne, zakreślając je długopisem w gazecie. Skorzystałem z tych podpowiedzi i wygrałem niezłą sumkę pieniędzy. Kiedy znów go tam zobaczyłem, podszedłem by podziękować - opowiada po latach jeden z nich.

Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby tym skutecznym typerem nie okazał się ówczesny menedżer West Hamu, Harry Redknapp. A szczęśliwym zwycięzcą - Alistair „Ozzy” Austin. Jak można się domyślić, choćby przez zbieżność nazwisk, dziadek Charliego.

Panowie spotykali się od tamtej pory regularnie, a dziadek Alistair coraz częściej wspominał Harry’emu o swoim wnuku. Jak to dziadek, chwalił go przy każdej możliwej okazji. Redknapp więc za każdym razem kurtuazyjnie pytał go, jak się miewa wnuczek. „Harry, on właśnie strzelił 40 goli w jednym sezonie!” Menedżer odpowiadał jednak za każdym razem grzecznie, że jest menedżerem Tottenhamu, a Charlie gra w Hungerford.

Alistair się nie poddawał, a Charlie dawał mu coraz więcej argumentów, by przypominać o nim swojemu znajomemu. Poole, później wreszcie Swindon. Redknapp nie wytrzymał. - Jak on kurwa się nazywa, Ozzy? Chyba mi nie powiesz, że twój wnuk to Charlie Austin?

Redknapp wspomina tą historię z uśmiechem. Tak, znał dziadka Charliego od lat, ale jakoś nigdy nie przyszło mu do głowy, by spytać o nazwisko. - To zawsze był po prostu Ozzy. Gdy przychodziłem się z nim spotkać, zawsze pytałem ludzi, gdzie jest Oz.

Dziadek się doczekał. Jego wnuk trafił wreszcie pod skrzydła „Houdiniego”. Przez Burnley, które w ostatnich latach masowo produkowało znakomitych napastników, na czele z Jayem Rodriguezem i Dannym Ingsem. Teraz jest najlepszym strzelcem Premier League z angielskim paszportem i dumą kibiców z Loftus Road. Jego bramki to wybawienie dla ekipy Redknappa, która gra - zachowując wszelkie proporcje - jak Real ery „Galacticos”. Wygrywamy, jeśli strzelimy więcej goli od rywala. Czyste konto raczej nie wchodzi w grę. 

Tak jak pierwsza część historii Santiago Muneza skończyła się bramką z Liverpoolem, dającą Newcastle awans do Ligi Mistrzów, tak premierowy epizod Austina mógłby niewątpliwie skończyć się dziś, hat-trickiem zapewniający comeback od 0:2 do 3:2 z West Bromem. Fabuła kolejnych zależy już tylko od niego. Nogi z pewnością nie odstawi, na trening raczej nigdy się nie spóźni. Wie, jak to jest wstawać o 5:30 i harować od świtu do zmierzchu…

… bez piłki przy nodze.

***